11 września 2017

Od Mephistopheles'a C.D Charlie

    Siedziałem na jego łóżku, czując ulgę z powodu wyjścia ze szpitala. Czułem się niemiłosiernie obolały ale tak po prostu było bezpieczniej. Chociaż narażałem Charliego, w tym wypadku nie posiadałem dobrego wyjścia, mogłem mieć tylko nadzieję, że Eleonora wszystko załatwi. A teraz, musiałem skupić się na swoim partnerze, który oczekiwał wielu odpowiedzi. Gdyby sięgnąć pamięcią wstecz, nigdy z nikim o tym nie rozmawiałem.  Nawet z Colinem udawaliśmy, jakoby nasz zawód nie istniał. Ciągle czułem, że Charlie tego nie zrozumie, że  strace to, co dopiero chwilę temu zyskałem. A potrzebowałem go…Naprawdę, był mi jedyną tak bliską osobą.
    -Charlie, to nie był wypadek samochodowy –Zacząłem ostrożnie, uprzednio westchnąwszy. Powoli badałem jego reakcje.

     - Raczej nie ma samoistnych wypadków z postrzelonymi ofiarami... – Słysząc jego spokojny, nieprzejęty ton, uniosłem kącik ust, lecz wypadło to smętnie. Nie byłem w nastroju na jego żarciki, jednak ja chyba nigdy nie byłem w nastroju na żarty
    -To było zlecenie by mnie zabić –Powiedziałem szczerym, poważnym tonem, patrząc mu prosto w oczy, kolejny krok.
    - Komu by zależało na twojej śmierci? – Rzucił lekko zdziwiony, wydawałoby się, jakby po prostu uznał moje słowa za niedorzeczny smętny żarcik. Odwróciłem na chwilę wzrok, zastanawiając się jak ująć to w słowa tak, by wszystko było jak najbardziej klarowne.
    - Wielu osobom. Bo widzisz Charlie, zwykle w telewizji słyszy się o złapanych mordercach, dilerach, jednak wtedy gdzieś w podświadomości, nasz mózg woła, że nas to nie dotyczy, że to jakiś inny nierealistyczny świat. Jak w książkach. Jednakże to naprawdę dzieje się obok nas – Zerknąłem na niego sprawdzaqjąc, czy coś z tego rozumie, jednak widząc jak ten jedynie marszczy brwi nie rozumiejąc, kontynuowałem – Charlie, ja i Colin zajmujemy się płatnymi morderstwami. Uczono nas do tego, już kiedy byliśmy dziećmi.
Nagle rozluźnił brwi i parsknął cicho śmiechem, teoretycznie nie oczekiwałem innej reakcji, jednak i tak czułem się zawiedziony i upokorzony
    - Trochę ci nie wyszło
Nie odpowiedziałem na jego słowa, jedynie oczekiwałem, czy powie coś jeszcze, czy też mogę zakończyć tą rozmowę.
    - Ty wiesz, że to brzmi jak z kiepskiej opowieści... ?- Zapytał z niepewnością w głosie
    -Zdaje sobie z tego sprawę –Odpowiedziałem, nie mogąc powstrzymać oschłego tonu
    - A ty nigdy nie żartujesz... - spoważniał.
    -Rzadko mi się zdarza –Przyznałem, by po chwili dodać –Dopiero od około dwóch lat zajmuję się tym zawodem, wcześniej to były tylko szkolenia, szkolił mnie mój partner, czyli Colin. Szkolenia pokazują czy zwerbowany dzieciak ma predyspozycje, potem sprawdza się, czy będziesz w stanie zabić, sprawdzają twoją psychikę… A potem masz pracę i nie jest już łatwo ci się wycofać – Po tych słowach, wbiłem pusto wzrok w ziemie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz