- Cały czas się
przy mnie uśmiechasz, miewasz to w zwyczaju, czy po prostu moja obecność tak na
ciebie działa? – zapytał nagle
Na niedługą
chwilę jego wypowiedź zbiła mnie z tropu. Nie spodziewałem się tego typu
zaczepki z jego strony. Spoglądałem na niego poważnie, lecz po kilku sekundach
parsknąłem zdeczka śmiechem.
- No no, po
Tobie nigdy bym się nie spodziewał takiego tekstu. Wiesz, jeśli mój uśmiech aż
tak Cie onieśmiela, mogę przestać. - odpowiedziałem wymijająco
Jednak jego
słowa mnie zastanowiły. Czy naprawdę aż tak często uśmiechałem się w jego
towarzystwie? Zdarzało mi się czasem uśmiechać do ludzi - nawet często - lecz
zwykle do dalszych osób bywałem stonowany i niezbyt wylewny. Przynajmniej tak
mi się wydawało. Więc czemu przy rusku przychodziło mi to tak łatwo?
-Nie
onieśmiela mnie - odpowiedział obojętnym tonem, wyciągając mnie z rozmyślenia
przez które straciłem wątek
- Więc w czym
tkwi problem? - rzuciłem ślepo
- Po prostu nie
jestem przyzwyczajony i mnie to zaciekawiło - powiedział, biorąc łyk kawy
- Specjalnie
dla ciebie, spróbuje się nie uśmiechnąć. - mówiąc to zwróciłem się w stronę
chłopaka, i mimo słów nieświadomie się uśmiechnąłem
- Chyba jednak
mój wpływ na ciebie jest zbyt duży, byś się nie uśmiechał
Wzruszyłem
jedynie ramionami, ukrywając uśmiech za wciąż parującym kubkiem kawy.
Przechyliłem kubek, biorąc dość sporego łyka gorzkawego płynu. Jednak nie
minęła chwila nim gorycz zamaskował lekki smak mleka.
Chłopak
spojrzał na mnie, a jego kącik ust lekko uniósł się do góry, co delikatnie
poszerzyło mój uśmiech. Właściwie Fabien kojarzył mi się z kawą. Jego wyraz
twarzy oraz słowa, były zwykle niczym cierpkość wywaru, jednak jego oczy mimo
piwnego koloru były niczym dodanie mleka, bądź śmietanki do napoju. Łagodne
jednak sprzecznie momentami przysłaniały gorzkość. Natomiast kiedy jego kąciki
ust się unosiły ku uśmiechowi było to niczym dodanie szczypty cukru, osładzając
całość.
Szliśmy wciąż
przed siebie, brnąc w śniegu jednakże milcząc. Czułem lekkie, pieczące wbicia
igiełek od mrozu na swoim nosie, policzkach oraz dłoń w której wciąż trzymałem
kubek z resztką kawy. Założę się, że moją twarz już dawno pochłoną głęboki
rumieniec, szczególnie wyłaniając się na bladej skórze.
- Masz jakieś
zainteresowania? - spytałem spokojnie, właściwie znikąd
Sam nie wiem
czemu, ale cisza zaczynała mnie męczyć. Wiele pytań krążyło mi po głowie, a
ciche otoczenie gryzło w uszy.
- Interesuję
się literaturą... sztuką i od wielu lat jeżdżę konno - odpowiedział łagodnym
tonem
- Teraz chyba
trochę słabo kiedy nie masz zbytnio możliwości do jazdy, nie słyszałem żeby
gdzieś w okolicach była stadnina.
- Będę jeździł
w wolnym czasie przy okazji powrotów do domu.
- Czemu w
ogóle jazda konno?
- Te zwierzęta
są cudowne... uwielbiam uczucie gdy znajduje się w siodle...
- Szczerze...
nigdy nawet nie widziałem konia. W sensie na żywo. Jakoś nie miałem okazji.
- Możesz się
kiedyś przejechać ze mną do stadniny - spojrzał na mnie zachęcająco
- Mhm, czemu
nie. O ile nie mnie nie zjedzą to z chęcią. - mruknąłem lekko przytakując głową
- To łagodne i
płochliwe stworzenia, jeżeli dobrze do nich podejdziesz z pewnością nic ci nie
zrobią
- Zwierzęta
chyba za mną nie przepadają. Do dzisiaj mam lekki ślad kłów na mojej skórze.
- Po czym? -
spytał jakby zmartwiony
- Pamiątka z
dzieciństwa, po dzikiej wilczurzycy. Kiedyś z kuzynem, zbłądziłem dość głęboko
w las. Chcieliśmy iść do jeziorka nieopodal. Trafiliśmy na dziką wilczurzycę z
małymi. Nie spodobało się jej zbytnio nasza obecność, niedaleko jej szczeniąt i
zaczęła nas poganiać. Nie wgryzła się jakoś mocno, bardziej o mnie zahaczyła
kiedy uciekałem. Teraz na moim lewym boku widnieje czerwone półkole, z lekkimi
śladami zębów.
-Brzmi trochę
jak bajka - powiedział znowu podnosząc kącik ust -To twoja wina że ją
rozzłościłeś, nie znaczy że wszystkie zwierzęta cie nienawidzą
- Jaka bajka!
Najprawdziwsza i najstraszniejsza historia życia. - czułem jak moja
determinacja dosięga stopnia gdzie potrafiłbym zrzucić na takim mrozie ubrania,
tylko by pokazać dowód wilczej zbrodni - Poza tym tylko tamtędy
przechodziliśmy. Ona nawet nie dała znaku ostrzegawczego, nie warknęła ani nic.
Od razu się tylko na nas rzuciła.
-To tylko
zwierzę Holdi... znaczy... Holder - w jego wyrazie widziałem, jak chłopak
walczy ze sobą chcąc schować niepełny uśmiech -Uznała cię za zagrożenie dla
swoich dzieci - Na jego zdrobnienie, mój uśmiech nieskrycie się poszerza. - Ale
ogólnie możesz być bajkopisarzem, bo fajnie to ujmujesz w słowa.
- Dzięki,
Fab.- powiedziałem umyślnie podkreślając zdrobnienie chłopaka - Chociaż
wątpię by dzieci lubiły czytać o tym, jak dzikie psy zjadają inne dzieci.
Trochę taka zwierzęca wersja baby jagi.
-Tylko musnęła
cię zębami, nie przesadzasz trochę? - spytał wesoło z uniesioną brwią
- Nie
rozumiesz. Mogłem umrzeć. Toż to dramat mojego dzieciństwa. - odpowiedziałem
żartobliwie dramatyzując oraz patrząc w niebo z ręką przy czole jak zwyczaj
miały robić damy w starych dramatach
- Och
przepraszam - po czym przewrócił oczami
Jednak ja
tylko wyszczerzony zwróciłem się w jego stronę.
- No raczej. - rzuciłem wciąż żartobliwie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz