-Właściwie... Jest to moja ulubiona
czynność, samotne spacery -Zamilkłem na chwilę, zamyśliłem się, brzmiało to
komicznie -To znaczy raz miałem towarzysza i przyjemnie chodziło się z kimś,
jednak wypisał się ze szkoły po dwóch tygodniach nauki i powróciłem do
chodzenia samemu. Ja...nie jestem zbyt dobry w nawiązywaniu znajomości. -
Apropo mojego towarzysza, chyba nawet już nie pamiętałem jego imienia. To
zabawne, jak szybko ludzie umieją wymazać się z naszej pamięci. Znikają bez
słowa, z życia i umysłu, co prawda, nie zdążyliśmy się szczególnie poznać,
jednak liczyłem iż zostawi jakiś kontakt do siebie, ponieważ mimo wszystko
chyba dobrze nam się rozmawiało... Albo to było tylko moje odczucie. Cóż, wiele
nie straciłem, końcem tej znajomości. Zmarszczyłem na chwilę brwi w zamyśleniu,
z którego to wyrwał mnie Jovel.
-Nie może być tak źle. Nikt nie powiedział
że to nasza ostatnia wspólna przechadzka -Rzucił zaczepnie.
Zerknąłem na niego delikatnie, wydawał
się niezwykle pozytywny, niedorzecznie wręcz wesoły. Nie przeszkadzało mi to
zbytnio, lecz trudno nie przyznać, iż zwracało moją uwagę. Niezależnie, nie
odpowiedziałem na jego słowa. Szczerze to wątpiłem by chciał ze mną gdzieś
wychodzić tak na dłuższą metę. Chyba jestem pesymistą. To chyba podchodzi pod
paranoję.
-Czemu Charleston High? - Odezwał się po
chwili, nie pozwalając ciszy zagościć między nami na stałe.
Westchnąłem, podrapałem się w tył głowy.
Dlaczego?
-Matka się upierała że to dobra szkoła, a
ja w sumie nie miałem nic innego na oku, więc stanęło na tej placówce
-Przyznałem w końcu, choć nie wiedziałem czy był to faktyczny powód.
Bynajmniej, powodu po prostu nie było; zdałem sobie sprawę po chwili, matka
faktycznie chwaliła placówkę, lecz nijak nie wydawało mi się, by to o to
chodziło, pełna spontaniczność, chyba.-
Po prostu znajdowała się daleko od przeszłości, od starych ''przyjaciół'' co
Fabien?- Odezwał się cicho głosik mojego umysłu, zignorowałem go -A jaki był twój powód?
- W Wisconsin nie ma zbyt dobrych szkół,
chciałem znaleźć jakieś wyzwanie z dala od domu. Poza tym czesne nie jest nie z
tej ziemi -Wzruszył jedynie ramionami
W
reakcji skinąłem głową, po czym rozejrzałem się nieznacznie dookoła
-Pokazać ci ciekawe miejsce? Trochę już
poznałem ten las...i jest tu niewielkie jeziorko, ładne miejsce i odosobnione -
Zaproponowałem delikatnym tonem. W moim mniemaniu, nie brzmiało to dwuznacznie.
Toteż nie wahałem się wypowiadając propozycje. Bardziej przejąłem się możliwą
odmową i niechęcią. Jednak... jak sam zauważyłem, czy ktoś tak pozytywny jak
Jovel mógł być dla kogoś wredny? - Jesteś
naiwny - Odezwały się ponownie moje myśli. Tak, to już z pewnością była
paranoja. Zacisnąłem lekko pięść na czarnej bluzie, zdezorientowany,
zirytowany.
-Jasne, prowadź -Odrzekł Jovel, naturalnie że pozytywnie nastawiony.
O co ja się martwiłem?
Spojrzałem
mu w oczy, dojrzałem w nich żywe zainteresowanie. Uniosłem nieznacznie kącik
ust i zacząłem nas prowadzić-Jasne, prowadź -Odrzekł Jovel, naturalnie że pozytywnie nastawiony.
O co ja się martwiłem?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz