Zdążyłem wypakować większą część zakupów na łóżku, a Meph wciąż nie wracał.
Zaczynałem się obawiać, że może moja matka dodała go do dzisiejszej potrawy,
dlatego też postanowiłem zejść na dół i go wyratować. Usłyszałem w tym momencie
”walniesz mu w twarz”. Ciekawe, co tym razem wpadło jej do głowy.
- Przepraszam za moją matkę. Ignoruj niektóre rzeczy, które mówi. Najlepiej
wszystko, zapomniała leków – wyszeptałem ostatnie. Oczywiście, co do tych leków
nie było prawdziwe.
- Ej! Słyszałam! – powiedziała, lecz mimo oburzonego tonu, miała uśmiech na
twarzy. Jak zawsze zresztą. Chyba już wiem, po kim mam takie pozytywne
podejście do życia.
- Oczywiście – odpowiedział sucho - wychodzę zapalić.
- Tylko do ogrodu mi z tym – ostrzegła nas matka.
Kiwnąłem głową i postanowiłem go zaprowadzić do ogrodu. Nie to, że trudno
było tam trafić. W końcu już z kuchni widać było szklane drzwi zaglądające do
ogrodu. Wciąż miałem kurtkę i buty, więc zimno nie było mi straszne. Odsunąłem
je na bok i wstąpiłem do ogrodu, gdzie usiadłem na bujanej ławce. Była tu
aktualnie jedynym meblem ogrodowym. Na lato zwykle wystawiano stół, aby obiad
spożyć w miłym słoneczku, lecz teraz było na to za zimno. I za mokro. Chyba jedyny
minus tego kraju. Częste deszcze trwające nawet i parę tygodni. W zimę można
dostać depresji od tej szarości.
Odepchnąłem się od ziemi, tym samym sprawiając, że bujawka zaczęła powoli poruszać
się w przód i w tył. W tym samym czasie skrzyżowałem nogi i usiadłem po
turecku.
- Sory, że cię tak przeciągałem przez miasto. Chciałem to załatwić w miarę
szybko. Możliwe, że trochę za bardzo się pośpieszyłem – powiedziałem, spoglądając
na zachmurzone niebo. Ciekawe, kiedy znowu zobaczymy choć trochę błękitu.
- Jeżeli mam być szczery, nienawidzę przebywać wśród ludzi, więc im krócej,
tym lepiej – powiedział po odpaleniu papierosa.
Westchnąłem. Byłem tego świadom, a jednak zmusiłem go do czegoś takiego Z
drugiej strony dobrze sobie poradził. Może więcej takich wypadów go przyzwyczai?
Gdzieś w psychologii był taki sposób radzenia sobie z wężami i innymi.
Przywiązywali cię do krzesła i zostawiali z wężami do momentu, kiedy przestałeś
wrzeszczeć w niebogłosy. Psychologia taka zabawna.
- Cóż… Mamy teraz resztę dnia dla siebie. Więc można robić cokolwiek. A jak
o tym już mowa… Obraziłbyś się jakbym pod wieczór z chłopakami zagrał? Ponoć są
nowe misje, a to oznacza i niezaliczone zadania – przeciągnąłem się.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz