7 października 2017

Od Alexandra C.D: Ryan

Rozejrzałem się dookoła, kiedy stanąłem przed wielką bramą z logo mojej nowej szkoły. Nie było mowy, żebym się pomylił, Charleston High School stało przede mną otworem od dnia dzisiejszego, do dnia zakończenia mojej edukacji, który swoją drogą, będzie miał miejsce najpewniej za rok.
Decyzja przeniesienia się do tej placówki niestety nie należała do mnie. Moi rodzice uznali, iż jestem na tyle zdemoralizowany, niewychowany i wredny, że nie mają ochoty na mnie patrzeć i przenieśli mnie z publicznej szkoły w moim kochaniutkim mieście rodzinnym, tutaj. Kazali mi zostawić wszystkich przyjaciół, których i tak nie miałem, co nie robiło mi większej różnicy. Domyślam się, że nie tylko moi starsi cieszą się z mojej nieobecności w domu.
Poprawiłem dużą torbę na ramieniu, zaś drugą ręką chwyciłem rączkę równie dużej walizki. Wiele rzeczy to ja nie miałem, oprócz tego kilka pudeł, które rodzice wysłali kilka godzin po moim odjeździe, więc zapewne będą tu dopiero jutro.
Ze słuchawek nausznych, jakie miałem na sobie, leciała właśnie piosenka Sama Smith'a  Lay Me Down, jedna z moich ulubionych, należących do ów wokalisty. Nuciłem cicho pod nosem, w końcu decydując się na przekroczenie progu bramy.
I nie było już odwrotu, stało się; Alexander Carter oficjalnie został uczniem szkoły Charleston High.
Z informacji, które dostałem jeszcze będąc w domu, miałem udać się do recepcji, by dostać swój plan zajęć i dalsze wskazówki, więc tak też zrobiłem. Zadziwiająco nie miałem dzisiaj ochoty mordować każdej napotkanej osoby, a może po prostu nikt mnie nie zirytował dostatecznie swoim wyglądem (lub po prostu fakt przeprowadzki wprowadził mnie w dużo większy stan irytacji, bo co jak co, ale swój pokój lubiłem).

Pchnąłem przeszklone drzwi, swoją drogą jak praktycznie całość tej części budynku. Robił na mnie ogromne wrażenie, szkoła wyglądała na drogą, matka nie powiedziała mi nic o kosztach. Cóż, musieli się nieźle postarać, żebym nigdy nie wrócił, bo przecież będzie mi lepiej, tak? Lepiej, niż w tym domu wariatów.
Skierowałem dalsze kroki do lady, gdzie znajdowały się sekretarki, jak mniemam. Zsunąłem słuchawki na szyję i oparłem się o blat, wpatrując się w blondynkę, która zacięcie wpisywała coś w komputerze. Na marginesie, wyglądała na młodą, jak to możliwe, że skończyła w takim miejscu? Wyjść ze szkoły i pracować w szkole? Kto by się na to godził?
- Dzień dobry. - rzuciłem, jak zawsze niskim, zachrypniętym głosem. Wysiliłem się także na delikatne wygięcie warg, jednak do góry uniósł się tylko jeden kącik ust, co dało mi cynicznego wyrazu twarzy, a teraz tego chciałem uniknąć. Dobre pierwsze wrażenie, prawda? Dlatego zaprzestałem prób uśmiechania się i popatrzyłem dziewczynie w oczy.
- Witamy w Charleston High, w czym mogę pomóc? - ładny uśmiech, ładne włosy, ładna twarz. I miała też warunki, tak jak każda sekretarka z hollywoodzkich produkcji. I ta wyuczona, idealna mowa, często powtarzana formułka, co bardziej odrzucało, niż przyciągało.
- Alexander Carter. Nowy uczeń. Klasa 12. - przedstawiłem się i podałem cel, po cóż ja do niej przybyłem, od razu będąc zaatakowany bystrym wzrokiem, oceniającym w dodatku. Uniosłem lekko jedną brew, a wraz z jej uśmiechem dostałem na blat papiery, dwa pliczki.
Jak się okazało, jeden jest akceptacją regulaminu, który muszę podpisać, a drugi jest z dokumentami dla mnie.
- Twoim wychowawcą jest Artur Wronski. - poinformowała mnie jeszcze, gdy składałem podpis na otrzymanym regulaminie. Skinąłem w odpowiedzi głową, a kiedy oddałem jej kartki, dopiero wtedy otrzymałem kluczyk do pokoju. - Miłej nauki i pobytu w Charleston High School. Mamy nadzieję na owocną współpracę, oferując atmosferę, niczym w domu. - wyszczerzyła swoje równe, białe zęby w rażącym uśmiechu. To ja podziękuję za domową atmosferę.
Zabrałem kartki oraz klucz, na którym wyczytałem numer pokoju, drugą z tych rzeczy chowając do tylnej kieszeni swoich spodni.
- Dziękuję. Miłego. - rzuciłem, kiedy odchodziłem od lady ze swoimi tobołami.
Odpowiedzi już nie usłyszałem, gdyż wcześniej nasunąłem słuchawki na bordową czapkę, którą miałem na głowie. Prezentowałem się dziś iście elegancko, naprawdę. Nie miałem dresów, tylko wąskie, czarne spodnie, na nogach Jordany, a na górze szarą koszulkę z dekoltem w serek i na to czarną koszulę z miękkiego materiału. Pogoda może nie dopisywała i nie uśmiechała się, widząc taki ubiór, ale pierwsze wrażenie jest najważniejsze, jak już wcześniej wspomniałem.
Wiedziony wszystkimi znakami dotarłem do dormitorium, odnalazłem męską część i ruszyłem na trzecie piętro, gdzie pokoje były jednoosobowe i z łazienką. Chociaż o tym poinformowali mnie starsi, zatem wyjazd tu był bardziej, niż kuszący. Własna łazienka, której nie będę musiał dzielić z rodzeństwem - raj, nie internat.
Nim dotarłem na odpowiednie piętro, zatrzymałem się wpół kroku, marszcząc brwi. Huk, to zdecydowanie był huk. Usłyszałem go nawet przez czysty i świetny głos Sama, lecący ze słuchawek.
Zaciekawiony zmieniłem tor swojego spaceru i udałem się w miejsce, z którego usłyszałem hałas.
Jakiś chłopak leżał na ziemi, trzymając na sobie duże, szklane terrarium z wężem. Istna komedia, można by rzec, a przynajmniej dla mnie, bo na pewno nie dla delikwenta, który borykał się z ciężkim szkłem na sobie.
Mógłbym mu pomóc, ale po co? Mogłem popatrzeć i pośmiać się pod nosem, choć zapewne skończyłoby się to złamanym nosem, jak zawsze. Jak już dzisiaj jestem taki miły dla wszystkich, to może by to kontynuować?
Odłożyłem swoje rzeczy i pochyliłem się. Pomogłem mu w podniesieniu terrarium, które swoją drogą ważyło sporo, naprawdę sporo i odłożyłem je na bok. Tyle mogłem zrobić, o!
Nie miałem mimo wszystko pojęcia, jak zacząć rozmowę, a gdybym otworzył teraz usta, na pewno nie powiedziałbym nic miłego, zatem stałem tak w ciszy. Zdążyłem za ten czas znów pozbyć się słuchawek z uszu, aby te zawisnęły na moim karku, skrzyżowałem ręce i co? I stałem tak, jak jakiś baran, idiota i debil, siląc się na to, by nie rzucić tego węża w szkle z powrotem na niego.
- Fajny wąż... - chrząknąłem po chwili.
Kto zaczyna rozmowy najlepiej na świecie? Oczywiście, że kurwa ja. Jakżeby inaczej, tylko ja jestem na tyle ułomny, żeby nie potrafić nawet spytać, czy nic mu się nie stało. Jednak przed zadaniem mu takiego pytania, które nie miało miejsca, spytałem sam siebie, czy faktycznie mnie to obchodzi, a odpowiedź wyjaśniła i sprostowała wszystko; oczywiście, że nie.
Dopiero po chwili zwróciłem uwagę na wygląd chłopaka, którego imienia nie znałem. Ciemne, proste włosy, opadające lekko na twarz, umięśniona sylwetka, ładne oczy. Szczękę miał idealnie zarysowaną, niczym mężczyźni z moich mokrych snów. Zwracałem uwagę na głupie rzeczy, których normalnie nikt na początku nie zauważa. Ja zaś, w akompaniamencie ciszy, miałem czas by przyjrzeć mu się i z chęcią z tego korzystałem, nie kryjąc faktu, iż się na niego perfidnie gapiłem.
Uśmiechnąłem się głupawo do myśli, które pojawiły się w mojej głowie. Mianowicie było to jedno zdanie:
Ciało Boże w ciebie włożę panie nieznajomy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz