31 grudnia 2017

Od Mephistopheles'a C.D Charlie

                                                                        ***
   Siedziałem  na ławce, prostej metalowej bujawki i popalałem papierosa, z zarzuconym na ramiona płaszczem. Było po ósmej, a to był pierwszy dzień kiedy wyszedłem z domu na fajkę. Nikt mi nie przeszkadzał, Charlie jeszcze słodko spał, nie będzie marudził, że palę. Na dobrą sprawę, nie musiał nawet wiedzieć, że wyszedłem.
   Westchnąłem, nie mogłem uwierzyć, iż naprawdę dzisiejszego dnia mieliśmy ,,witać’’ nowy rok. Razem. Jako para. I żyłem…  Przymknąłem oczy i siedziałem tak zamyślony, kończąc papierosa i zaczynając następnego.
Z zamyślenia wyrwał mnie dopiero głos Charliego dobiegający od strony szklanych drzwi
   -Uciekłeś mi –Zarzucił
Spojrzałem w jego stronę, stał w samej koszulce oraz bokserkach.
   -Przeziębisz się – Mruknąłem i udałem się w jego stronę. Gdy tak na niego patrzyłem, wydawał mi się naprawdę pełen jakiegoś specyficznego uroku. To zabawne, że podobał mi się nie ważne w jakim stanie i ubiorze. Byliśmy zupełnie inni a mimo to, tylko jemu udało się mnie zauroczyć, a może to złe słowo? Może już go kochałem?
   - I mówi to osoba, która zaledwie lekko zarzuciła płaszcz na siebie – Stwierdził rozbawiony
Po prostu podszedłem bliżej i złapałem go za podbródek, pozostawiając na jego ustach pocałunek, zapominając przy tym o obecności jego matki.
    –Jak się czujesz? – Padło kolejne pytanie z jego słodkich ust, w chwili gdy przepuszczał mnie w drzwiach
   - Z pewnością lepiej, szczególnie gdy jestem w twojej obecności  -Stwierdziłem otwarcie
   - Jaki ty romantyczny – Rzucił starszy brat Charliego z uśmiechem, wchodząc do pomieszczenia. Zaraz za nim przypałętał się mój przyjaciel.
   Zastanawiałem się, jakim cudem Colin tak szybko przyssał się do Matta i to do tego stopnia że nie opuszczali się niemal na krok. Po incydencie jaki mnie spotkał, oboje dostaliśmy wolne i mój starszy kolega z pewnością nie marnował tego czasu. 
   -Mephi  zawsze posiadał duszę romantyka – Powiedział wesoło Coliś  -Taki z niego delikatny kochaś
   - Biega po cmentarzach i rozrzuca płatki róż, kumam – Matt wypowiadając te słowa pokiwał głową
   - Ale ty jesteś głupi – Mruknął zaś w odpowiedzi Charlie, kręcąc główką w zrezygnowaniu
   - Chłopcy – Upomniała ich, ich matka
Colin się roześmiał, ja zaś uniosłem kącik ust
   -Jaka z was urocza rodzinka –Stwierdził  wesoło nowy ,,chłopak’’ Mathewa  - A jak tam wasze plany na sylwestra?  My z Matim idziemy do mojego pokoju hotelowego –To mówiąc cmoknął mężczyznę w polik
   Ciekawiło mnie, czy ta ,,miłość’’ przyjaciela, potrwa chociaż do naszego wyjazdu. Potem zapewne kontakt im się urwie, blondyn nie był stały w uczuciach i po części trochę było tego szkoda. Ciągle był samotny.
   - Meph wciąż trochę słabo się czuje więc zostaję z nim tu, a rodzice z Elizabeth idą oglądać pokaz fajerwerków – Powiedział Charlie, siadając przy stole, bez słowa usiadłem obok niego
   - O ile ojciec nie zmieni zdania – Przyznała jego matka
Spojrzałem na kobietę, miałem nadzieję że jednak się nie rozmyślą. Chciałem spędzić ten czas z Charem sam na sam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz