Uniesiony kącik ust Vidivicenkova wprawił bruneta niemalże w ekscytacje. Dobry znak, omen zwiastujący ducha rozluźnienia atmosfery między nimi, duży niewielki krok. Cóż, ledwo sie znali, więc oczywiście, że konwersacja nie płynęła wartkim potokiem słów (czego swoją drogą, po Fabienie raczej by się nie spodziewał), ale i tak pozytywnie zawirowany wokół postaci rudzielca umysł Jovela uznawał tępo pseudo-poznawiania za dość szybkie. Szedł pół kroku przy prowadzącym go towarzyszu, starając się nie narzucać tępa. Pilnował się jak głupi, żeby tego nie robić. Jeśli szedłby za rudym, to mógłby potęgować nieprzyjemne uczycie bycia obserwowanym na karku towarzysza, mógł utrudnić konwersacje zmuszając Fabiena do odwracania się przy mówieniu, tak... Takie pierdoły, a jednak krążyły po rozbudzonej głowie siedemnastolatka. Otaczająca ich liściasta zieleń wydawała się czarnowłosemu żywsza niż zwykle. Odcień roślin, ciche życie tworzące tło przypadkowego z perspektywy obcego spaceru, po prostu budowały tą ułożoną zbyt bezproblemowo scenkę. Choć Amerykaninowi przemykała przez głowę podejrzliwość do tej zupełnej pozytywności, to nie mógł zmusić umysłu do skierowania się na tory dążące do zamartwiania się. Szelest ściółki, po której chodzili dawał znak uszom amatorów spacerów, że dla natury jeszcze nie skończyło się lato. Podłoże lasu było cichsze, niż kiedy wysuszone niemalże chrzęściło podczas trzeciej pory roku. Przez brak jakiejkolwiek informacji o odległości dzielącej ich od celu, Jov postanowił przerwać ciszę kolejnym pytaniem:
- Właściwie jak znalazłeś to miejsce?
- Często chodzę na spacery, kiedyś się na nie natknąłem przypadkiem - lekki ruch ramion towarzyszący odpowiedzi Fabiena, zasugerował Jovelowi, iż nie kryła się za tym żadna konkretna historia czy przygoda. Trochę szkoda, bo Jov miał ochotę posłuchać o Fabienie. Ale ciekawość nowego miejsca była aktualnie w oczach chłopaka lepszą opcją niż naciskanie na kolegę z klasy.
Las liściasty, iglasty, mieszany, bór, gaj czy knieja, tak czy inaczej wydawał się ściemniać. Nie mogło być nawet czwartej po południu, więc wytłumaczenie tego sobie porą, odpadało. Czoło bruneta zmarszczyło się lekko, kiedy rozglądał się po otoczeniu. Nadal było, można by powiedzieć, ładnie, ponieważ zieleń, natura i las trudno było Jovelowi obrzydzić, nastrój wokoło minimalnie ulegał zmianie. Przyjemny dla słuchu, łagodny szum bardzo cicho pobrzmiewał gdzieś, jak wydawało się Dahmerowi, coraz bliżej. Głos Fabiena potwierdził jego podejrzenia.
- To tutaj - przystanęli. Dookoła było widocznie ciemniej niż na obrzeżach lasu. Mech porastał drzewa, kamienie i poszycie gęściej, bezwstydnie się zieleniąc. Nie od jednej strony, był niemalże wszędzie. Wyglądał miękko, delikatnie. Rzeczka natomiast, nie była imponująca rozmiarowo. Nie szeroka, nie głęboka, raczej wartka i dość przejrzysta. Płynęła przez owo ciche i stonowane miejsce dodając mu uroku. Dahmer podszedł do brzegu i ukucnął przy nim. Dłonią dotknął mokrego od obijającej się od niego wody mchu, porastającego kamień. Oczywiście, był śliski, ale dziwnie przyjemnie było Jovelowi przesuwać po nim palcami. Pomyślał jak łatwo byłoby wywrócić się na nim. Uśmiechnął się. Rzeczka była chłodnawa, ale nie wyjmował z niej ręki. Odwrócił czarne oczy w kierunku Fabiena. Stał najprawdopodobniej niepewny tego co zrobić czy powiedzieć. Siedemnastolatek pisał mu jak najbardziej nie wyszczerzony uśmiech na jaki było go stać. Rude włosy i bladość Vidivicenkova, jego cała postać wpisywały się w to miejsce, jakby zostały stworzone razem. Byli tak dopasowani, że gdyby chciał zrobić zdjęcie temu przedziwnemu zjawisku, żal byłoby mu ryzykować nie uchwycenie tej zależności. Takie wrażenie nie chciało opuścić Jovela. Ocknął się, zorientowawszy się, iż Fabien jest lekko zawstydzony gapieniem się na niego. No tak geniuszu,nie możesz się na niego lampić bez przerwy...
- W wodzie są pijawki? - zapytał Dahmer odwracając wzrok z powrotem na ruchomą wodę.
- Nigdy żadnych nie widziałem... - po chwili zawahania odpowiedział Fabien. Jov zmarszczył nos, poprawiając zerówki, po czym zdjął je. Chowając okulary do kieszeni, patrzył się na rozmazane przez nieustannie płynące H2O dno. Usiadłszy, zaczął nieśpieszne rozwiązywać buta.
- A wchodziłeś kiedyś? - znowu zaczepka? Może za bardzo prowokuje Fabiena...
- Nie... - przyznał drugi z dystansem. Przez czaszkę bruneta, przejechał tabun myśli. Może rudzielec nadaje tej rzeczce znaczenie sakralne, a on właśnie chce ją zanieczyścić? Może kolega z klasy jest panicznie przerażony wodą i przychodzi tu przyzwyczajać się do niej na własną rękę? A może po prostu nie chce oglądać stóp Dahmera mącących wodę? Tak czy inaczej, Naśladowca nie miał zamiaru rezygnować z okazji na obmywającą zdrętwiałe od zimna stopy wodę, dlatego też wepchnął skarpetki do butów i przeciął palcami u nóg taflę wody.
- A masz zamiar? - powstrzymał się od patrzenia w jego stronę, nie chcąc wywołać ewentualnie niepotrzebnego nacisku. Czarnowłosy przejechał stopą po dnie, przekrzywiając głowę.
- Jest zimno, a ty chcesz się moczyć w wodzie? Czy to próba zachorowania? - Jov odwrócił się, widząc uniesiony kącik ust Fabiena. Wyszczerzył się w odpowiedzi, a czarne oczy mu zabłysnęły. Niezbyt ostrożnie wstał, łapiąc równowagę na niepewnej powierzchni śliskich kamieni pod wodą.
- Właściwie to niegłupi sposób - parsknął lekko półsmiechem. Fabien usiadł na zamszonej ziemi, lecz nie zaczął zdejmować żadnej części obuwia.
- Kto się wtedy tobą zajmie? - padło pytanie. Dahmer wykrzywił usta w zastanowieniu. Kto by się nim zajął? Właściwie, to nie za często o tym myślał. Tym, czy takim, ludziach za i przeciw niemu. Był jednym z 'nowszych' uczniów, nie miał przyjaciół czy wielkich wrogów. Ludzie nie lubiący go łatwo by się znaleźli, w końcu jako Naśladowca nie ignorował swojej przewagi nad większością w hierarchii klasowej, ale nic bardzo okrutnego nie zdążył zrobić. Przecież ta rola wypompowywała z niego energię. Udawanie, przebieranie, muzyka klasyczna i czapki na niepomalowanych włosach. Ale przy Fabienie, przez ten krótki czas czuł się głupio zadowolony... Pfy.
- Wychodzi na to, że nikt - odruchowo zrobił trochę głupawą minę. Zabrzmiało jakby się nad sobą użalał? - Dlatego się nie rozchoruje - dodał pewnie, łącząc swoją wypowiedź z uśmieszkiem.
- Mam nadzieję, że nie - głos rudowłosego towarzysza wydał się Dziesiątce zmartwiony. Poruszywszy palcami u stóp, by na powrót poczuć się choć na chwilę, Jovel spojrzał w stronę kolegi. Ma nadzieję że nie? Czemu? Cóż, odpowiedź mogła być miej lub bardziej złożona. Przez ułamek sekundy Dahmer tłumił swoje nagle rozdmuchane ego, chcący zadać pytanie 'właściwie dlaczego?'. Nie było po co peszyć Vidividcenkova?, nie teraz. Ale zapamięta to...
- A Ty masz tu takiego kogoś? - znów odwrócił pytanie.
- Mówiłem, że nie jestem zbyt dobry w nawiązywaniu znajomości... Nie mam żadnych przyjaciół - ponownie już dzisiaj, wzruszył ramionami Fabien. A może właśnie masz...
- A twój współlokator? Tak czy inaczej spędzacie czas razem...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz