31 grudnia 2017

Zadanie rang: Charles Anson

Nie powiedziałbym, że moja nowa ranga jakoś przypadła mi do gustu. Była męcząca. Chyba już wolałbym być celem niż fanem numer 1. Ale cóż poradzić, nie zawsze ma to co się chce. Większym problemem było upodobnienie się do naszego króla. Farba na włosy odpadała, jego kolor był słaby. Czarne szkła kontaktowe, nawet nie chciało mi się w to bawić. Może taśmę na oczy! #Rasizm. Okey, to zostawało jeszcze malować się na biało każdego dnia, zbyt męczące. Ostatecznie postanowiłem zignorować tą część. Najwyżej moja prośba zostanie spełniona i nie będę musiał się bawić w to gówienko. Tak przynajmniej myślałem. Za karę jednak dostałem cholernie długie zadanie. Z tego co słyszałem większość osób miała jedno normalne zadania lub dwa drobne. Ja miałem… Trzy z tego co pamiętam. I to takie w miarę wymagające. Ale nie bałem się takich wyzwań. W sumie to nawet nie brzmiało źle. Z tego powodu jak tylko zobaczyłem Chana, od razu do niego podszedłem.
- Witaj, o wielki królu – zaśmiałem się.
Chan w tym momencie wyglądał jakby chwilowo nie rozumiał sytuacji, ale w końcu zareagował.
- Witaj - odpowiedział z powagą. - Wybacz to głupie pytanie, ale... Jak masz na imię?
Bądź człowieku najdłużej panującym królem, a ci i tak nawet nie zapamiętają kim jesteś. Ten nie był aż tak krótko by nie załapać się chociaż na jedno z moich momentów królowania. Ale spoko. Widać nie zwraca uwagi na swoje otoczenie.
- Charles Anson, twoja dziesiątka – wyciągnąłem w jego stronę swą dłoń z uśmiechem na twarzy. – Możesz mi mówić po prostu Charlie. Albo też jak chcesz, królu.
- Miło cię poznać - powiedział z uśmiechem i przyjął moją dłoń. - Co cię sprowadza?
Krok pierwszy, podlizywać się. Jak dobrze, że nie jestem przepełniony duma jak niektóre osoby. Przynajmniej nie było to jakieś wielce trudnie. Starczyło pomyśleć o tym jak o roli, którą trzeba odegrać. Nie trzeba teoretycznie, praktycznie wolę już bardziej nie ryzykować, póki co pod względem kasty. W sumie bardziej powinno mi być szkoda komitetu niż samego siebie. Jakby przesadzili to Meph raczej nie byłby zadowolony. Wolałem nie ryzykować i nie prowokować nikogo tym samym.
- Cała przyjemność po mojej stronie – delikatnie się ukłoniłem. - To niezwykłe z samego dołu, nagle wzniosłeś się aż na tron. Mało komu to się udaje, szczególnie tak by posiadać tym samym jakikolwiek szacunek. W wielu osobach mimo wszystko pozostaje wcześniejsze nastawienie, że było się celem.
- Przyzwyczajenie się do nowej roli chyba trochę mi zajmie - zaśmiał się cicho, wyglądając na zawstydzonego. - To miłe z twojej strony, ale nie musisz mi się kłaniać – dodał po chwili.
Etap drugi: Odkryć ulubioną książkę lub film. Nie mogło być to aż tak trudne, prawda? A w razie jakby tamtym nie starczyło jego zawstydzenie, postanowiłem kontynuować z podlizywaniem się.
- Jestem pewien, że sobie poradzisz – kontynuowałem ze swoim przyjaznym uśmiechem. – A w razie czego masz również i mnie do pomocy.
- Dziękuję, zapamiętam tą ofertę – powrócił do wesołego uśmiechu.
- W ogóle. Jestem pewien, że masz dobry gust. Masz może jakiś film do zaproponowania? O! Jaki jest twój ulubiony? – zapytałem.
- Nie byłbym tego taki pewny – zaśmiał się. - W sumie to lubię wszystkie filmy... Jedyny, jaki przychodzi mi na myśl to Snowpiercer, oglądałem go niedawno – chwilowo się zamyślił. - Trudno mi stwierdzić, czy jest dobry, ale mi się podobał.
- A o czym? – zapytałem, jako że nigdy nie słyszałem tego tytułu.
- Z tego co pamiętam było tam coś o zimowej apokalipsie, przez którą zginęła prawie cała ludzkość. Nie wiem, jak to dokładnie wyjaśnić – powiedział przepraszającym tonem, jak już zebrał myśli.
Cóż. Nie brzmiało to jak coś w moim stylu, no ale spoko. Nie musiałem przecież tego oglądać. Miałem tylko odkryć co to jest. Chyba mimo wszystko bardziej wolałem… Hmm… Luźniejsze filmy. Choć w sumie dobrą akcją nie pogardziłbym, ale też nie byłoby to coś, za co sam bym chwycił.
- Brzmi dosyć ciekawie – kiwnąłem głową. – Co prawda nigdy nie byłem zbytnio zainteresowany post apokaliptycznymi scenariuszami i tym podobnym, ale brzmi to na coś innego. Zazwyczaj po prostu trzymają się jakiś chorób czy tym podobnym.
- To fakt - przytaknął. - Zazwyczaj też są same zombiaki - zaśmieje się cicho. - Ale za tym nie przepadam.
- Szczególnie scenek ich żywienia się… W sumie jak o żywności mowa to jaką kuchnię wolisz? Europejską, Azjatycką, Amerykańską albo może jeszcze inną?
- Też nie mam ulubionej... Chociaż najbardziej smakuje mi Europejska i Azjatycka.
- Masz może jakąś restaurację, którą byś polecił? Znudziło mi się ciągłe chodzenie na stołówkę i chyba chociaż raz zjem poza szkołą. Tylko wiesz, jakąś porządną, którą ty przetestowałeś i lubisz – kontynuowałem już tak bliski celu.
- Tak właściwie to... Restauracja Smoque BBQ była całkiem dobra, chociaż dawno tam nie chodziłem – odpowiedział.
- O! Dzięki wielkie – ponownie się do niego uśmiechnąłem. – Zatem wiem, dokąd za niedługo się wybiorę.
- Nie ma sprawy – skinął lekko głową.
- Jeszcze raz dziękuję, królu – kiwnąłem głową z uśmiechem. – Do zobaczenia zatem. Chyba, że czegoś ode mnie potrzebujesz.
- Zawsze do usług – odpowiedział, po czym dodał z uśmiechem - dziękuję, niczego na chwilę obecną nie potrzebuję.
- W razie czego starczy, że mnie zawołasz lub wyślesz kogoś do mnie – puściłem mu oczko, będąc w dobrym nastroju.
Po zakończonej rozmowie wróciłem do Mepha z uśmiechem na twarzy. Cieszyłem się, że tak szybko udało mi się wszystko załatwić i że Chan był tak rozmowny. Wiele osób albo by uznało mnie za zbyt natrętnego, nawet nie odpowiedziało na moje przywitania bądź kazało mi „spierdalać”. W zależności od poziomu kultury danej osoby. Chan z kolei zdawał się nawet zadowolony z tej rozmowy. Aczkolwiek momentami nieco speszony. Słodkie to było w sumie. Pozostał ostatni etap: wyruszyć do restauracji Chana. Wydawało mi się, że chyba o czymś zapomniałem… Ale nie, wszystko zrobiłem, prawda? Chyba tak… Mimo wszystko z jakiegoś powodu nagle gryzło mnie, że o czymś zapomniałem.
- Nie zechcesz może wybrać się ze mną do restauracji? – rzuciłem niemalże od razu, bez ówczesnego przywiania się z moim chłopakiem. W między czasie również wyjąłem kartkę z kieszeni i odkryłem, że zapomniałem o zapytaniu Chana o jego ulubione danie… Ech, trudno. – Niekoniecznie dzisiaj, ale byle tego tygodnia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz