Oczekiwałam tego dnia z lekkim podekscytowaniem,
wyższym poziomem adrenaliny, ale i strachem. Moje pierwsze, oficjalne rozdanie
kast. W końcu poprzednią zdobyłam zdecydowanie mniej ciekawą drogą, otrzymując
ją od organizatorów. Po prostu. Minął niecały miesiąc, a ja ledwo zdążyłam
przyzwyczaić się do odgrywanej przeze mnie i innych roli. Teraz nagle będę
musiała zmienić wszystkie reakcje i zachowania? Znikomych znajomych? Albo i
nie, zależy, co się trafi. Albo raczej, co los zadecyduje. Przez życie tutaj
nawet w niego zaczęłam wierzyć. To właśnie było dla mnie tak
przerażająco-ekscytujące. To, że to nie ja o wszystkim decyduje i panuję nad
własną sytuacją. Poniekąd chore, ale jak cholernie ciekawe! Uhh, zaczynam gadać
jak braciszek... Co to miejsce ze mną robi? I jakim cudem reszta nie wariuje,
chodząc do tej szkoły już od kilku lat? Chociaż to może kwestia
przyzwyczajenia... Kto wie... Może jeszcze się przekonam. Wtedy miałam tylko
nadzieję, że nie znajdę Asa albo Czwórki. Nie nadawałam się do obu kompletnie,
już nawet Dwójkę lepiej bym zniosła. To zawsze możliwość strzelenia komuś w ryj
bez większych pretensji z jego strony. Oczywiście nie mówiąc o Królu i innych
uprzywilejowanych...
Chociaż nic nie jest gorsze niż Joker.
Podobno da się przywyknąć. Podobno bywali tacy,
którzy umyślnie decydowali się na tę kartę.
Ale nie ja. Zdecydowanie nie ja. Już bez tego nie
potrafię się odnaleźć wśród ludzi, a co dopiero, gdy ci dodatkowo będą mnie
odtrącać przez kastę.
Trzy razy nie, dziękujemy.
Dosłownie chwilę po ogłoszeniu gry, wzięłam się do
roboty, uważnie przeszukując każdy kąt. Nie zależało mi na dobrej karcie,
zależało mi na jakiekolwiek prócz Jokera. Chociaż może jednak? Może gdzieś w
kącie umysłu chciałam zostać Pochlebcą? Naśladowcą?
Królową?
Coś mnie ścisnęło w żołądku. To chyba znak, że
brzmię już byt żałośnie i desperacko.
Powoli przemierzałam korytarz, rozglądając się na
boki. Obok mnie przebiegła drobna blondynka, wymachując czarną Szóstką. Jedna
dobra karta mniej. Świetnie. Chociaż w szkole takich powinno być ukrytych
więcej, inaczej nie starczyłoby dla wszystkich. Tyle dobrze dla mnie.
I innych, oczywiście.
Weszłam do otwartej klasy, w której zazwyczaj
odbywały się zajęcia fotografii. Okna szczelnie zasłonięte przez rolety, dwie
spore lampy, brak ławek i rozstawione tło ewidentnie na to wskazywały, chociaż
wcześniej nigdy nie wchodziłam do tej sali. Dziwne, że nauczyciel nie poskładał
wszystkiego po zakończeniu, taki sprzęt nie mógł być tani. A gdyby tak... Cicho
przemknęłam na drugi koniec pomieszczenia, sama nie wiem, dlaczego tak. Po
prostu czułam się jak w jakimś kiepskim filmie akcji i stwierdziłam, że to
będzie bardziej odpowiednie niż proste podbiegnięcie czy podejście. Odsunęłam
kawałek materiału, starając się niczego nie zniszczyć.
– Jest! – pisnęłam niepodobnie do mnie, widząc tył
karty położonej tak po prostu na podłodze.
Podniosłam ją i wstrzymałam oddech, odwracając.
I...
Cholera.
Czwórka? Serio? Nie mogłam znaleźć nic lepszego?
Naprawdę nie chcę bawić się w smutnego dzieciaka, ubierającego się całkiem na
czarno...
Ale lepsze to niż nic.
Wsunęłam kartę do tylnej kieszeni spodenek i
wyszłam, nie rozglądając się więcej po pomieszczeniu. Nie widziałam tam innych
możliwych kryjówek. Chciałam poszukać jeszcze czegoś innego, ale jeśli zbyt
długo będę szukać, to wtedy zgłoszę się z tym. Lepiej być sztucznie smutnym niż
naprawdę smutnym. Tak? Tak
Logika Meredith Blunt, moi państwo!
Tak właściwie zawsze się zastanawiałam, jak
wielkimi śmieszkami byli moi przodkowie. „Blunt”, moje nazwisko, oznacza tępy,
co moim zdaniem idealnie obrazuje co najmniej kilku członków mojej rodziny. A
już szczególnie mojego braciszka. I może czasami mnie.
Ale tylko czasami... Zmarszczyłam nos. Muszę
przestać gadać ze sobą i zwracać do ludzi, których nie ma. Przecież nie żyję w
jakimś cholernym filmie. Prawdopodobnie.
~*~
To już pół godziny, a ja nic lepszego nie
znalazłam. Za to w jednym z kątów mignął mi wizerunek Jokera, ale jego ominęłam
szerokim łukiem akurat, gdy Charles, poprzedni Król, postanowił do niego
podejść. Nie wiem, czy on jest ślepy, czy szalony. Czy głupi. Jego sprawa, ja w
każdym razie nie zamierzałam się wtrącać.
Zostało ostatnie miejsce, którego nie sprawdziłam,
a przychodziło mi na myśl. Cicho, niemal stąpając na samych palcach, wemknęłam
się do męskiej łazienki niedaleko biblioteki. Tej byłam najbliżej. Jeśli ktoś
teraz postanowi tutaj wejść i mnie przyłapie, to chyba spalę się ze wstydu.
Właściwie to już paliły mnie oba policzki, co zapowiadało soczyste rumieńce,
idealnie widoczne na bladej cerze i uwydatniające każdy z piegów. Mówiłam już
kiedyś, jak bardzo tego nienawidzę? Albo myślałam? Cóż, bardzo prawdopodobne.
Zaczęłam sprawdzać po kolei każdą z kabin. Przy
przedostatniej dość poważnie zastanawiałam się nad poddaniem i opuszczenie
biegiem tego pomieszczenia. Ale wtedy mignęło mi coś kolorowego tuż za toaletą.
Schyliłam się i sięgnęłam tam dłonią, po chwili przyglądając się w szoku
Królowej Karo. Przełknęłam ślinę dość głośno, bo nagle zaschło mi w gardle. Nie
dowierzałam. Ktoś się ze mnie ewidentnie nabija, na pewno.
Ale co jeśli nie...
Pisnęłam tak jak wcześniej, ale tak z dziesięć
razy głośniej i wybiegłam z toalety. Szybko biegłam przez korytarze i po
schodach, mijając zdziwionych uczniów. Cholera, oby nikt wcześniej nie zgłosił
się z Królową... Losie? Jak już tak dzisiaj spełniasz moje życzenia, to może
jeszcze to?
Chyba weszłam na nowy poziom rozmawiania ze sobą i
obiektami nieistniejącymi... Nie żebym cię obrażała, Losie. Serio, jesteś
naprawdę w porządku. Ale daj mi zdobyć tę Królową jako pierwszą...
Żałość, czysta żałość. Potrząsnęłam głową.
~*~
Wbiegłam już z lekka zdyszana do sali, w której
czekać mieli organizatorzy. Zdziwił mnie brak pandy, ale nie miałam zamiaru
narzekać. W końcu to nie moja sprawa, gdzie akurat są. Nawet nie wiedziałam,
kim są, więc czemu miałoby cokolwiek w tym temacie interesować? Pomijając, że
byłam cholernie ciekawską osobą i tak naprawdę już zjadały mnie wszystkie
możliwe wersje. Podeszłam do pozostałej dwójki i wręczyłam kartę Królowej,
patrząc na nich z nadzieją wpisaną w spojrzeniu. Jedno z nich parsknęło cicho.
– Czy to nie ta, którą schowałem w męskiej
toalecie? – mruknął widocznie rozbawiony.
Zareagowałam kolejnym płomiennym rumieńcem i tylko
skinęłam głową. Mogłabym dać sobie ją uciąć, że w tym momencie na jego ustach
wykwitł złośliwy uśmieszek. Byłam tego po prostu pewna.
– I jak? – zapytałam w końcu, przerywając ciszę.
Nie mogłam znieść ani jej, ani tych spojrzeń. A już szczególnie oczekiwania na
moje być albo nie być.
Dobra, trochę przesadzałam. Trochę bardzo. Ale to
właśnie czułam w tamtym momencie. A milczenie wydawało mi się coraz dłuższe i
oraz bardziej uciążliwe, chociaż prawdopodobnie były to ledwo sekundy.
– Gratulujemy nowej Królowej.
~*~
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz