17 lutego 2017

Miłość: Definicja Larsa


      A więc dzień był cudowny, a mianowicie: Padał deszcz, w klasie, znudzony lekcją angielskiego, patrzyłem za okno, pół słuchając a pół olewając to, co nauczyciel mówił o zbliżających się walentynkach. Co do samego święta, nie nienawidziłem go, dlaczego miałbym nienawidzić to, że ludzie są szczęśliwi, mają swój dzień, kwiatuszki, serduszka, och ach, niech się cieszą, krzyżyk na drogę moi mili… Zbyt długo jednakże, pięknie być nie mogło, albowiem, nasz miły humanista z oczywistości niedoszły romantyk snujący wizje o poetyckiej miłości, kazał nam napisać, jako prace domową czymże jest miłość. Ostrzegł jeszcze, że będzie sprawdzał, czy praca na pewno nie jest z Internetu, po czym pozwolił nam się spakować.
     Problem był, więc jeden, ale znaczący, co do definicji miłości, chociażby skłamać nie umiałem. Nigdy nie twierdziłem, iż miłości nie ma, ale nie wiedziałem też, jak się ją określa, ot ludzie nagle czują się do siebie przywiązani, jak bliźnięta syjamskie, czy jakoś tak. Jednak wątpię by za taką odpowiedź, należała mi się dobra ocena, a nie zamierzałem poprawiać tego gówna. Westchnąłem więc, pakując zeszyty i rozejrzałem się po klasie... I wtedy dojrzałem jego, Ruiego, patrząc na jego twarz uśmiechnąłem się jak rekin, który właśnie wyczaił ofiarę(albowiem, swoją drogą, właśnie ofiarą miał dziś być), po czym wstałem i postanowiłem do niego podejść.
     -E, Rui – Mruknąłem, wychodząc za nim z klasy, na co ten zareagował, także tylko mruknięciem i zerknięciem na mnie z nad książki – Pomożesz mi –To nie było pytanie, a oznajmienie mu faktu.
     -W czym, po co i dlaczego?  –Dobiegło moich uszu jego pytanie, westchnąłem przeciągle, zastanawiając się, jak sformułować odpowiedź szybko krótko i zwięźle.
     -W tym, co zadał ten gościu, nie mam pojęcia, co niby miałbym napisać o miłości, za to ty pewnie wiesz idealnie, więc mi pomożesz – Umilkłem na chwilę, by poczekać na jego reakcje, ale uznałem, że wykorzystanie go od tak, nie jest w moim stylu – Mogę ci zapłacić za to – Po prostu honor nie pozwalał mi wziąć czegoś bez zapłaty, nie lubiłem być czyimś dłużnikiem a tak, wszystko było jasne, transakcja jak każda inna.
    -W porządku, odpłacisz mi się kiedyś, w przyszłości, jeśli nadarzy się okazja – Stwierdził, patrząc na mnie z miną, niewyrażającą emocji, zaczynał mnie już irytować, ale postanowiłem póki, co być miłym.
     -Powiem tak, nie lubię, gdy coś jest niejasne, dlatego wymyśl, co chcesz w zamian, lub ile mam przyszykować - Nie dałem mu, wepchnąć po tej wypowiedzi, swoich trzech groszy, bo patrząc na niego z niechęcią szybko rzuciłem – Masz dziś u mnie być, do osiemnastej, jak masz jakieś plany, to je odwołasz, mój pokój nosi numer ósmy, cześć. – I odszedłem, nie czekając na odpowiedź, bo szczerze mówiąc gówno mnie obchodziła.
                                                                          ***
     No i był o osiemnastej, punktualnie, otworzyłem mu drzwi i zaprosiłem do środka, w pokoju, jak miałem w zwyczaju, panował idealny porządek. Rui, wytarł buty o wycieraczkę, po czym je zdjął, cieszyłem się, że nie musiałem go o to prosić i nie miał, jak niektórzy, w zwyczaju chodzenia komuś po mieszkaniu w obuwiu.
     -Więc, zdecydowałeś się, czego chcesz? –Zapytałem, choć bez większego zainteresowania, chłopaszek skinął głową.
     - Chcę cię narysować – Wbiłem w niego wzrok i patrzyłem się, tak, jak patrzyłbym na chorego psychicznie, który właśnie snuje swoje brednie, jednym słowem, jak na zupełnie popierdolonego, który wymaga natychmiastowej hospitalizacji w najbliższym psychiatryku.
     -C…co? Po cholerę? –Wydusiłem z siebie, marszcząc przy tym brwi, gdyż nijak tego nie rozumiałem.
     -Lubię szkicować ludzi, to jak? Chyba ze dasz zaprosić sie na kolacje? –Otworzyłem usta chcąc coś powiedzieć, lecz szybko je zamknąłem z porządną pustką w mózgu, normalnie każdy poprosiłby o pieniądze, zaś on wyskoczył z narysowaniem mnie, bądź zaproszeniem na kolacje, w sumie, było to dość odważne posunięcie.  Zarazem co prawda miałem ochotę wyrzucić go za drzwi, ale zadania potrzebowałem.
     -Dobra, naszkicujesz mnie, tylko zrób to zadanie jak należy…no więc… –Usiadłem na łóżku i otworzyłem laptopa, po czym po włączeniu notatnika, ponownie przerzuciłem na niego spojrzenie.- Co tam sądzisz o miłości ?
    - Hm, miłość to dziwny stan, w którym zaczynamy myśleć o drugiej osobie częściej niż o swoim życiu. Zachowujemy sie jakbyśmy byli pod wpływem narkotyków, czynimy głupstwa, z których później sie śmiejemy. Ponadto, pomimo że nigdy nie wnikasz do cudzego życia, masz ochotę to zrobić by zobaczyć jak ta osoba żyje i ją zrozumieć, być oparciem. Nawet, gdy nie czujesz pociągu do tej samej płci, znajdzie sie taka osoba, która kochasz i nie będziesz w stanie patrzeć na innych, chcesz przy niej trwać jak pies i bronić. Patrzeć jak sie uśmiecha, zwraca na ciebie uwagę- jest twoim prawdziwym światem, który chcesz by trwał i nie został zniszczony.
    - Brzmi trochę jak wyznanie ,,jak zostałem gejem’’ –Stwierdziłem, ale koniec końców, napisałem to co tam nagadał o miłości, pomijając jednak fragment, o zakochiwaniu się w swojej płci. W sumie to na chwilę złapała mnie ciekawość, czy osobnik naprzeciw mnie jest gejem i dał mi jakąś lekką sugestie… ale w sumie to może wolałem nie wiedzieć czy czegoś ode mnie chciał, czy nie, wystarczyło, że zaprosił mnie na kolacje. – No w każdym razie, dzięki, to by było na tyle, lepsza definicja niż moja, pamiętaj tylko by napisać coś innego, u siebie, byśmy oboje nie oblali, wtedy bym ci przypierdolił, a tego byś nie chciał.
     - Jakbym nie wiedzial ~ - Mruknął, wywracając oczami, zignorowałem to, odłożyłem laptopa, wstałem.
     -To kiedy chcesz mnie rysować? –Zmieniłem sprawnie temat, chcąc już zakończyć spotkanie.
     -Co powiesz na jutro po lekcjach?
     - Ta, może być… - I na tym etapie go pożegnałem, a gdy wyszedł, zamknąłem za nim drzwi i wyciągnąłem swój odkurzacz dwufunkcyjny, z możliwością mycia podłogi, wyczyściłem dokładnie miejsce, które można było uznać za ,,mini przedpokoik’’ po czym z westchnieniem zająłem się sprawdzaniem, czy po wizycie Rui, nie trzeba sprzątnąć czegoś jeszcze. Dopiero wtedy wróciłem na łóżko, wysłałem swoją pracę domową nauczycielowi e-mailem i odstawiłem laptopa na bok. Jutro czekał mnie naprawdę ciężki dzień. Rysowanie ludzi… Zastanawiałem się tylko, w jakich sytuacjach lubi ich rysować. Przymknąłem oczy. Cóż, jeżeli będzie chciał narysować mnie nago to najwyżej skończy ze złamanym nosem, nie zamierzałem zaspokajać jego zboczeń… A wracając do tematu miłości, po tym co powiedział mi Rui, zmieniłem zdanie, nie brzmiało to jak bliźnięta syjamskie…Brzmiało jak ostra choroba psychiczna. Obsesja właściwie. Gorzej niż fetysz szkicowania ludzi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz