Siedziałem
na jego łóżku, czując ulgę z powodu wyjścia ze szpitala. Czułem się
niemiłosiernie obolały ale tak po prostu było bezpieczniej. Chociaż narażałem
Charliego, w tym wypadku nie posiadałem dobrego wyjścia, mogłem mieć tylko
nadzieję, że Eleonora wszystko załatwi. A teraz, musiałem skupić się na swoim
partnerze, który oczekiwał wielu odpowiedzi. Gdyby sięgnąć pamięcią wstecz,
nigdy z nikim o tym nie rozmawiałem. Nawet z Colinem udawaliśmy, jakoby nasz
zawód nie istniał. Ciągle czułem, że Charlie tego nie zrozumie, że strace to,
co dopiero chwilę temu zyskałem. A potrzebowałem go…Naprawdę, był mi jedyną tak
bliską osobą.
-Charlie, to nie był wypadek samochodowy –Zacząłem ostrożnie, uprzednio
westchnąwszy. Powoli badałem jego reakcje.
- Raczej nie ma samoistnych wypadków z postrzelonymi ofiarami... – Słysząc jego
spokojny, nieprzejęty ton, uniosłem kącik ust, lecz wypadło to smętnie. Nie
byłem w nastroju na jego żarciki, jednak ja chyba nigdy nie byłem w nastroju na
żarty
-To było zlecenie by mnie zabić –Powiedziałem szczerym, poważnym tonem, patrząc
mu prosto w oczy, kolejny krok.
- Komu by zależało na twojej śmierci? – Rzucił lekko zdziwiony, wydawałoby się,
jakby po prostu uznał moje słowa za niedorzeczny smętny żarcik. Odwróciłem na
chwilę wzrok, zastanawiając się jak ująć to w słowa tak, by wszystko było jak
najbardziej klarowne.
- Wielu osobom. Bo widzisz Charlie, zwykle w telewizji słyszy się o złapanych
mordercach, dilerach, jednak wtedy gdzieś w podświadomości, nasz mózg woła, że
nas to nie dotyczy, że to jakiś inny nierealistyczny świat. Jak w książkach.
Jednakże to naprawdę dzieje się obok nas – Zerknąłem na niego sprawdzaqjąc, czy
coś z tego rozumie, jednak widząc jak ten jedynie marszczy brwi nie rozumiejąc,
kontynuowałem – Charlie, ja i Colin zajmujemy się płatnymi morderstwami. Uczono
nas do tego, już kiedy byliśmy dziećmi.
Nagle rozluźnił brwi i parsknął cicho śmiechem, teoretycznie nie oczekiwałem
innej reakcji, jednak i tak czułem się zawiedziony i upokorzony
- Trochę ci nie wyszło
Nie odpowiedziałem na jego słowa, jedynie oczekiwałem, czy powie coś jeszcze,
czy też mogę zakończyć tą rozmowę.
- Ty wiesz, że to brzmi jak z kiepskiej opowieści... ?- Zapytał z niepewnością
w głosie
-Zdaje sobie z tego sprawę –Odpowiedziałem, nie mogąc powstrzymać oschłego tonu
- A ty nigdy nie żartujesz... - spoważniał.
-Rzadko mi się zdarza –Przyznałem, by po chwili dodać –Dopiero od około dwóch
lat zajmuję się tym zawodem, wcześniej to były tylko szkolenia, szkolił mnie
mój partner, czyli Colin. Szkolenia pokazują czy zwerbowany dzieciak ma
predyspozycje, potem sprawdza się, czy będziesz w stanie zabić, sprawdzają
twoją psychikę… A potem masz pracę i nie jest już łatwo ci się wycofać – Po tych
słowach, wbiłem pusto wzrok w ziemie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz