Nie wzruszyło mnie wcieranie żelu antybakteryjnego
w dłonie. Mogłem niby zrobić wielką aferę dotyczącą, że jak śmie uważać mnie za
brudnego lub coś w tym stylu, ale mi się nie opłacało, ani mnie to zbytnio nie
ruszało. Byłem za bardzo głodny na zbędne kłótnie plus mógłbym stracić wtedy
darmowego przewodnika do pobliskiej jadłodajni. I z tego powodu zaledwie
mruknąłem potwierdzająco na jego pytanie i ruszyłem za nim, chowając przy tym dłonie
do kieszeni mojej kurtki. W między czasie jak na normalnego człowieka
przystało, postanowiłem zagadać do chłopaka. Może dowiem się czegoś o szkole,
nauczycielach, jakieś tajemnice szkoły czy coś w tym stylu. W końcu jedyne
informacje jakie mogłem zdobyć, była strona szkoły oraz komentarze w google.
- Też jesteś na ostatnim roku? - zagadałem, zaś
mój towarzysz kiwnął głową. - Czyja klasa?
- Bruce'a jakiegoś tam - odparł,
najwidoczniej nie pamiętając.
- Wayna. Nie, to batman. Inaczej miał… - zacząłem
szukać w głowie nazwiska mojego nowego wychowawcy. Widać moje słowa rozbawiły
Larsa, ponieważ ten parsknął śmiechem. - W każdym razie też go mam~
- Więc jednak jesteś nowy - stwierdził.
- Myślę, że raczej nie, trudno zgadnąć.
Wprowadziłem się dosłownie kwadrans przed tym jak do mnie zgadałeś - wytłumaczyłem.
- Nie wiem, zwykle tak bardzo nie zwracam uwagi na
ludzi, że równie dobrze mogłeś tu być od początku roku - wzruszył ramionami.
Oho, chyba jakiś klasowy pesymista. Oby nie okazał
się jeszcze jakimś emosiem, który gada tylko o zbliżającej się śmierci. W sumie
chyba moda na takie coś przeminęła już i się aż tak nie rozmawia o tej grupie
ludzi. Ale z drugiej strony jak to ktoś powiedział „grupa polegająca na
samobójstwie długo przetrwać nie może” czy jakoś tak. Nie miałem zbytnio pamięci
do cytatów. W sumie dziwne, że ktoś z takim charakterem był chętny na wsparcie
mnie. Albo może też nikogo nie znał, bo sam był nowy? Lub też tak jak ja nie
było wiadome na jak długo zostanie. Chyba z tego powodu nigdy nie zawierałem
znajomości. Bo i tak chwila później zmieniałem szkołę czy nawet kraj. Można się
oszukiwać i wierzyć w znajomość przez internet, ale takie coś nie miało prawa
bytu. No bo mimo wszystko ludzie chcą się móc spotykać w prawdziwym życiu. A
różnica krajów i brak powrotu choćby na tydzień to uniemożliwiał.
- Jest coś o Charleston, co przydałoby się
wiedzieć, czy to kolejna nudna placówka? - zadałem kolejne pytanie.
- Ta, bawią się tu w jakąś sektę czy coś - chwilę zamilkł,
jakby zastanawiając się. - Kastę... nie sektę, banda debili z kawałkami
plastiku na łbach rozrzuca karty, gdzie popadnie i ludzie je znajdują, od tego
jaką znajdziesz zależy kim będziesz, możesz być królem, kimś tam innym ważnym
co może wszystko, zwykłą jednostką co ma spełniać swoją rolę jaka mu się trafi
lub prześladowanym frajerem, którego każdy może choćby wyruchać w dupę i jak
sam sobie nie pomożesz i nie masz kumpli to nauczyciele ci nawet nie pomogą. Z
resztą jutro ci pewnie przyjdzie list.
Parsknąłem śmiechem. Już nie musiał iść w sarkazm,
no ale spoko. Nie no, ale serio. Starczyło ”jest tu nudno jak cholera”. Ale
trzeba mu przyznać, ma umki do bajkopisarstwa. Może pisze książki? Kto go tam
wie.
- Jesteś pewien, że nie przesadziłeś z alkoholem? -
zapytałem.
- W sumie, gdyby ktoś mi o tym powiedział
pierwszego dnia w ten sposób to też bym pomyślał, że schlany - ponownie zapauzował
jakby w zamyśleniu. - Ale przekonasz się jutro...lub jeszcze dziś.
- Mhm - mruknąłem, wciąż rozbawiony, choć część
mnie zastanawiała się nad realizmem jego słów. Nie no, to wszystko brzmiało
absurdalnie. Albo był mistrzem kłamstw, albo serio odpierdolili tu jakiś cyrk. -
I ty niby jaką rangę masz w tym wszystkim?
- Mózg egoista, ale że na co dzień jestem egoistą
i tego ode mnie wymagają, staram się być milszy - odpowiedział, choć
brzmiało to wszystko jak jeden wielki bełkot. Z tego powodu postanowiłem, że
chyba czas zmienić trochę temat.
- Drogi jest ten twój lokal? - zadałem inne
pytanie.
- Myślałem, że hajs dla ciebie nie gra roli -
rzucił rozbawiony.
- Skąd ta myśl? - zapytałem zwyczajnie, a ten
znowu wzruszył ramionami.
- Wyglądałeś mi na typowego salonowego pieska.
- Pod względem potraw lubię być wybredny, ale mimo
wszystko pilnuję swojego budżetu - wytłumaczyłem. Nie to żebym był jakimś
biedakiem, ale mimo wszystko jakbym rozrzucał kasy na prawo i lewo to prędzej czy
później by mi jej zabrakło. Byłem świadom tej podstawy życia.
- Jedzenie mają w takich...moim zdaniem w porządku
cenach, gorzej z alkoholem - podał mi normalną odpowiedź.
- I tak nie piję. Za dużo pierdolenia się z byciem
zbyt młodym i tak dalej - machnąłem dłonią.
- No właśnie chyba się domyślasz, dlaczego tam
chodzę - uśmiechnął się.
- Czyżby bardziej im zależało na zarobku, niż na
prawie? - zadałem retoryczne pytanie.
- Nie każdemu sprzedają...ale pracują tam
dziewczyny z którymi powiedzmy że się dogaduję.
Kiwnąłem głową na znak zrozumienia. Lowelas mi się
trafił. Choć w sumie nie dziwnym, że szło mu się dogadać z kobietami. Urok zdawał
się mieć. I nie uważałem tego pod żadnym ”romantycznym” punktem widzenia. Nie
szukałem partnera płci męskiej. W sumie aktualnie w ogóle nikogo nie szukałem.
Po prostu umiałem docenić urodę, kiedy się z takową spotykałem. Chyba zwykłe
zboczenie zawodowe.
- To co, napijemy się? - zaproponował.
- A stawiasz? - uniosłem kącik ust.
- Żebym facetowi stawiał alkohol, do czego to doszło
- pokręcił głową.
- Nie martw się, żartowałem tylko - przeciągnąłem się
lekko, a mój żołądek ponownie się odezwał, chcąc mnie pogonić.
- Nie no, mogę zapłacić, ale liczę na rewanżyk - uśmiechnął
się.
- Hmm… Niech ci będzie - zgodziłem się w końcu. -
Ale wpierw jedzenie, potem alkohol. Chyba, że chcesz się mnie szybciej pozbyć.
- Spoko, spoko~
I miał rację, kiedy mówił, że nie jest to daleko. Był
to spory plus, bo nie znajdowało się w żadnym centrum to i szansa była na
mniejszą ilość ludzi. Nie to bym miał z nimi jakiś problem, ale mimo wszystko
milej się siedziało, kiedy nie trzeba było wrzeszczeć do osoby naprzeciwko, by
ta mogła cię dosłyszeć. No i by nie musieć czekać bóg wie, ile na swoje
zamówienie. Lars widać szczerze często tu przebywał, bowiem zaledwie machnął do
ochroniarza po czym bez problemu weszliśmy do środka. Rozejrzałem się po czystym
wnętrzu i uspokoiłem, czując zaledwie delikatną nutkę zapachów z kuchni oraz żeńskich
perfum od kobiet siedzących przy wejściu. Postanowiłem pozwolić mojemu towarzyszowi
wybrać nam miejsce do siedzenia, po czym od razu zająłem się przeglądaniem ich
menu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz