Pytanie Fabiena zbiło nieco z tropu drugiego chłopaka, ale przede wszystkim zaskoczyło.
- Nie, oczywiście, że nie - odpowiedział Jovel ekspresyjnie, odwracając się w stronę rozmówcy, mrugając parokrotnie i łącząc swoje czarne spojrzenie z piwnymi oczami Vidivicenkova. Na bladej porcelanie skóry siedemnastolatka pojawiło się zaczerwienienie, jak kropla różowej farby wodnej na białej kartce. Choć Naśladowca stał w wartkiej, chłodnej wodzie, nie mógł ochłonąć przez ten widok. Nie czuł przytłaczającej potrzeby hamowania się i po prostu czuł jakby ktoś z rozmachem kopnął w drzwi blokujące jego osobę. Jego chaotyczność, impulsywność, tłumione ostatnimi czasy, najzwyczajniej odżywały przy rudzielcu. Zrobił gwałtowny, nie do końca skontrolowany i przemyślany krok. Zachwiał się, ale zaraz znowu postawił stopę na śliskim dnie potoczku. Gibiąc się w domyślnej próbie pozostania w suchym ubraniu, dotarł jakoś na brzeg. Bardzo krzywy wpół-bieg. Niemalże padł na kolana, nie zważając na ściółkę brudzącą mu spodnie, czy przylepiającą się do mokrych stóp rozmiaru ponad czterdzieści. Uśmiechnął się pokazując zęby Kujonowi.
- Nie chce zmieniać jej przez kogoś innego niż Ty - wyrzucił zupełnie szczere stwierdzenie. Lekki uśmiech, którym obdarował go chłopak z klasy był dopełnieniem oraz kontynuacją świetności tej sytuacji w oczach Dahmera. Rozbrajająca delikatność dodawała więcej iskier do rozradowanego wzroku Jovela. Przeciągnął się energicznie i usiadł przed Vidivicenkovem w wygodniejszej pozycji.
- Masz liść we włosach - powiedział miłośnik lasów, przy czym wyciągnąwszy szczupłą rękę, zabrał listek z czarnej czupryny Jovela, muskając przypadkiem jego włosy. Bruneta przeszedł dreszcz. Rozpędzająca się wypuszczona ze smyczy głowa, nie chciała się uciszyć. Stała czy też częsta potrzeba dotyku, której nigdy dotąd się nie wypierał, dawała o sobie znać. Wyciągnął rękę w kierunku dłoni rudowłosego. Niepewny wzrok Fabiena z pewnością nie utwierdzał go w przekonaniu by w to brnąć, ale nie zdołał go do końca zniechęcić. Podniósł leciutkie śródręcze Piątki i przekręcił je delikatnie wnętrzem do góry. Drugą dłonią dotknął linii życia, głowy i serca. Ręce Vidivicenkova były delikatne, ale co więcej, były zadbane. Naciskał na nią niezbyt mocno, po czym zaczął ściskać mu palce jak bawiący się dzieciak.
- Co robisz? - padło niepewne pytanie rudowłosego.
- Bawię się twoją dłonią - odpowiedział zgodnie z prawdą, przykładając swoją rękę do jego, porównując je, by oczywiście okazało się że Kujon ma niewiele drobniejszą. Były dość skrajnie różne. Amerykanim miał drobne ranki, no i zupełnie inny kształt, kości, budowę. Byli inni. Zgiął ostatnie segmenty paliczków by dotknąć czubków palców Fabiena. Nie przestając się szczerzyć zaczął nucić "Island song".
- Chyba powinienem już wracać - rzucił nagle Kujon. Jovel miał nadzieję, że faktycznie nie było tych słowach niechęci.
- Odprowadzić cię? - zapytał niemal automatycznie. Po chwili zorientował się jak głupie było to pytanie. Mieszkali przecież w tym samym budynku. Haha, kretynizm.
- Jeżeli tylko chcesz - odrzekł drugi nastolatek, wstając. Jov posłał mu uśmiech, zanim nachylił się po buty i skarpetki. Stopy nadal miał mokre, ale był okropnie zadowolony z tego co się działo. Coś w lesie, coś w powietrzu, coś w Fabienie zmieniło ten nijaki dzień o cholerne 540 stopni! Założywszy buty, Dahmer ściągnął nie najnowsze już sznurówki i wcisnął je do butów, nie mając zamiaru ich wiązać w najbliżej przyszłości. Na razie w planach miał wykorzystać ostatnie chwile z Fabienem na dziś, porozciągać się i iść w kimę. Chyba, że Vidivicenkow chciałby spędzić więcej niż kwadrans w jego roztrzepanym i rozbudzonym towarzystwie. Wszystko było opcjonalne. Wstał nieśpiesznie, otrzepując tyłek i kolana z podłoża, na którym przed chwilą siedzieli.
- Dzięki, że pokazałeś mi to miejsce - powiedział Jov, przerywając ciszę. To było coś prywatnego dla Fabiena, więc chciał mu przekazać, że docenia to i... czy nie za dużo chciał mu powiedzieć, jak na pierwsze wspólne wyjście? Wspólne wyjście? Jak to brzmiało... Brzmiało tak jak Jovel chciał żeby to brzmiało, tak jak kierowała go głowa. W tym kierunku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz