-To co? Wracamy nie? Po drodze
możemy jeszcze wstąpić w jedno miejsce to wypijemy wieczorem - Usłyszawszy to,
obróciłem się w jego stronę, odrywając spojrzenie od podnoszącej się
dziewczyny, która swoją drogą była taka dosyć 7,5/10. Pewnie za sprawą makijażu.
Wzruszyłem ramionami w
odpowiedzi i ruszyłem wolnym krokiem do wyjścia, a moi kompani ruszyli za mną
po kilku sekundach. W sumie, to nie bardzo chciało mi się pić, a zwłaszcza
czegoś, co po zmieszaniu z wcześniejszą wódką może się skończyć zatruciem pokarmowym
lub zajebiście potężnym kacem, nawet u mnie, a wątpię, aby tu mieli prawdziwą
wódkę.
-Wiesz, co Sasz? Odpuszczę
sobie tym razem picie, ale dzięki za propozycję - Uśmiechnąłem się krzywo i
wyciągnąłem papierosy, zapalając jednego z nich.
-Wszystko z tobą ok? -
Popatrzył na mnie podnosząc brew, na co odpowiedziałem mu krótkim skinieniem.
-Ta, tylko wolę nie mieszać i
nie przesadzać, zanim się tu nie rozeznam dokładnie - Po tych słowach
wypuściłem dym, częściowo nosem, częściowo ustami, a Sasza skinął głową.
-W takim razie zabiorę gdzieś
Mike'a na trochę - Powiedział, a sam Mike się uśmiechnął.
Wzruszyłem ramionami, życząc
im miłej zabawy, a sam udałem się w kierunku, który prawdopodobnie
doprowadziłby mnie do budynku szkoły, gdybym tylko nie skręcił gdzieś w
zamyśleniu, obserwując jak czubek papierosa żarzy się samotną czerwienią.
[...]
Po kilku godzinach błądzenia,
stwierdziłem, że to pierdolę i po prostu położyłem się na trawie, na plecach,
podkładając sobie rękę pod głowę, a drugą sięgnąłem do jednej z toreb,
wyciągając ze środka piersiówkę, wypełnioną przezroczystym płynem, który
przyjemnie palił w gardło. Pociągnąłem z niej spory łyk i przymknąłem oczy,
pozwalając cieczy rozpływać się po wnętrzu układu pokarmowego. Ową czynność
powtórzyłem do opróżnienia naczynia i schowałem je z powrotem do torby,
rozglądając się dookoła. Swoją drogą, to zaczynało zmierzchać, niby dookoła
były drzewa, ale niebo i tak się przebijało przez ich koronę.
-Gdzie ja kurwa jestem? - Podniosłem
się do siadu i rozejrzałem się jeszcze raz.
Drzewa, drzewa, drzewa,
drzewa, drzewa, drzewa, śmietniki, ławki, drzewa... Park!
Dobra, ustalone - jestem w
parku, teraz tylko jak stąd wrócić do pokoju? Podniosłem się z lekkim trudem,
co było spowodowane głównie alkoholem i zacząłem iść przed siebie, zdając się w
stu procentach na pijacki instynkt samozachowawczy.
Your turn
Your turn
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz