Uraczyłem go spojrzeniem, swoich pięknych
oczęt, które niejednokrotnie pomogły mi uwieść damy. (Bo czy ktoś zabroni mi
wczuwać się w rolę próżniaka?)... Jednak jego nie chciałem uwodzić, w zasadzie
byłem z lekka zdziwiony, że w ogóle podszedł. Uśmiechnąłem się (Seksownie)
wyzywająco i nieco kpiąco.
-A ty co koleżko, latasz za mną, bo dalej
ci się kolacyjka marzy? -Zapytałem, poprawiając przy tym torbę na ramieniu. Rui
przypominał mi z lekka rzep, który przykleja ci się w trudno dostępnym miejscu
i już go nie odkleisz, nieważne co zrobisz, ale chłopak nie był taki znowu zły,
nawet umiał się wykazać, być na przykład pomocnym. Nie irytował mnie tak jak
inni, był po prostu z lekka natrętny, ale jednocześnie delikatnie zabawny. Na
moje słowa zmrużył z lekka oczy i uniósł kącik ust w uśmiechu.
-Hm... Po części... ciężko mi wybić ten
pomysł z głowy.
Zastanowiłem się chwilę, rozejrzałem nieznacznie i
powróciłem wzrokiem do ciemnowłosego.
-Dobra... Wiesz co? Wyjdę z tobą, jeżeli
znajdziesz lokal, gdzie sprzedadzą nam alkohol i... Ty stawiasz. -Oznajmiłem,
stwierdzając, że to optymalne warunki, bym w ogóle uraczył go swoim
towarzystwem w godzinach wieczornych.
-A wiesz, nawet i znam taki lokal... To
jak, dzisiaj o osiemnastej? Czy wolisz jutro?-Pytanie uprzedziło kiwnięcie
głową, naturalnie na zgodę. Rui był przewidywalny jak czterolatek, aż złapało mnie
politowanie.
-Dziewiętnasta, nie spóźnij się... I...
-Przybliżyłem się, by wyszeptać mu wprost do ucha -... Spróbuj czegoś więcej a
urwę ci jaja przy samej dupie i każę ci je wpierdalać mój napalony koleżko -To
mówiąc, cmoknąłem go w ucho i poklepałem po plecach, by następnie odejść.
Chłopak nie powiedział nic, stał tylko jak wryty, to także było przewidywalne.
Nie sądziłem by brał sobie moje słowa do serca, ale to już nie był mój problem.
***
O dziewiętnastej zjawił się punktualnie (Bez kwiatów, słaby
gentleman).
-Hej, gotowy?-Uśmiechnął się do mnie, a ja
zaś się mu przyjrzałem, koszula, krawat. Nieźle, nieźle, kochasiowi chyba
zależy. Aż zagwizdałem
-Aleś się odstawił -Rzuciłem z lekkim
zdziwieniem. Obrócił tylko oczami.
-Mam nadzieję, że lokal choć trochę
przypadnie ci do gustu.
-No, ja też -Skrzywiłem się z lekka i
wyszedłem ze swojego pokoju, zamknąłem za sobą drzwi. Pamiętając, by przedtem
dokładnie wytrzeć klamkę antybakteryjną szmatką (trzymałem je zwykle w
kieszeni, chyba nigdy nie zdarzyło mi się zapomnieć). Po czym obróciłem się w
jego stronę -Więc chodźmy, masz samochód?
Pokręcił głową, słabo.
-Tylko ok. 10 minut drogi stąd pieszo
-Mruknął jakby niepocieszony. Czyżbym nadepnął mu na młodzieńczą dumę?
-Dobra, to chodź... Złapać cię za rączkę
romantyku? -Zapytałem, nie mogąc powstrzymać się od leciutkiego sarkazmu. Swoim
przesłodziutkim ubiorem aż się o to prosił.
-Może lepiej jak ciebie wezmę pod rękę?
-Zażartował lekko (mam nadzieję, że żartował) idąc obok. Po chwili jednak zgiął
rękę z lekką sugestią, popatrzyłem na niego jak na debila, lekko się przy tym
krzywiąc.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz