10 sierpnia 2017

Od Chanyeol'a

Dzisiaj z pewnością jest jeden z tych dni, kiedy humor mnie opuścił.
Poprzedniego dnia byłem wykończony, więc zasnąłem o 23, ale zostałem obudzony już o północy.
Gdy otworzyłem zmęczone oczy zobaczyłem stojącego nade mną "opiekuna".
- Idź sobie.- burknąłem, obracając się na drugi bok.
Kołdra zsunęła się ze mnie, a zaraz potem spadłem na podłogę. Rzuciłem opiekunowi wściekłe spojrzenie.
- Mówiłem, że masz sobie iść.
- Mi też nie podoba się fakt, że muszę się tobą zajmować, ale dzisiaj w końcu się ciebie pozbędę, więc z łaski swojej rusz cztery litery i zabieraj bagaże.
Z racji tego, że nie mam żadnej rodziny, opiekę nade mną sprawował dawny przyjaciel ojca, Hiszpan Antonio. Facet szczerze mnie nienawidzi, z wzajemnością. Na szczęście (a może nie?) miałem trafić do innej szkoły, Charleston High.
Wcześniej już przyleciałem do Ameryki, więc nie czekała mnie długa droga. Nie zmieniało to faktu, że musiałem wyjechać dużo wcześniej, żeby zarejestrować się w szkole.
Z jednej strony cieszyłem się, że Antonio zniknie z mojego życia i będę w pełni samodzielny i wolny. Z drugiej strony... Czy ja się tam odnajdę? Nawet w Korei nie miałem wielu znajomych, więc czy będę w stanie zaprzyjaźnić się  kimś w Chicago? Czy ktoś mnie polubi, zaakceptuje?
Tego nie mogę być pewny...
Cóż, najwyżej kupię sobie jakieś małe zwierzątko jako towarzysza. Zwierzęta przynajmniej mnie lubią.
Niechętnie powlokłem się w kierunku łazienki w celu odbycia "porannej" toalety. Wziąłem drugi prysznic, uporałem się z włosami, które zdążyły poczochrać się w ciągu ostatniej godziny.
Stojąc przed lustrem wpatrywałem się przez chwilę w swoje odbicie. Uśmiechnąłem się lekko sam do siebie, ale to już nie był ten sam uśmiech... Chociaż odzyskałem dawną radość, moje oczy wydawały się martwe.
Westchnąłem cicho i poszedłem się ubrać.
Oczywiście nie miałem jeszcze mundurka, więc wciągnąłem na siebie szare, dresowe spodnie i zwyczajną, białą koszulkę.
Związałem swoje czerwone trampki, chwyciłem walizki i posłałem Antoniemu krzywe spojrzenie.
- Gotowy.- oznajmiłem.
Opiekun bez słowa zabrał kluczyki od swojego terenowego auta i wyszedł z mieszkania. Wpakowałem walizki do bagażnika, po czym sam z impetem rzuciłem się na tylne siedzenie.

~~~

Na miejsce dotarliśmy chwilę przed 6 rano. Czułem się jak żywy trup. Słońce już wychodziło zza horyzontu, boleśnie rażąc moje zmęczone oczy.
Antonio zaprowadził mnie do recepcji, a później do gabinetu dyrektora. Gdy wszystko było już załatwione, niezbyt wylewnie pożegnałem opiekuna i poszedłem szukać swojego pokoju.
Musiałem przyznać, że teren szkoły był bardzo ładny. Zauważyłem jednak, że nigdzie nie widać uczniów. Może są jeszcze w swoich pokojach?
Po krótkim czasie znalazłem swój pokój. Był dwuosobowy, ale nie miałem jeszcze współlokatora. Walizki postanowiłem rozpakować po południu, gdy już zapoznam się  trochę z nowym otoczeniem.
Usłyszałem nagle głośne burczenie. Mój brzuch wyraźnie i dobitnie domagał się jedzenia. Nie pozostało mi nic innego, jak wyruszyć na poszukiwanie stołówki.

~~~

Na stołówce również nikogo nie spotkałem. Przez dłuższą chwilę stałem w miejscu, lustrując pomieszczenie wzrokiem, gdy nagle usłyszałem czyjeś kroki. Odwróciłem się powoli w stronę dochodzącego dźwięku.


<Ktoś?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz