15 grudnia 2017

Zadanie Rang: Reiner Valentin Schöne

Z początku wydawało mi się, że ta cała zabawa tutejszych jest tylko głupim żartem. W momencie, kiedy odkryłem, że jest to na serio uznałem, że trudno. Jakby nie patrzeć, często udawałem kogoś kim nie byłem. Z drugiej strony za tamto miałem jakiś zysk, a tu w teatrzyk się jakiś bawili. Mimo wszystko widząc, jak traktują cel doszedłem do wniosku, że chyba sobie podaruję takich przyjemności. I może nie byłem tak aktywny jak niektórzy fanatycy, ale chociaż trzymałem się podstaw. Byle nikt się nie przypierdolił. A potem grę rozbudowali czy coś. Liścik z zadaniem. Aha. Ciekaw byłem jak niby w ogóle zamierzali to sprawdzać, czy aby na pewno wykonało się swoje zadanie. Lecieli czystym fanatyzmem, że ludzie tak zakochani w tej głupocie będą brać udział? A może uważali, że wszyscy są tak obesrani po pachy, że będą z czystego strachu wypełniać ich głupie polecenia? Ja z pewnością nie należałem do żadnej z tych dwóch kategorii, ale też i nie należałem do grupy ryzykujących. Nie było to w końcu jakieś wielce trudne zadanie. Przecież nie kazali mi się lizać z kimś czy coś w tym stylu. Ot zaprosić i otrzymać pozytywną odpowiedź. A nawet i znałem pewnego ”idiotę”. Dlatego nawet jak mieli ludzi, którzy wszystkich obserwowali lub mieli fanatyków, którzy bawili się w skarżypyty, postanowiłem spróbować. Co mi szkodzi.
Zabrałem swoje rzeczy, zamknąłem drzwi i zszedłem po schodach do parteru. Tam udałem się w stronę wyjścia, a już przed budynkiem usiadłem sobie na ławce. Było coraz zimniej, przez co miałem na sobie swoją kurtkę zimową. Zapiąłem ją po szyję (a raczej po szalik) po czym wyjąłem z kieszeni paczkę papierosów. Wyjąłem jednego z nich, a następnie wsunąłem go do ust. Reszta paczki trafiła na nowo do kieszeni i została wymieniona na zapaliczkę. Zapaliłem koniuszek papierosa i zaciągnąłem się. Kiedyś skończę. Mówiłem sobie, ale póki co nie zapowiadało się na to. Nawet nie wiem w sumie czemu paliłem. Rekreacyjnie, ze stresu, by coś robić. Trudno mi było powiedzieć, może nawet mieszanka każdego. Póki nie równało się to więcej niż dwóm papierosom dziennie było dobrze. Tym razem zapalniczka została wymieniona na komórkę. Chwilę nad tym myślałem, po czym w końcu wybrałem odpowiedni kontakt i zacząłem stukać palcem w ekran.


Spotkajmy się przed budynkiem dormitoriów
Poniedziałek 16:22
Mech?
Poniedziałek 16:23
Chodź
Poniedziałek 16:23
Oby to było coś ważnego~
Poniedziałek 16:23


Nie musiałem na niego długo czekać. W końcu nie było to nawet tak daleko. Musiał po prostu pokonać te same schody, co ja wcześniej i wyjść przed budynek. Usłyszawszy kroki obok siebie uniosłem głowę i spojrzałem w stronę drzwi. Przed budynek wyszedł akurat Lars. Jego krótki spacer w moją stronę wykorzystałem do uważnego przyjrzenia się mu. Już takie było moje zboczenie. Podziwiałem to, że niezależnie od tego, gdzie szedł, jego strój zawsze był dokładnie dobrany. Ciekaw byłem, czy narzucał na siebie byle co, czy też starannie dobierał jedno z drugim. W sumie to jak tak na niego patrzyłem to nie dziwiło mnie, że tak łatwo szło mu uwiedzenie innych.
- Chodź ze mną na randkę – rzuciłem do Larsa, gdy wstałem z ławki.
- Co? – spojrzał na mnie dziwnie. Widać w jego oczach byłem jakimś szaleńcem. Ale czemu miałoby to być dziwne? Znamy się nie tak długo, a ja mu wyskakuję z randką.
- Głuchy jesteś czy głupi? – odparłem.
- Głupi żart, kretynie – prychnął.
- To nie jest żart – odpowiedziałem zgodnie z prawdą. A szkoda.
- Nie widzi mi się to jakoś – odparł po krótkim zastanowieniu.
- Weź mi pomóż… - rzuciłem w końcu, ciutkę zdesperowany. Wolałem prosić o to jego niż szukać kogoś innego. Szczególnie, że byłaby mi to zupełnie obca osoba.
- Mam ci pomóc w desperacji? – zapytał rozbawiony.
- Zgódź się, to ci wytłumaczę – odpowiedziałem w obawie, że jak powiem już teraz prawdę to się nie zgodzi, albo zwyczajnie zrobi mi na złość.
- A ty stawiasz? – skrzyżował ramiona na piersi. – Gdzie byśmy szli?
To była dobra odpowiedź. Widać zaczął myśleć o takiej możliwości. W sumie zdążyłem odkryć, że łatwo go było przekonać wspólnym obiadem. Tak jakby co najmniej był jakimś biedakiem, u którego randki to jedyna możliwość by się najeść. Z tym, że nie był biedakiem. Może zatem zwyczajnie brakowało mu towarzystwa? Jeżeli tak to nie przeszkadzało mi spełnienie tego życzenia. Szczerze sam nie lubiłem ciągle jeść samemu. I to, że teraz chodziłem na swoje posiłki do kantyny wcale się nie liczyło. Bo jeść w pomieszczeniu pełnym ludzi, a jeść kulturalnie z kimś to były dwie różne rzeczy. Ponadto… Nie wiem. Chyba dogadywałem się z Larsem. Ogółem był spoko osobą do rozmów. I może właśnie dlatego tylko jemu ufałem z tym głupim zadaniem.
- Stawiam i gdzie tam chcesz – machnąłem dłonią, jakbym odganiał muchę od twarzy.
- Pasuje – odpowiedział wesoło.
- To gdzie chcesz? – zapytałem i zgasiłem papierosa na popielniczce dołączonej do śmietnika, po czym wyrzuciłem jego resztkę. Ten zaś podał mi jakąś nazwę, ale tak naprawdę nic mi to nie mówiło. Z tego powodu szybko odblokowałem telefon i wpisałem w wyszukiwarce ów nazwę.
- Piesek francuski~ - mruknąłem, widząc cóż to za lokal. Nie było ani tanio, ani nic. Ale z drugiej strony pewność miałem, że jedzenie będzie dobre. No i przynajmniej nie wymagali garniturów ani rezerwacji na kilka lat wstecz.
- Chcesz randki, to płać kocie – zaśmiał się.
- Daleko do tej twojej restauracji – rzuciłem.
- Ale z ciebie maruda. Zachowuj się jak dżentelmen – skrzywił się.
- Chcesz być kobietą w związku? – uśmiechnąłem się momentalnie. – No, no. Nie spodziewałem się tego po tobie. – Ledwie skończyłem zdanie, gdy ten trzepnął mnie w tył głowy. Zacząłem ten masować. – W łeb, debilu?
- Zasłużyłeś – wzruszył ramionami. – Zapraszasz na randkę i jeszcze mnie wyzywasz. Nie dziwne, że nie masz powodzenia.
- Niektórzy nie wyrywają wszystko co ma dwie nogi i przynajmniej jeden otwór – odparłem.
- Wyrywanie kogokolwiek ci nie idzie – kliknął językiem.
- A jednak ty się zgodziłeś. A ja musiałem tylko zaprosić. Nie wspomnieli o wyruszeniu na ów randkę. Więc chodźmy nim uznam, że mi się nie chce – pogroziłem.
- A więc to zadanie twojej karty, dupku – westchnął głęboko.
Nie wiem czemu, ale wydawało mi się jakby zabrzmiał na zawiedzionego. Zraniłem jego ego czy też może szczerze miał nadzieję, że postanowiłem go zapytać sam z siebie? W sumie nie wiem czego się niby spodziewał. Ja i wyrwanie kogokolwiek. To nie pasowało do siebie tak bardzo, że aż nawet on powinien być świadom, że to nie było z mojej szczerej chęci. Z drugiej strony, nie można też było powiedzieć o niechęci. Jak już mówiłem, nie przeszkadzało mi spotkanie się z nim, a nawet ta myśl sprawiała mi pewnego rodzaju przyjemność. Sam z siebie nigdy bym nie poszedł do takiego miejsca, chyba że akurat nie miałbym możliwości zjeść gdzie indziej.
- Ano – udzieliłem krótkiej odpowiedzi, by po chwili dodać. – Miałeś nadzieję na moje szczere zainteresowanie możliwością pójścia z tobą na randkę?
- Od początku zastanawiałem się co kombinujesz – przyznał najwidoczniej szczerze.
- Planowałem cię otruć – zaśmiałem się, po czym zadzwoniłem po taksówkę. A po pomyślnej rozmowie w trakcie pisania sms’a oznajmiłem, że mamy jakieś dziesięć minut nim kierowca po nas przyjedzie.
- Chcesz mnie potrzymać za rękę w tym czasie? – zapytał z lekkim uśmieszkiem.
- Chcesz mnie potrzymać za penisa jak wrócimy? – odparłem na jego głupi tekst.
- Marzę o tym – zaśmiał się.
- No widzisz – sam nie mogłem powstrzymać się przed rozbawieniem.
Nawet nie wiem czemu tak luźno mi się z nim rozmawiało. Ten jednak lekko westchnął i znowu umył swoje dłonie żelem antybakteryjnym. Zignorowałem to tym razem, nawet jeżeli uznałem ten czyn na dziwny nawet jak na niego. W końcu nic nie dotykał. Ot tak coś musiało mu znowu wpaść do tego pustego łba. Schowałem telefon do kieszeni razem z dłońmi. Zadrżałem lekko przy tym. Było cholernie zimno. Coś na minusie z tego co mówili w dzisiejszych wiadomościach. Mimo, że takie temperatury nie były dla mnie niczym nadzwyczajnym to i tak nie byłem fanem zimna. Wolałem już ciepłe pogody. Nawet i upały lepiej znosiłem od takich temperatur.
- Niech już będzie ciepło – mruknąłem.
- Biedny ciepłolubny Rein – rzucił z czułością, ale pewien byłem, że to tylko sarkastyczny komentarz.
- Jak ci tak mnie szkoda to możesz mnie ogrzać sobą – zażartowałem.
ZAŻARTOWAŁEM! A ten debil podszedł do mnie i objął mnie ramionami. Cud! Cud i to poza świętami. Objął mnie Lars ”Wielki mizofob”. W tym momencie mój mózg miał zawieszkę. Nie wiedziałem, czy zapytać go o to czy się dobrze czuje, o powód jego przytulenia mnie, czy to jakiś żart czy też zażartować, że chyba jednak coś do mnie czuje. Podziękowanie w tej sytuacji było jakimś najmniej możliwym scenariuszem. Poza tym. Tulił mnie facet przed dormitoriami. Wyglądaliśmy jak jakaś zakochana para albo jakby mi umarł zwierzak i potrzebowałem pocieszenia. Nie wiedziałem w sumie które miało być gorsze. Ale też i co inni by pomyśleli? Z drugiej strony jebała mnie ich opinia, ale w tej szkole reakcje ludzi były nieprzewidywalne, a ja mimo wszystko wolałem gdzieś w tle przebywać.
- Co ty robisz? – zapytałem w końcu.
- Daję ci ciepło – odpowiedział najzwyczajniej na świecie, jakby to była jakaś oczywista oczywistość.
Nawet nie wiedziałem co miałbym na to powiedzieć. Ani nie wiedziałem jak na to reagować. I z tego też powodu po prostu tam staliśmy, wtuleni w siebie i czekaliśmy na taksówkę. Mój mózg w tym momencie już kompletnego crasha zaliczył. Oficjalnie się wyłączył, a ja mogłem tylko tak stać czując jego przyjemny zapach w swoich nozdrzach. W końcu jednak odsunąłem się od niego, kiedy usłyszałem swój telefon. Spojrzałem na ekran i tym samym dowiedziałem się, że taksówka już na nas czeka na parkingu.
- Ten, już jest – odchrząknąłem.
- Więc idziemy – rzucił jakby nigdy nic i ruszył w stronę parkingu, a ja podążyłem za nim.
Westchnąłem ciężko i stwierdziłem, że nawet nie będę myślę nad tym co się stało. Nie był to jakiś pocałunek czy co innego bym się zachowywał jak jakaś dziewica. Tak, zdziwiło mnie, że Lars ot tak był w stanie mnie objąć choćby ze względu na swoje fobie. Ale hej, przynajmniej chociaż na chwilę zapomniałem o zimnie. A w taksówce czekało jeszcze miłe ogrzewanie. Ta myśl spowodowała, że przyśpieszyłem kroku. I tak nie było daleko, więc już po chwili siedzieliśmy wewnątrz pojazdu, a taksówkarz otrzymał adres. Zapiąłem pasy i usiadłem wygodniej w swoim miejscu. Mój towarzysz zaś był zajęty swoim telefonem, więc nie zamierzałem mu za bardzo przeszkadzać. W sumie to nawet nie miałem aktualnie pomysłu na rozmowę, więc zaledwie wyglądałem przez okno.
- Jakaś specjalna okazja czy zwykły posiłek? – rzucił zaciekawiony kierowca. Jego bezpośredniość mnie poniekąd zdziwiła. Znaczy, wiedziałem, że tego rodzaju kierowcy potrafili być niezwykle ciekawscy… A może po prostu towarzyscy? Trudno mi było powiedzieć. Nie przeszkadzało mi to w sumie za bardzo. Pasowali mi i ci co po prostu włączali radio, jak i ci którzy lubili pogadać.
- Zabiera mnie na randkę – rzucił nagle Lars, nim sam zdążyłem odpowiedzieć kierowcy, wciąż stukając palcem w ekran swojego urządzenia.
- O, to pogratulować młodej miłości – odparł kierowca.
- Nie ma żadnej miłości, a to nie jest randka – mruknąłem.
- Jak to nie, nie rań mi serca Reiner... – nastała krótka chwila ciszy. - Zawsze jesteś taki wstydliwy, gdy ktoś pyta o nasz związek.
- Rozumiem, że niektórzy źle reagują wciąż na takie związki. Ale moim zdaniem każdy powinien być kim chce! Choćby ci… Dziwacy co biegają przebrani za jakieś maskotki czy co to tam jest. A niech sobie biegają. Byle byli szczęśliwi. Tyle smutku i bólu jest dookoła. Wojny i nienawiść. I na co nam to wszystko, nie? A miłość to jedna z piękniejszych rzeczy na ziemi! – wytłumaczył nam kierowca, a ja nie powstrzymałem się przed przewróceniem oczu. Hippis jakiś nam się trafił.
Spojrzałem w stronę Larsa i zauważyłem, że ten z trudem powstrzymuje się przed śmiechem. Widać wielce bawiła go ta sytuacja. Trzepnąłem go w ramię, choć sam nie umiałem już powstrzymać uśmiechu. Nawet nie wiem czemu ten debil tak na mnie działał. Nieważne od sytuacji, widywałem w tym zabawne momenty.
- Uważaj, bo będzie cię coś boleć jutro z rana, kochanie – nałożyłem nacisk na ostatnie słowo.
- Zobaczymy – puścił mi oczko, a ja ponownie nie umiałem się powstrzymać przed przewróceniem oczami.
Oparłem głowę ponownie na dłoni i wyjrzałem przez okno. Lars dalej skupiony był na sms’owaniu z kimś, a kierowcę chyba speszyła nasza rozmowa bowiem nic już nie powiedział do momentu, aż nie oznajmił, że jesteśmy na miejscu. Podziękowałem po czym zapłaciłem mu i wyszedłem z taksówki. Staliśmy dokładnie przed restauracją, więc starczyło zejść z ulicy i wejść na chodnik.
- Z kim ty tam już romansowałeś? – zapytałem. – Będę zazdrosny, skarbeczku.
- Odwoływałem spotkanie ze znajomą – odpowiedział zwyczajnie.
- Starczyło powiedzieć, że dziś jesteś zajęty – stwierdziłem, czując się trochę źle z tym. Ten zaś westchnął. – Ale przynajmniej ratujesz mi dupę. Więc ten, dzięki.
- I tak lubię z tobą wychodzić...no i stawiasz, więc nie czuje się poszkodowany.
Kiwnąłem głową i weszliśmy wspólnie do restauracji. Widać było, że mają wyższy standard i nie jest to miejsce, do którego przychodzą zwyczajne rodziny na niedzielny obiadek. Ale też i jak myślałem, nie jest to nic ekskluzywnego. Taki poziom, który mi odpowiadał. Podszedł do nas jeden z pracowników i zapytał następnie czy mamy rezerwację oraz ile miejsc potrzebujemy. Po udzieleniu odpowiedzi zaprowadził nas do miłego miejsca dla dwóch osób na uboczu. Otrzymaliśmy menu i zapytano nas czy wiemy już co chcemy pod względem napoi. Odwiesiłem wpierw kurtkę, a dopiero potem zajrzałem do menu.
- Rein, wybierz coś dla mnie do picia – powiedział nagle w trakcie przeglądania menu.
- Wolisz alkohol czy coś zwykłego? – zapytałem, po czym przypomniało mi się, że zapewne będą prosić nas o dowód. Nawet nie byłem pewien czy Lars takowy posiada. Sztuczny dokładniej.
- Alkohol – odparł.
Kelner w tym momencie poprosił nas o dowody. Lars spokojnie mu wręczył, po czym ja dałem kelnerowi swój. Właściwie to poniekąd się stresowałem. Wcześniej jeszcze nie używałem tego dowodu, był nowy i właściwie to bałem się, że wyjdzie na jaw, że nie jest prawdziwy. Kelner jednak albo uznał go za prawdziwy, albo zwyczajnie nie chciało mu się z tym męczyć. Poprosiłem zatem o dwa kieliszki Moscato.
- I jak? – zapytałem, kiedy ten upił łyk i sam podążyłem za jego przykładem.
- Całkiem dobre – przyznał.
Podziękowałem kelnerowi, a ten oznajmił, że wróci, jak będziemy wiedzieli, co chcemy zamówić do jedzenia. Z tego też powodu sięgnąłem po menu by poszukać czegoś dla siebie. W tym momencie Lars oznajmił, abym i danie mu wybrał. To poczynało być nieco stresujące. Nie znałem zbytnio jego gustu w jedzeniu, a nie chciałem wybierać coś, co by mu nie smakowało. Poza tym ledwie dla siebie potrafiłem coś wybrać. Dopytałem go nieco, aby zmniejszyć listę możliwych potraw i tym samym skończyłem z zaledwie czterema możliwościami. Zauważywszy limitowaną ilość dodatków do ryby, spojrzałem na koniec karty i znalazłem co szukałem. Zapytałem zatem Larsa czy ten woli ziemniaki czy frytki, po czym dostałem od niego odpowiedź. Przynajmniej tego nie musiałem mu wybierać.
- A ty co sobie zamawiasz? – zapytał.
- Którąś z sałatek, tylko nie mogę się jeszcze zdecydować – udzieliłem mu typowej dla siebie odpowiedzi.
- Odpuściłbyś sobie chociaż na jeden dzień i zjadł coś normalnego modelko – mruknął. W końcu było to dla mnie typowym zamówieniem gdziekolwiek szedłem z nim na obiad.
- Mają tu ciekawe sałatki – wzruszyłem ramionami.
- Ty chyba serio pracujesz jako modelka – skrzywił się.
Zaśmiałem się na ten komentarz po czym upiłem kolejny łyk wina. Patrzyłem na kartę szukając tym razem czegoś dla siebie, ale żadna z sałatek do mnie nie przemawiała tak naprawdę. Większość mięsnych potraw również nie. Nie jadałem ryb ani morskich stworzeń. Nie było zbyt dużo, co tak naprawdę chciałbym zamówić. I wtedy przykuła moją uwagę kaczka. Z pewnością nie było to najlżejsze z dań… Ale z drugiej strony rzadko takie rzeczy jadam. Chwilę zastanawiałem się nad tym, raz jeszcze czytając dostępne sałatki.
- W sumie masz rację – westchnąłem w końcu.
- Z tym, że jesteś modelką, czy że powinieneś zjeść coś normalnego? – zapytał.
- Z czymś normalnym – odpowiedziałem, choć miał racje z obojgiem.
- No widzisz. To co, dwa razy ryba i frytki? – zaproponował.
- Nie lubię ryb - skrzywiłem się. - Ale kaczka brzmi ciekawie.
Ten kiwnął głową, a ja przyzwałem kelnera. Ten zapytał, czy jesteśmy gotowi zamówić jedzenie, a ja kiwnąłem głową i poprosiłem o kaczkę confit, Sole Meunière, kieliszek Sancerre dla Larsa oraz kieliszek Bordeaux dla siebie korzystając z odpowiedniego akcentu francuskiego. Dodatkowo poprosiłem o dzbanek z wodą i dwie szklanki.
- Skoro już jesteśmy na randce to może opowiesz mi o sobie coś więcej – zaproponował z uśmieszkiem.
- A co takiego chcesz wiedzieć? – zapytałem.
- Hobby? – zaproponował. I tu w sumie miałem problem. Posiadałem tylko jedno hobby, a tym nie zamierzałem się, póki co z nim dzielić.
- Nie posiadam – odpowiedziałem, po czym się uśmiechnąłem. – W zamian ja zadam tobie pytanie. Możemy się tak wymieniać.
- Okey – zgodził się i tym samym rozpoczęliśmy wymianę pytań.
W ten sposób dowiedziałem się choćby, że uważa związki za męczące. Czyli raczej mną nie jest zainteresowany. Ale i tak z ciekawości zadałem mu takowe pytanie. Odpowiedź była… Niepewna w sumie, ale i tak odebrałem to za zwyczajny żart z jego strony. Bo niby czemu miałbym się mu podobać w innym kontekście niż czysto przyjacielskim? Miał sporo kobiet, które się nim interesowały, a mi nawet nie zależało na głębszym uczuciu. Nasze dania po chwili dotarły i wzięliśmy się za konsumpcję. Wyglądało na to, że smakował Larsowi mój wybór dania dla niego. A przynajmniej tak mówił, mógł w końcu kłamać. Chyba tym najbardziej się stresowałem. Sam po sobie wiedziałem, że najważniejszym jest, aby posiłek smakował. A jak strzelałem w ślepo to mogłem nie trafić w jego gust. Ostatecznie wydał się mój zawód, choć niepełna tajemnica. Może nie będzie na ten temat pytać, nie widziało mi się mu wszystko tłumaczyć. Potem zapłaciłem za nasz posiłek, a Lars zaoferował zapłacenie swojej połowy rachunku. Nie pozwoliłem mu na to jednak. W końcu ja się zgodziłem, abyśmy tu przyjechali. Wyglądał zresztą jakby był po tym w dobrym humorze, więc było to zdecydowanie udany wypad. Ustaliliśmy, że za tydzień również gdzieś wybędziemy po czym wróciliśmy do pokoi. Niby głupie zadanie, a w sumie widziałem w nim plusy. Przynajmniej dowiedziałem się czegoś ciekawego na temat Larsa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz