3 września 2017

Od Chanyeol'a C.D: Fabiena

     Słysząc pytanie Fabiena aż zamarłem na chwilę. Niepewnie mierzyłem nowo poznanego chłopaka wzrokiem. Był średniego wzrostu, jego ubrania o chłodnym odcieniu tworzyły ciekawy kontrast z rudymi włosami. Zadał mi pytanie spokojnym, nawet swobodnym tonem, jednak w jego oczach było widać cień niepewności. Domyśliłem się, że właśnie trafiły na siebie dwie osoby mające problem z zaufaniem. Ale... Ktoś chciał być moim współlokatorem? Tak własnowolnie? Nadal mnie to dziwiło.
     Chłopak wyglądał jednak na całkiem przyjaznego i miłego, więc tylko uśmiechnąłem się i skinąłem głową.
- Jeśli chcesz zostać moim współlokatorem, chętnie z tobą zamieszkam. Ten pokój i tak jest dla mnie za duży, przyda się w nim ktoś jeszcze. - odparłem.
Fabien uniósł kącik ust.
- Jaki jest numer twojego pokoju?
- 180. - chwilę zajęło mi przypomnienie sobie numerku. - Chyba mieszkamy na tym samym piętrze.
- Załatwię wszystko dziś popołudniu.- oznajmił łagodnym tonem.
     Zamrugałem z zaskoczeniem. Serio... Nie będę mieszkał sam? Chociaż całkiem lubię ciszę, nie przepadam za samotnością, nawet mimo swojego strachu przed ludźmi. A teraz będę mógł mieszkać z jakąś miłą i normalną osobą. Co do normalności nie mogłem mieć pełnej pewności, jednak Fabien bynajmniej nie wyglądał na jakiegoś psychopatę, a to mi wystarczyło. Postanowiłem jednak nie okazywać swojej radości, to mogłoby wyglądać dziwnie.
- Bardzo się cieszę. - powiedziałem, siląc się na bezbarwny ton, ale uśmiechnąłem się, żeby tylko trochę okazać radość. Nie chciałem znowu wyjść na głupka, tym razem ciesząc się jak dziecko. Nagle oboje usłyszeliśmy dziwny dźwięk. Spojrzałem na swój brzuch, po czym skierowałem zawstydzony wzrok na Fabiena. - Uh, wybacz, długo nic nie jadłem. - mruknąłem cicho.- Może przejdziesz się ze mną na stołówkę?

- Sam chętnie coś zjem. - chłopak skinął głową i ruszył w stronę stołówki.
     Jego zgoda znów sprawiła mi radość. Chociaż kontakty z ludźmi bywają trudne, potrafią sprawić radość, o ile są to dobrzy ludzie.
"Dziwak. Czy on w ogóle ma przyjaciół? Z resztą, kto chciałby się zadawać z kimś takim. Wyrzutek."
To zazwyczaj mówili o mnie ludzie. Ale była to ostatnia rzecz, jaka mnie interesowała. Uciekłem od swojej przeszłości, a przynajmniej tak mi się wydawało. Czas na rozpoczęcie nowego życia.
     Szliśmy spacerowym krokiem w stronę stołówki, nie odzywając się do siebie. O dziwo cisza ta nie była krępująca. Jednak tą cisze przerwał nagły huk. Zaraz... Nie. To był tylko dźwięk, który rozległ się wewnątrz mojej głowy. Niemal równocześnie poczułem ból z tyłu czaszki. Zamrugałem nieco oszołomiony. Spojrzałem w dół i zobaczyłem piłkę od koszykówki leżącą kawałek za mną. Kto we mnie rzucił?
     Rozmasowując tył głowy rozejrzałem się. Kilkanaście metrów dalej stało dwóch chłopców. Nie znałem ich, właściwie to widziałem ich po raz pierwszy. Po mundurkach wywnioskowałem, że to uczniowie tej szkoły, jednak zupełnie ich nie znałem, nawet z wyglądu. Chłopcy śmiali się do siebie.
- To nie było miłe... - mruknąłem sam do siebie, ale wiedziałem, że nie mam co liczyć na życzliwość.
- Prosiłbym o nie zachowywanie się jak zwierzę i nie rzucanie kawałkami napompowanej gumy w losowe osoby. - powiedział spokojnie Fabien do dwóch uczniów po czym wyjął scyzoryk, przebił piłkę i odrzucił flak. - Nic ci nie jest Chan?
     Spojrzałem lekko zdziwiony na Fabiena. Postanowiłem odnotować w pamięci, że ma przy sobie scyzoryk. Tak na wszelki wypadek.
Pokręciłem głową, chociaż trochę mnie bolała.
- Nie. - odparłem.- I dziękuję, nie musiałeś...
     Chłopcy wyglądali na oburzonych. Dopiero teraz zauważyłem, że mają drugą piłkę. Rzucili ją w naszą stronę, ale tym razem zdążyłem zareagować. Chwyciłem ją, po czym wrzuciłem na dach stołówki. Piłka oczywiście tam utknęła. Uczniowie zaczęli się wygrażać, jednak zanim zdążyli do nas podejść położyłem dłoń na plecach Fabiena i popchnąłem go delikatnie, żeby wszedł do stołówki. Będąc w środku od razu zaczęliśmy nakładać sobie jedzenie.
- Dobrze, że nikt nie widział, że mi pomogłeś. Mogłeś mieć przeze mnie kłopoty... W końcu jestem celem. - powiedziałem cicho.
- I tak nie jestem zbyt lubiany, trochę więcej problemów by mi nie zaszkodziło. - wzruszył ramionami, ale wyglądał na lekko przestraszonego. - Mimo wszystko, muszę cię wspierać skoro mamy mieszkać razem.
Popatrzyłem na Fabiena nieco zdumiony. Czy można uznać, że staje w mojej obronie?
- Dziękuję... To bardzo miłe z twojej strony. Ty też możesz liczyć na moje wsparcie, mimo mojej słabej pozycji.
- Nie patrz na kastę, jest zmienna, następnym razem ja mogę być celem, ty królem. - mruknął w odpowiedzi.
Zamyśliłem się.
- Królem? - prychnąłem sam do siebie.- Nie widzę siebie samego na takiej pozycji. - zaśmiałem się lekko. - Celem w końcu może być każdy... Gdybyś ty był celem, na pewno bym cię wspierał.- mrugnąłem do niego.
- A więc możemy liczyć na siebie nawzajem. - pokiwał głową.
Uśmiechnąłem się tylko w odpowiedzi. Oboje postanowiliśmy zająć się jedzeniem.
     Fabien zabrał sobie sałatkę ze świeżych warzyw z jogurtem. Ja zastanawiałem się przez chwilę, co chciałbym zjeść, lecz ostatecznie zdecydowałem się na owoce, biorąc do tego kubek herbaty. Siedząc przy stole nie odzywaliśmy się do siebie. Fabien jadł w spokoju, a ja spoglądałem na niego co chwilę. Miałem ochotę jakoś go zagadnąć, ale nie wiedziałem jak, więc ostatecznie wbiłem wzrok w swoją tackę i jadłem w milczeniu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz