10 września 2017

Dzień 1-2: Chanyeol

     Patrzenie na Jovela plującego słoną herbatą i nie mogącego pozbyć się smaku wodnej roślinności z ust było wspaniałe. Gdyby zrobił coś tylko mi, nawet nie czułbym chęci zemsty. Jestem do tego przyzwyczajony. Ale siniec na twarzy Lucas'a był wystarczającą motywacją. Najchętniej sam przywaliłbym za to Jovelowi, ale wolałem nie wszczynać bójki, bo nauczyciele mogli już tego nie odpuścić. Już dosyć sobie dzisiaj nagrabiliśmy. Z resztą powolne znęcanie się potrafi być bardziej irytujące i zapewne bardziej wkurzało naszego przeciwnika.
     Przybiliśmy sobie z Lucas'em piątki. Oboje czuliśmy, że nasze zadanie zostało dobrze wykonane. Na wszelki wypadek ulotniliśmy się zaraz po obiedzie, korzystając z kolejnego czasu wolnego. Udaliśmy się do naszego namiotu, ponieważ ja chciałem się przebrać, a Lucas po prostu za mną poszedł. Chociaż mokre ubrania wcześniej stanowiły miłą ochłodę, teraz zaczynało mi się robić zbyt zimno. Podniosłem swój bagaż i postawiłem go na pobliskim kamieniu w celu wydobycia z torby suchych ubrań, kiedy nagle na ziemi pod nim zobaczyłem białą kartkę. Podniosłem ją i ze zdziwieniem obracałem ją w dłoniach.
- Co to? - Lucas chciał kuknąć mi przez ramię, ale potem uświadomił sobie, że to idiotyczna próba, więc podszedł obok.
- Chyba list. - mruknąłem.
Faktycznie, był to list. Gdy otworzyłem kopertę i przeczytałem jego zawartość szczęka mi opadła i walnąłem się dłonią w czoło.
- Co? Co jest? - mój towarzysz nadal nie wiedział, o co chodzi.
- Karty. Karty nie liczą się na obozie. - mruknąłem.
Lucas'a zamurowało. Przez chwilę po prostu stał i gapił się na mnie, a po pewnym czasie zaczął krótką kalkulację.
- Czyli... Wcale nie musieliśmy dawać Jovelowi naszych rzeczy... - zamyślił się, po czym na jego twarzy pojawił się gniew.

     Ja również byłem zły. Najbardziej na siebie, bo przegapiłem ten list, a jeszcze sam go czymś przykryłem. Gdyby nie moja głupota, telefon Lucas'a i mój zegarek nie wylądowałyby tam, gdzie wylądowały... Postanowiłem, że następnym razem muszę sprzątać z większą dokładnością. I zdecydowanie wolniej. Więc... może jednak mógłbym przywalić Jovelowi? Byłbym do tego zdolny. Zapewne odbije się to na moim zdrowiu po powrocie do szkoły, gdy klasowa hierarchia znów zostanie 'odnowiona', ale nie dbałem o to. To była zbyt kusząca możliwość, z pewnością warta późniejszej odrobiny cierpienia.
     Na chwilę obecną oboje stwierdziliśmy, że nie będziemy się tak tym przejmować. Skoro karty się nie liczą, nie musimy słuchać Jovela. Możemy traktować go na równi ze sobą. Ostatecznie i tak nam się za to dostanie, ale cóż. Nie wiadomo, czy taka okazja jeszcze kiedyś się nadarzy, więc warto ją wykorzystać. Z resztą... Nawet jeśli w szkole nie możemy bronić się siłą czy słowami, możemy to robić na inne sposoby, a z Lucas'em z pewnością coś wymyślimy. Żeby się odprężyć, poszliśmy na chwilę nad jezioro. Lucas ściągnął buty i wszedł do wody przy brzegu, powoli wchodząc nieco głębiej. Nadal było ciepło, więc mu się nie dziwiłem. Mnie jednak ogarnął dziwny chłód i znużenie, więc zrezygnowałem z brodzenia w jeziorze.
     Usiadłem na piasku nieopodal linii wody. Przez chwilę rysowałem na nim różne kształty, a gdy to zajęcie zaczęło mi się nudzić wlepiłem wzrok w jezioro. Wpatrywałem się w lekkie fale tworzące się na jego powierzchni pod wpływem wiatru, pogrążając się w myślach. Przez jakiś czas ignorowałem Lucas'a. Aż do czasu gdy chłopak ochlapał mnie wodą. Podskoczyłem zdziwiony i spojrzałem na niego, w tym momencie obrywając po raz drugi, tyle że w twarz. Już i tak było mi zimno, więc nie polepszyło to mojej sytuacji. Otrzepałem się i spojrzałem na Lucas'a z wyrzutem, niczym zbity szczeniak.
- Jak mogłeś... - mruknąłem cicho.
     Czułem, że zaczynam się trząść z zimna. Tak mało wody, a tak bardzo mnie to dobiło... Oczywiście Lucas nie wyglądał na skruszonego. W normalnych okolicznościach bym mu odpuścił, jednak zaczynałem czuć się przy nim coraz pewniej, a tym samym miałem czasem ochotę na jakiś dowcip. Nie dając nic po sobie poznać, spojrzałem na zegarek.
- Hm, zbliża się pora kolacji. Zbieramy się? - spytałem.
     Mój towarzysz pokiwał głową i niczego się nie spodziewając zaczął iść w moją stronę. Patrzyłem na niego ze spokojem, czekając zaraz przy brzegu. Jednak gdy Lucas miał już wyjść z jeziora, skoczyłem w jego stronę, popychając go. Nie musiałem wkładać w to zbyt wiele siły, gdyż dużo niższy chłopak od razu runął w tył, wpadając do wody. Tak jak się po nim spodziewałem, momentalnie zaczął się śmiać. Podobały mi się te nasze zaczepki, które niemalże pozwalały zapomnieć o reszcie świata.
     Uśmiechnąłem się do niego i podałem mu rękę. Wiedziałem, że nic mi nie grozi. Lucas nie miałby wystarczająco dużo siły, żeby wciągnąć mnie do wody. On najwyraźniej też o tym wiedział, bo tylko podał mi dłoń i pozwolił mi podciągnąć się do góry.
- Wygląda na to, że ty też musisz się przebrać. - zaśmiałem się lekko.
     W drodze na ognisko zaszliśmy do naszego namiotu. Poczekałem na zewnątrz, aż Lucas zmieni mokre ubrania, po czym razem ruszyliśmy w dalszą drogę. Chociaż było nieco przed 19 i nie wszyscy jeszcze przyszli, ogień był już rozpalony. Chciałem jak najszybciej się ogrzać, więc nie czekając na przyjaciela przyspieszyłem kroku, by chwilę później klapnąć z impetem na trawę koło ogniska. Biło od niego przyjemne ciepło, jednak ze smutkiem zauważyłem, że niewiele mi ono pomogło. Nadal było mi strasznie chłodno i przechodziły mnie ciarki. Odrobina ciepła była jednak lepsza niż nic, więc zostałem na swoim miejscu.
     Po krótkim czasie przyszła reszta obozowiczów, a nauczyciele przynieśli kanapki i pianki. Z Lucas'em wzięliśmy sobie kilka kanapek i usiedliśmy z powrotem przy ognisku. Byliśmy głównie zajęci jedzeniem, ale co jakiś czas zamienialiśmy parę słów. W pewnym momencie podchwyciłem wściekłe spojrzenie Jovela, który przechodził niedaleko nas. Gdyby karty się liczyły, pewnie chwyciłbym Lucas'a pod pachę i wolał zejść mu z drogi. Ale skoro się nie liczyły, odwzajemniłem spojrzenie, patrząc mu prosto w oczy. Miałem teraz gdzieś, co będzie chciał zrobić. W czasie trwania obozu będziemy mogli się mścić ile chcemy.
     Gdy zjedliśmy kanapki Lucas postanowił iść po deser. Oczywiście przyniósł też kijki, którymi cały czas wymachiwał, kilka razy prawie nadziewając na ich czubek mnie zamiast pianki. Na wszelki wypadek odsunąłem się nieco od niego. W końcu nie chciałem skończyć na kijku. Siedząc w bezpiecznej odległości czekałem, aż Lucas przygotuje pianki i wpatrywałem się w ogień.

~W jak głębokiej rozpaczy musi być człowiek, gdy nawet płacz przychodzi ciężko?
Miał wrażenie, że idzie do przodu, ale nadal tkwił w tej samej pozycji, co minutę temu. Wydawało mu się, że z sinych ust ulatuje ostatni oddech, ale tak nie było. Że sztywna ręka, leżąca tuż przy jego nodze, zaraz się uniesie i zetknie z jego skórą, oddając to ciepło, które jeszcze wczoraj czuł na swoim policzku. Ale tak nie było.
On też nie mógł nic zrobić.
Bo był już martwy.
Tak jak oni.~

     - Trzymaj.
Wzdrygnąłem się, słysząc głos Lucasa zaraz obok siebie. Spojrzałem na niego nieco zagubionym wzrokiem, napotykając zdziwione spojrzenie chłopaka.
- Co jest?- spytał podejrzliwie.
- Co? - zamrugałem. - Uh, nic, nic. Zamyśliłem się tylko, wybacz. - zabrałem od niego kijek z pianką, który mi podawał.
     Spędziliśmy sporo czasu siedząc przy ognisku z innymi. Nauczyciele od czasu do czasu dokładali drewna, żeby podtrzymać ogień. Paru z nich rozmawiało między sobą, inni również piekli pianki razem z uczniami. Od czasu do czasu rozmawiałem z innymi obozowiczami, chociaż głownie siedziałem koło Lucas'a i rozglądałem się, patrząc, jak reszta dobrze się bawi. Wyjazd na ten obóz był dobrym pomysłem. Tutaj też można było się oderwać od nudnej, szarej codzienności. Chociaż nie będzie trwać to długo, to zawsze jakiś dodatkowy czas spędzony w miłej atmosferze.
     Część obozowiczów zaczynała się zbierać już koło 21, ale my z Lucas'em zostaliśmy na trochę dłużej. Skoro nauczyciele nikogo nie wyganiali, chcieliśmy spędzić ostatnią godzinę przed ciszą nocną na świeżym powietrzu. No i wciąż było dużo pianek, nie mogły się przecież zmarnować.
     Niestety nie udało nam się przesiedzieć przy ognisku całej godziny, gdyż nauczyciele wraz z kilkoma uczniami zaczęli wszystko zbierać prawie pół godziny przed 22. Nie mając już innej możliwości, wszyscy pozostali poszli do swoich namiotów. Lucas postanowił iść jeszcze do łazienki, więc sam ruszyłem przodem i od razu po przyjściu na miejsce przebrałem się w wygodniejsze ubrania.. Zabrałem ze sobą ręcznik i poszedłem wziąć szybki prysznic.
     Gdy wróciłem do namiotu Lucas'a jeszcze tam nie było, przyszedł dopiero po paru minutach.
- I jak ja mam spać w namiocie z takim gigantem? - zażartował, wchodząc do środka.
- Oj tam, nie narzekaj. Wcale nie zajmuję tak dużo miejsca. Na dodatek nie chrapię i bez walki oddaję kołdrę. - zaśmiałem się.
     Biorąc pod uwagę temperaturę, jaka utrzymywała się przez cały dzień, nie spodziewałem się tak chłodnej nocy. Wszedłem do śpiwora, jednak nie zapinałem go do końca, po czym opatuliłem się kołdrą. Lucas, którzy szukał czegoś w swoich bagażach stwierdził, że wyglądam jak ogromny naleśnik. Ta informacja jednak jakby nie dotarła do moich uszu. Skoro normalnie mam problemy ze snem, chciałem skorzystać z tego momentu znużenia i całkowitego zmęczenia, próbując zasnąć jak najszybciej. Mojemu towarzyszowi najwyraźniej nie chciało się spać, ponieważ jeszcze przed odleceniem do krainy snów słyszałem, jak kręci się po namiocie.

     - Pssst... - usłyszałem jakiś cichy dźwięk w mojej głowie.
Zaraz... To na pewno w mojej głowie? Byłem na tyle senny, że nie wiedziałem, co dzieje się dookoła.
Nie otwierając oczu zmarszczyłem lekko brwi i pokręciłem się chwilę w swoim śpiworze.
- Chan... Pssst, Chan... - znów ten nachalny głos.
- LuLu, daj mi spać... - wymruczałem cicho pierwsze słowa, które przyszły mi na myśl.
- To mnie puść...
Zaraz... Co?
     Otworzyłem szybko oczy i dopiero w tej chwili zrozumiałem, co się stało. Zapomniałem wspomnieć Lucas'owi o moim nocnym nawyku wtulania się we wszystkich i wszystko, co tylko znajdzie się w pobliżu mnie, kiedy śpię. Tak więc teraz obudziłem się leżąc z Lucas'em w objęciach, przytulając go do siebie. Chłopak oczywiście nie mógł wydostać się z mojego uścisku, więc tylko patrzył na mnie niepewnie, najwyraźniej nie wiedząc, co powinien o tym sądzić. Szybko go puściłem, odsuwając się w tył. Schowałem twarz w kołdrę.
- Uh... Głupio wyszło, przepraszam. - mruknąłem.
     Nie czekając na reakcję towarzysza, który przez chwilę pełnił rolę mojej przytulanki, po prostu odwróciłem się na drugą stronę, tyłem do niego i starałem się jak najszybciej zasnąć. Pozostało mi mieć tylko nadzieję, że Lucas nie będzie miał mi tego za złe albo o tym zapomni. Najlepsza byłaby ta druga wersja, mógłbym wtedy oszczędzić sobie wstydu.
     Gdy zasnąłem ponownie, koszmary postanowiły powrócić. Zdążyłem zobaczyć trzy przerażające sny, zanim znów się obudziłem. Spojrzałem na zegarek. 8:01. Lucas jeszcze spał, więc zachowywałem się najciszej, jak mogłem. Zdążyłem się przebrać i wyciągnąć z bagaży książkę. Ostrożnie poprawiłem mój śpiwór i kołdrę, starając się nie szturchać Lucas'a, po czym położyłem się z powrotem na swoje miejsce z książką w dłoni. Teraz pozostało mi tylko czekać na pobudkę, wtedy będę mógł wyjść z namiotu. Trochę później będzie śniadanie, a jeszcze później... Tego nikt na razie nie wiedział. Zastanawiałem się, co na dzisiaj wymyślili dla nas nauczyciele. Jakieś zawody? Może będziemy się czegoś uczyć? Mogłem się tylko domyślać. Ostatecznie jednak pogrążyłem się w lekturze, czekając na nadejście godziny 9.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz