15 sierpnia 2017

Od Jurija C.D: Sasza

Obserwowałem ludzi na strzelnicy, czekając, aż Sasza skończy rozmawiać ze swoim przyjacielem, by zaproponować mu pójście gdzieś indziej. W końcu przydałoby mi się poznać to miasto trochę lepiej; co prawda nie zgubiłbym się, ale wolę wiedzieć, dokąd idę lub chociażby mieć możliwość samodzielnie trafić z punktu A do punktu B, bez wcześniejszego pytania kogoś o drogę albo trzymania urządzenia GPS w dłoni. Trzy stanowiska ode mnie próbowała strzelać jakaś blondynka, no właśnie - próbowała, bo akurat jak się spojrzałem, to odrzut broni (pomimo iż to był Glock, który ma niezbyt wielki odrzut) sprawił, że owa istota upadła, wypuszczając przedmiot z dłoni. Miałem już podejść i jej pomóc się podnieść, ale od tego odciągnął mnie głos Saszy.
-To co? Wracamy nie? Po drodze możemy jeszcze wstąpić w jedno miejsce to wypijemy wieczorem - Usłyszawszy to, obróciłem się w jego stronę, odrywając spojrzenie od podnoszącej się dziewczyny, która swoją drogą była taka dosyć 7,5/10. Pewnie za sprawą makijażu.
Wzruszyłem ramionami w odpowiedzi i ruszyłem wolnym krokiem do wyjścia, a moi kompani ruszyli za mną po kilku sekundach. W sumie, to nie bardzo chciało mi się pić, a zwłaszcza czegoś, co po zmieszaniu z wcześniejszą wódką może się skończyć zatruciem pokarmowym lub zajebiście potężnym kacem, nawet u mnie, a wątpię, aby tu mieli prawdziwą wódkę.
Wychodząc ze strzelnicy udało mi się zauważyć, jak Mike łapie Saszę za rękę, jakby się bał, że ten zaraz mu gdzieś ucieknie. Nie żeby coś, ale trochę dziwne, że nikt na ulicy nie zwraca na to uwagi, kompletnie nikt. W takiej Czeczeni jest zupełnie coś innego.
-Wiesz, co Sasz? Odpuszczę sobie tym razem picie, ale dzięki za propozycję - Uśmiechnąłem się krzywo i wyciągnąłem papierosy, zapalając jednego z nich.
-Wszystko z tobą ok? - Popatrzył na mnie podnosząc brew, na co odpowiedziałem mu krótkim skinieniem.
-Ta, tylko wolę nie mieszać i nie przesadzać, zanim się tu nie rozeznam dokładnie - Po tych słowach wypuściłem dym, częściowo nosem, częściowo ustami, a Sasza skinął głową.
-W takim razie zabiorę gdzieś Mike'a na trochę - Powiedział, a sam Mike się uśmiechnął.
Wzruszyłem ramionami, życząc im miłej zabawy, a sam udałem się w kierunku, który prawdopodobnie doprowadziłby mnie do budynku szkoły, gdybym tylko nie skręcił gdzieś w zamyśleniu, obserwując jak czubek papierosa żarzy się samotną czerwienią.
[...]
Po kilku godzinach błądzenia, stwierdziłem, że to pierdolę i po prostu położyłem się na trawie, na plecach, podkładając  sobie rękę pod głowę, a drugą sięgnąłem do jednej z toreb, wyciągając ze środka piersiówkę, wypełnioną przezroczystym płynem, który przyjemnie palił w gardło. Pociągnąłem z niej spory łyk i przymknąłem oczy, pozwalając cieczy rozpływać się po wnętrzu układu pokarmowego. Ową czynność powtórzyłem do opróżnienia naczynia i schowałem je z powrotem do torby, rozglądając się dookoła. Swoją drogą, to zaczynało zmierzchać, niby dookoła były drzewa, ale niebo i tak się przebijało przez ich koronę.
-Gdzie ja kurwa jestem? - Podniosłem się do siadu i rozejrzałem się jeszcze raz.
Drzewa, drzewa, drzewa, drzewa, drzewa, drzewa, śmietniki, ławki, drzewa... Park!
Dobra, ustalone - jestem w parku, teraz tylko jak stąd wrócić do pokoju? Podniosłem się z lekkim trudem, co było spowodowane głównie alkoholem i zacząłem iść przed siebie, zdając się w stu procentach na pijacki instynkt samozachowawczy.

Your turn

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz