Był to wtorek, a
ostatnią naszą lekcją matematyka. Mój brak poprawnych odpowiedzi przez ostatnie
kilka tygodni niezwykle zmartwił Pana Dixona. Nie byłem w stanie zrzucić winy
na moją kartę. Ja po prostu miałem fizycznie problemy z matematyką. Nieważne,
ile siedziałem przy książkach, nie mogłem zrozumieć niektórych tajemnic tej
czarnej magii. A ja MUSIAŁEM ją zdać. Bez niej moje wymarzone studia miały mnie
nie przyjąć. Z tego powodu dostałem kilka dodatkowych zadań z różnymi
przykładami. Dostałem nawet ofertę spotkań prywatnych w celach nauki, ale z
wiadomych powodów nie mogłem z niej skorzystać. Tu już winna była moja karta.
Próżniak nie miał prawa oddawać się nauce, więc musiałem sobie radzić samemu i
mieć nadzieję, że moja karta się zmieni przed egzaminami. Nieco pochmurny
kierowałem się w stronę wyjścia z budynku zaledwie chcąc się wtulić w Saszę.
Mój chłopak stał się taką ucieczką od problemów. Jakby w jego ramionach
wszystko zniknęło. Nawet uśmiechnąłem się lekko na tą myśl, lecz po wyjściu
przed budynek okazało się, że te ramiona były używane do czegoś zupełnie
innego.
W pierwszej chwili
zastanawiałem się nad tym o co poszło, w drugiej w pełni skupiony byłem na Larsie.
Nie spodziewałem się, że w ten sposób spotkam swojego dawnego przyjaciela.
Właściwie to niezwykłym zbiegiem okoliczności było, że w obcym kraju
spotkaliśmy się w tej samej szkole. Szczególnie, że stany wcale takie małe nie
są. Chwilowo nawet przestałem skupiać się na moim otoczeniu, ale w pewnym
momencie usłyszałem głos Saszy, co spowodowało, że Lars mnie puścił i zapytał o
to kim ten jest. Nie wstydziłem się go, nie wstydziłem się, że byłem z
mężczyzną, ale mimo wszystko zależało mi na tym, co myśli o mnie mój najlepszy
przyjaciel. Nie chciałem, żeby mnie nagle wyśmiał lub uznał za obrzydliwego. A
jednak wyznałem mu, co łączyło mnie z Saszą oraz przedstawiłem Larsa mojemu
chłopakowi.
- Cóż, słabo zaczęła
się nam znajomość – rzucił mój przyjaciel, zaś Rusek przyznał mu rację. Podali
sobie ręce, a mój ukochany po chwili (jakby niechętnie) zaproponował, abym
spędził trochę czasu z Larsem. Czyżby był zazdrosny? Był niezwykle kochany, ale
nie miał przecież powodu. Nigdy nawet nie myślałem o byciu z moim przyjacielem
w związku.
Pożegnaliśmy się czule
i przeniosłem wzrok na Larsa, w pełni oddając mu swoją uwagę. Jego pytanie było
raczej normalnym w tej sytuacji, ale nie przygotowałem się na nie. Nie
wiedziałem dokładnie, co powiedzieć, a co ominąć. W sumie wiedziałem, ale mimo
wszystko mój umysł nagle postanowił się wyłączyć i wyznałem tylko szczerze, że
nie miałem nad tym wyboru. Spojrzałem na niego i uśmiechnąłem się, kiedy ten
zaczął dezynfekować swoje dłonie. Nie wziąłem tego za obrazę. Po części
cieszyłem się, że wiąż jest taki jak kiedyś. Przynosiło to swego rodzaju ulgę.
Następne pytanie było dla mnie również i wygodniejsze.
- Normalnie w sumie. W
końcu mam trochę spokoju i właściwie dobrze sobie nawet radzę – powiedziałem,
myśląc nad następnymi słowami. Szczerze mówiąc nie wiedziałem, co dokładniej
powinienem jeszcze powiedzieć. Rozmowa na mój temat zawsze słabo mi szła. – No
i mam teraz Saszę. Jest kochany i się o mnie troszczy.
- Ale nie wykorzystuje
czasem żadnych pretekstów do przemocy? – mruknął, marszcząc brwi.
- Nie, nigdy nie
podniósł na mnie ręki – odparłem zgodnie z prawdą. Mimo, że Sasza potrafił być
negatywnie nastawiony do innych osób, przy mnie zawsze był łagodny i czuły.
Chyba bardzo potrzebowałem takiego ciepła.
- To dobrze. Jak coś to
mów – kiwnął głową.
- Dzięki – również kiwnąłem głową z uśmiechem. - A
jak tam u ciebie? I czemu tu jesteś? W Ameryce w sensie.
- Nauka, tylko dlatego – wzruszył ramionami.
- Zamierzasz tu iść na studia? – zapytałem, bo w
końcu niewiele z tej nauki mu pozostało.
- Jeszcze nie wiem –
ponownie wzruszył ramionami, co sprawiło, że się cicho zaśmiałem. Czy on w
ogóle ma jakiś plan? Chyba nie, ale może przez to był taki wyluzowany.
- Zgaduję, że nie
dzielisz z nikim pokoju – powiedziałem, świadom jak trudno mu było dzielić z
kimkolwiek prywatne pomieszczenie. W sumie to nawet nie jeździł na wycieczki,
jeżeli to wymagało przenocowania. A jednak ja zostawałem u niego czasami na
noc.
- Jednoosobówka, nie
wytrzymałbym – przyznał szczerze.
- Kiedy przyleciałeś? –
zadałem kolejne pytanie. Była spora możliwość, że minęliśmy się już kiedyś na
korytarzu lub jedliśmy razem na stołówce, nie będąc świadomym, że jesteśmy w
tym samym pomieszczeniu.
- Niedawno. Można powiedzieć, że jestem tu nowy –
wytarł dłonie środkiem do dezynfekcji.
- Dalej przesadzasz ze środkiem dezynfekującym?
– zapytałem z czystego zmartwienia. Jego dłonie źle musiały na to już reagować.
- Dbam o czystość – mruknął.
- Przesadna czystość też nie jest zdrowa i
zwiększa ryzyko zachorowania, gdyż osłabia twoją naturalną barierę ochronną
zezwalając bakteriom na łatwiejszy dostęp do twojego organizmu –
wyrecytowałem niczym czytając z książki. Utknęło mi to po prostu w pamięci z
jakiegoś powodu.
- Widać pilny z ciebie
uczeń – uśmiechnął się.
- Trochę powiedziałem w szpitalu – mruknąłem. -
Poza tym wciąż interesuję się weterynarią.
- Chcesz mi powiedzieć, że wygłosiłeś swoją opinie
jako weterynarz? – zapytał, a ja dopiero teraz zrozumiałem, jak to
musiało zabrzmieć.
- Nie, że interesuję się biologią i nawet ludzka
medycyna mnie fascynuje – szybko próbowałem poprawić sytuację, lecz Lars
zaledwie westchnął. Mój umysł szybko przełączył się na tryb „spierdoliłeś”. -
Po prostu się o ciebie martwię – powiedziałem jakby niepewnie. Tym razem Lars
mnie po prostu przytulił, a ja się w niego wtuliłem z uśmiechem. – Cieszę się,
że tu jesteś.
- Teraz to i ja się cieszę – powiedział łagodnie.
- Hmm… Wolisz się gdzieś przejść, czy może zjeść
obiad? – zapytałem niepewnie, nie wiedząc w sumie czy ten w ogóle jada na
stołówce. Ani czy nie unika tego posiłku. Wolałem, żeby on decydował, co mamy
robić. Ja byłem w stanie się do wszystkiego przystosować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz