31 stycznia 2018

Od Lucasa C.D: Matt

       Matt był naprawdę spiętym gościem. Dosłownie! Zero uśmiechu, nawet kącik ust mu nie drgnął, kiedy baldachim zwalił się na ziemię. Już moja w tym głowa, żeby rozkręcić tego gogusia. Z głupawym uśmieszkiem podniosłem się z ziemi. Mój zirytowany współlokator leżał skierowany do ściany, głośno wzdychając. Na ten widok uśmiechnąłem się jeszcze szerzej. Stałem przez chwilę wpatrzony w postać Matta zwiniętego na łóżku, po czym udałem się do łazienki. Krótko szukałem pomysłu, właściwie to napatoczył mi się już po chwili. Zabawne, że to właśnie w takich miejscach jak łazienka najczęściej doznawałem olśnienia.

       Delikatnie odkręciłem kran, starając się o jak najdelikatniejszy strumień wody. Jak najdelikatniejszy i jak najzimniejszy. W końcu głośny chlupot mógłby wzbudzić podejrzenia Matta, a wysoka temperatura nie przysłużyłaby się zanadto kawałowi. Kiedy uznałem, że warunki są odpowiednie, przystąpiłem do działania. Wyciągnąłem z szafki pierwszego lepszego balona i cierpliwie zacząłem napełniać go wodą. Gumowy materiał powoli nabierał kształtu, stale pęczniejąc. Obserwowałem napinające się ścianki, szacując, ile jeszcze cieczy zdoła pomieścić. Biorąc pod uwagę jego ciężar postanowiłem trzymać go pod kranem jeszcze przez 7 sekund.  Jak się jednak wkrótce przekonałem, było to o 2 za dużo.
       -...5...4...3...- odliczałem pod nosem. -...2- jak na zawołanie balon z hukiem pękł, rozbryzgując wokół całą zgromadzoną do tej pory wodę. Oczywiście ja ucierpiałem najbardziej, zarówno włosy jak i koszulka zostały bardzo obficie zmoczone. Zaskoczony przetarłem twarz. Tak mały błąd, a jednak mógł sprawić, że cały plan diabli by wzięli. Ostrożnie podszedłem do drzwi i wyjrzałem w stronę łóżka Matta. Azjata musiał chyba nie dosłyszeć wybuchu, ponieważ drzemał dalej niewzruszony. Delikatnie wierzgnął nogami, podrapał się po głowie i głośno wypuścił powietrze. Z ulgą powróciłem do umywalki. Ponownie sięgnąłem po kolejnego balona i tym razem napełniłem go o wiele staranniej. Było to jednak o wiele trudniejsze niż poprzednio, zważywszy na fakt, iż cały czas dygotały mi ręce. Ta woda była naprawdę lodowata! Kiedy zdecydowałem się zakręcić kran, balon był niemal o połowę mniejszy od poprzedniego. Z lekkim zawiedzeniem zawiązałem go i przysunąłem się do wyjścia. Przez chwilę myślałem, że gruchnę o ziemię, kiedy jedna z moich nóg niekontrolowanie poślizgnęła się na mokrej posadzce. W ostatnim momencie kurczowo chwyciłem się ręcznika wiszącego przy drzwiach, co pozwoliło mi na ponowne złapanie równowagi. Odetchnąłem z ulgą i pewnym acz ostrożnym krokiem ruszyłem w stronę Matta. 
       Już po paru krokach byłem przy nim. Kiedy spał wyglądał w sumie całkiem niewinnie. Na sekundę zrobiło mi się go szkoda. Tylko na sekundę, ponieważ już po chwili cisnąłem w jego ciemny baniak mój wodny pocisk. Ten rzecz jasna pękł podobnie jak jego poprzednik wraz z towarzyszącym mu hukiem. Woda chlusnęła na zaskakującą wprost odległość, część kropel wylądowała także na moich spodniach. Co się tyczy Matta- jego reakcja była całkiem do przewidzenia. Podskoczył oszołomiony, głośno nabierając powietrza. Z początku szamotał się z ubraniem, starając się pozbyć mokrego materiału z ciała, jednak musiałby chyba podrzeć swoją koszulkę aby tego dokonać. Otrzeźwiał po paru sekundach, słysząc mój niepohamowany śmiech i to on chyba rozjuszył go jeszcze bardziej. Nim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, zerwał się na równe nogi  i rzucił w moim kierunku. Instynktownie uskoczyłem, ledwo unikając jego długich łap, starających się mnie pochwycić. Na oślep zacząłem czmychać po pokoju, podczas gdy Matt usiłował mnie dorwać. W końcu, nie mając innego wyjścia, wskoczyłem z powrotem do łazienki. Tak, to dobra określenie. Dosłownie z rozbiegu wskoczyłem do niej, lądując na wciąż jeszcze mokrej posadzce. Nawet nie zauważyłem, kiedy moje nogi po prostu odjechały do tyłu, a ja poleciałem prosto na mordę. Poczułem tylko, jak moja szczęka głośno łupnęła o podłogę. A potem Matt chwycił mnie za kostki i bez ceregieli wywalił za drzwi pokoju. Będąc już na korytarzu, z trudem dźwignąłem się na nogi. Upadek mimo wszystko nie zdołał zważyć mego humoru i dalej śmiałem się, po części sam z siebie, dalej pocierając obolały podbródek. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz