Patrzyłem, pozostawiony w tyle jak Chan jedynie zmienia atrakcje, nawet na mnie nie patrząc.
-To urocze, ucieszyłeś się tym wszystkim niczym mały chłopiec –Zauważyłem z uśmiechem, gdy podszedł do mnie z przeprosinami. Nijak nie czując złości że mnie pozostawił. Zabawnie było patrzeć jak chłopak mierzący około 190 cm wzrostu biega między stoiskami, oferującymi różne atrakcje jak dziecko. Chan słysząc moje słowa, spojrzał mnie kątem oka, jakby niechętnie.
- Po prostu mnie trochę poniosło... – Mruknął obojętnym tonem i odwrócił się. Nie dało się jednak potraktować jego oziębłości poważnie, kiedy tak się rumienił. Odrywając wzrok od jego twarzy, dostrzegłem, że trzyma w rękach uroczą maskotkę.
-Jaka słodziutka przytulanka… chyba spróbuję sam taką wygrać, pójdziesz ze mną Chanuś? –Mój rozmówca wydawał się zdziwiony tym zdrobnieniem, jednak dla mnie nie było w tym nic dziwnego. Ot co oznaka lekkiej sympatii.
- Pewnie. – Uśmiechnął się szybko, słysząc to od razu ruszyłem kupić swój bilecik kiedy to nagle zatrzymały mnie jego kolejne słowa- Ale... Gdybyś chciał, mogę ci ją dać. - Trochę nieśmiało wystawił rękę z maskotką w moją stronę, przyjąłem ją i objąłem go szybko. I szczerze nie spodziewałem się takiej reakcji… Cały zesztywniał, by po chwili niepewnie oddać uścisk a w momencie gdy miałem się odsunąć, wtulił się we mnie mocniej. Po policzku pociekła mu łza w chwili gdy szeptał mi ,, dziękuję’’. Poczułem się niezręcznie.
-Za co mi dziękujesz Chan? Coś się stało ? – Zapytałem ostrożnie i niepewnie, pozwalając się dalej tulić. Ludzie zerkali na nas. Kilka osób może nawet i z niechęcią, jednakże niezbyt mi to przeszkadzało. Nawet nie odsunąłem się od niego.
-Nie – Upewnił mnie i odsunął się, by następnie wytrzeć łzę. Uraczył mnie po tym uśmiechem – Po prostu ci dziękuję… Gdzie teraz idziemy?
Nadal zdezorientowany jego zachowaniem, pozwoliłem mu zmienić temat, uśmiechnąłem się pogodnie, pocieszycielsko i złapałem go za nadgarstek by zacząć prowadzić.
-Idziemy do wróżki, ciekawe jaki los czeka małego Stephena! –Tak nad tym myśląc, to nigdy nie wierzyłem w tego typu wróżby, czy inne takie. Jakoś tak, wiara w przepowiadanie przyszłości kojarzyła mi się z moją chorobą. Mówiąc krótko: Czyste szaleństwo i tylko tyle.
- Ja już tam byłem... – Powiedział, by urwać w połowie. - Trochę tam dziwnie, ale chętnie z tobą pójdę. – Tu już uśmiechnął się wesoło.
Dziś tak często się uśmiechał, w zasadzie, ten dzień był jakiś wyjątkowy. Chan uśmiechał się i cieszył jak niewinny chłopiec, a ja nic nie słyszałem, to znaczy, nie słyszałem niczego, czego bym nie chciał słyszeć, leki działały idealnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz