Piątek, 12:32. Siedem minut minęło od końca
lekcji. Następne były tylko puste okienka, więc nie było, gdzie się śpieszyć.
Nie miałam zbytnio planów na resztę dnia. Mogłam niby się pouczyć, ale nie
byłam kujonem. Nie zamierzałam spędzać piątkowego dnia w książkach, szczególnie
po całym tygodniu lekcji. Aktualnie kroczyłam w moje ulubione miejsce, park.
Wciąż było zimno, lecz to mi nie przeszkadzało. Możliwe, że porwane
dżinsy-rurki nie utrzymywały najlepiej ciepła, lecz glany sięgające połowy
łydki już tak. Do tego skórzana kurtka, narzucona na koszulkę o długim rękawku. Usiadłam na ławce i sięgnęłam
do torby. Wyciągnęłam z niej paczkę papierosów, po czym zapaliłam jednego z
nich. Resztę schowałam na ich miejsce. Trzymając dalej rulonik trutki na
szczury między wargami, sięgnęłam po swój telefon i wyjęłam go z kieszeni. Parę
kliknięć w odpowiedni przycisk i muzyka w moich słuchawkach była głośna.
Możliwe, że przechodzący byli w stanie aktualnie usłyszeć utwór Marilyn Mansona.
Nie przeszkadzało mi to jednakże.
Zamknęłam oczy i tym samym odcięłam się od świata.
Mogłam odpocząć od wszystkich idiotów, których musiałam znieść podczas lekcji.
Teraz była tylko ciemność i muzyka. Nie musiałam na nikogo patrzeć, nie
musiałam nikogo słuchać. Powoli zaciągałam się papierosem i wypuszczałam dym
ustami, tworząc przed sobą niewielką chmurkę. Spokój oczywiście nie trwał długo,
gdyż muzyka zostawała przerwana informacją o wiadomości SMS. Po chwili telefon
kontynuował odtwarzanie utworu, lecz nie było tak jak wcześniej. Otworzyłam
oczy i ponownie chwyciłam za swoją komórkę. Otworzyłam wiadomość i ją
przeczytałam. Oczywiście musiało się okazać, że było to zbędne. Prosta wiadomość
dotycząca możliwości ulepszenia mojej aktualnej taryfy. Coś, co mnie nie
interesowało na ich nieszczęście.
Zadrżałam z zimna i westchnęłam. Nie mogłam się
już doczekać chociażby wiosny. Wstałam z ławki i kontynuowałam spacer przez
park. Zatrzymałam się dopiero przy stawie, w którym pływało parę kaczek.
Sięgnęłam do torby i znalazłam w niej niedokończoną kanapkę. Oderwałam kawałek
chleba i rzuciłam go do stawu. Kaczki szybko przestały zajmować się
czyszczeniem swoich piórek i rozpoczął się wyścig po ten drobny kawałek
pieczywa. Jako pierwszy dostał się samiec i od razu pochłonął całość, nie
pozostawiając niczego dla swojej towarzyszki. Rzuciłam kolejne kilka kawałków i
wyjęłam papierosa z ust, aby strzepać popiół na ziemię. Z jakiegoś powodu
obserwowanie tych stworzonek mnie uspokajało. Stanowczo wolałam ich
towarzystwo, od przedstawicieli mojej klasy, czy mojego kochanego braciszka.
Na koniec zostałam z samym kawałkiem sera i
niedopałkiem. Odłożyłam ser do pudełka, w którym wcześniej znajdowała się
kanapka i wszystko odłożyłam do torby. Z niedopałkiem zaś odeszłam w stronę
śmietnika. Nie cierpiałam śmiecenia i nawet tak drobny kawałek śmiecia starałam
się wyrzucać do śmietnika. Jeśli tego nie było w pobliżu, zabierałam go po
prostu ze sobą do póki owy nie znalazłam. Nie rozumiałam, co było w tym aż tak trudnego
dla niektórych ludzi. Nagle zauważyłam kątem oka zbliżającą się w moją stronę
osobę. Nie wyglądała ona na zwykle spacerującą przed siebie istotę. Widać było,
że zamierza mnie zaczepić. Może się zgubił, może też potrzebował skorzystać ze
śmietnika. Kto wie? Na wypadek wyjęłam słuchawki z uszu i czekałam, aż ci mnie
zaczepią.
[Karta postaci znajduje się pod imieniem: Rosie Thornston]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz