Czułem się śmiesznie z Lucas'em siedzącym na moich plecach. Chociaż nie ważył wiele, strasznie się kręcił, więc kilka razy zachwiał moją równowagę. Mimo to utrzymanie go nie było wcale takie trudne. Z resztą najwyraźniej ten bordowy szal był dla niego ważny, więc chciałem mu jakkolwiek pomóc, próbując dać z siebie wszystko. Podałem mu dość długi patyk, żeby mógł sięgnąć po swój szalik. Nasz pomysł okazał się bardzo dobry i skuteczny, bo Lucas'owi udało się złapać czerwony materiał na badyl. Mój towarzysz wyraźnie się ucieszył, jednak jego radość trwała stosunkowo krótko. Z tych wszystkich emocji Lucas odchylił się zbyt mocno do tyłu, zupełnie zaburzając moją równowagę.
Kiedy się zachwiałem, Lucas mnie puścił i zsunął się z moich pleców padając na ziemię. Kątem oka zdążyłem zobaczyć tylko turlające się po ziemi szyszki, które wzbił w powietrze Lucas, gdy nagle zrobiłem krok w tył i poczułem straszny ból. Padłem plecami na parę szyszek, jednak nawet tego nie poczułem. Moją uwagę przykuwało palące pieczenie kostki, więc nie zwracałem uwagi na odrapane i troszkę poranione plecy. Podniosłem się do pozycji siedzącej i dopiero wtedy zrozumiałem, co się stało.
Okazało się, że przy moich stopach był niewielki dołek. Jednak wystarczająco duży, żebym wykręcił przez niego kostkę w czasie nieudolnych prób ratowania równowagi. Noga pulsowała mi od stopy do połowy łydki. Pozostało mi mieć nadzieję, że to serio tylko skręcenie... Jak zwykle w takiej sytuacji nie chciałem okazać choćby najmniejszej słabości, chciałem sobie z tym poradzić i najzwyczajniej w świecie to zignorować. Ale ignorowanie tego bólu było trudne...
Poluzowałem nieco sznurówki w bucie, po czym odwróciłem się do Lucas'a. Czułem, że krew odpłynęła mi z twarzy, ale udało mi się zebrać na spokojny ton i opanowanie.
- Nic ci nie jest?- zapytałem z nutą troski w głosie. W końcu Lucas spadł z dosyć wysoka, prosto na szyszki, więc mogło mu się coś stać.
Pytanie było dość głupie, bo chłopak jak zawsze miał niezły ubaw. Turlając się ze śmiechu zmielił jeszcze parę szyszek, ale nawet nie zwrócił na to uwagi. Rzuciłem okiem na szalik leżący kawałek dalej. Na szczęście był w jednym kawałku. Chociaż tyle dobrego...
- N-nie, jest w porządku. - wydusił w końcu Lucas, po czym znowu zaczął się śmiać.
Dopiero gdy wstał zobaczyłem parę zadrapań na jego rękach i na jednym kolanie. Jednak gdy spojrzałem dokładniej... Wskazałem palcem na dłoń Lucas'a i chciałem coś powiedzieć, jednak zamknąłem usta równie szybko, jak je otworzyłem. Nie wiedziałem, jak ubrać to w słowa... Na szczęście Lucas zauważył moją daremną próbę odezwania się i sam spojrzał na swoją dłoń. Gdy zobaczył wbity w nią patyk wyraźnie się zdziwił. Chyba jednak nie sprawiło mu to szczególnego bólu, skoro nie zwrócił na to wcześniej uwagi... Wyciągnął patyk i odrzucił go na bok. Z jego dłoni pociekło trochę krwi. Wydawało mi się, że nagle pobladł. Przełknął trochę nerwowo ślinę, ale potem starał się sprawiać wrażenie, że to ignoruje. Mi jednak nie było to takie obojętne. Czyżby nie lubił widoku krwi? Na szczęście miałem swój niewielki plecak, w którym oprócz zapakowanych wcześniej smakołyków miałem jak zwykle apteczkę. Często zdarzały mi się jakieś pomniejsze wypadki, więc była przydatna.
Lucas chwycił swój szalik oraz torbę i Wybielacza, po czym spojrzał na mnie. Wciąż siedziałem na ziemi.
- To co, idziemy dalej? - spytał wesoło.
- Ale najpierw... - przerwałem, gdyż w czasie mówienia próbowałem wstać.
Ledwie zacząłem stawać na nogi, momentalnie klapnąłem na ziemię. Chwyciłem się za kostkę czując znów ten straszny ból i syknąłem pod nosem. Chyba nie będę mógł stanąć na tej nodze...
Podniosłem wzrok na Lucas'a, który o dziwo spoważniał i patrzył na mnie, przechylając lekko głowę.
- Co jest?
- Nic.
- To dlaczego nie możesz wstać? - spytał podejrzliwie.
- Cóż... Chyba skręciłem kostkę. Albo złamałem. Nie wiem. - uśmiechnąłem się słabo. - Ale nie przejmuj się, dam radę.
Przyjaciel podszedł bliżej, kucając obok.
- Mocno boli?
- Nie. - chyba nie udało mi się skłamać, bo Lucas tylko spojrzał na mnie z politowaniem.
- Dasz radę iść?
- Nie jestem pewien. Ale zanim spróbujemy gdziekolwiek iść, pozwól mi opatrzyć twoją dłoń.
Lucas popatrzył z lekkim zdziwieniem na swoją rękę. Patyk nie wbił się głęboko, ale zostawił ranę, z której wciąż leciało trochę krwi. Chłopak chyba chciał zaprotestować, ale zanim zdążył chwyciłem go za ramię i przyciągnąłem bliżej siebie, sadzając go zaraz obok siebie. Na szczęście upadliśmy niedaleko mojego plecaka, więc nie musiałem się wysilać, żeby dostać się do apteczki.
Lucas dzielnie zniósł opatrywanie rany, chociaż odwracał wzrok od krwi. Gdy skończyłem wiązanie opatrunku wstał. Westchnąłem cicho. Wiedziałem, że powinienem iść co najmniej do pielęgniarki, ale droga była trochę długa... Nie chciałem zbytnio wspierać się na swoim towarzyszu, bo przez sporą różnicę wzrostową mógłbym go przeważyć. Mój upór jedna zwyciężył, więc przy drugim podejściu udało mi się wstać.
W celu zrobienia próby postawiłem prawą, skręconą stopę do przodu i spróbowałem na niej stanąć. Noga nieco mi się ugięła i ból w kostce stał się pulsujący, jednak zacisnąłem zęby i udało mi się zrobić parę kroków. Lucas obserwował mnie z boku. Po raz pierwszy od naszego spotkania widziałem go poważnego.
- Dam radę. - stwierdziłem.
Przyjaciel tylko kiwnął głową. Szedł obok mnie, a ja od czasu do czasu posykiwałem przy mocniejszym bólu, ale mimo utykania szło mi całkiem nieźle. O ile było to skręcenie, nic mi się nie stanie. Jednak jeśli to złamanie... Wędrówka może trochę pogorszyć sytuację. Wolałem jednak o tym nie myśleć i po prostu powoli wracałem z Lucas'em do budynków, żeby udać się do pielęgniarki.
Oczywiście zostałem wysłany do szpitala. Skręcenie okazało się jednak pęknięciem fragmentu kości, ale na szczęście nie jakimś bardzo poważnym. Lekarz zasugerował mi wózek inwalidzki, ale odmówiłem i wziąłem kule. Lucas'a ze mną nie było, więc musiałem wrócić sam. Złapałem taksówkę i dojechałem pod szkołę. Po drodze zastanawiałem się, jakie to zabawne, że zwykła, mała dziura może spowodować coś takiego... Ale i tak cieszyłem się, że Lucas i jego szalik wyszli z tego cało, może tylko z drobnymi rankami.
Powoli dokuśtykałem do dormitoriów, gdy w oddali zauważyłem Lucas'a. Uśmiechnąłem się i pomachałem do niego, po czym poszedłem w jego stronę.
Na miejscu od razu spojrzałem na jego dłoń.
- Mocno boli? - spytałem, przenosząc wzrok na jego twarz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz