5 stycznia 2017

Od Chrystiana C.D: Jen

Weekend. Godzina... a gdzieś tak po ósmej, ale nie blisko do dziewiątej. Wyszedłem bez śniadania z tego Specjalnego Zakładu Karno - Opiekuńczego Łączącego Analfabetów, krótko zwanym również SZKOŁĄ. Postanowiłem zjeść coś i umyć się dopiero w domu. Gdy zapukałem, wiedziałem że pierwsza otworzy moja matka. Co tydzień, w każdy weekend ma jeden i ten sam grafik od 7 rano do wieczora. Ja bym ocipiał gdybym robił to samo raz w tygodniu. Dosłownie to samo. To samo przywitanie od progu ("Głodny jesteś? Zrobiłam tosty."), to samo budzenie Mikołaja ("Wstawaj, zjesz śniadanie i może przed nim wejdziesz do łazienki.") i ogółem sobota przypominająca tę tydzień temu, dwa tygodnie temu, trzy... Raz na jakiś czas wyskoczymy gdzieś, ale to rzadkość. I pomimo tego ułożonego grafiku, wszystko robi w pośpiechu. Ojczym pracuje to przynajmniej nie muszę z nim nawiązywać rozmowy. Wracając do tematu...
Około 11, będąc w łazience, słyszałem z dołu wołanie mamy. Zszedłem na dół spytać czego jej dusza pragnie. Zanim otworzyłem usta, zadzwonił dzwonek od drzwi.
- Może któryś z was wreszcie sprawdzić kto to? Ja nie mogę, bo mam ręce w mące...
- Spokojnie, już idę. - powiedziałem.
Otworzyłem drzwi jak prosiła. Zamurowało mnie gdy zobaczyłem w nich Jen. Z nietęgą miną stała w drzwiach co chwilę spoglądając na swoją karteczkę w dłoni i numer domu.
- Chyba sobie jaja robicie... - mruknęła.
- Jaj sobie nie robię... Ja mam je od urodzenia. - próbowałem rozładować tę przedziwną sytuację żartem.
- Kto to, Christianku? Jak to rozdawcy ulotek to powiedz żeby sobie poszli! - usłyszałem ją zbliżającą się do drzwi.
Dzięki, mamo. Właśnie pogrzebałaś moją reputację w zakładzie żywcem. Teraz tylko czekać aż podejdzie i, z szerokim uśmiechem na twarzy, zapyta czy to moja dziewczyna. Przynajmniej nadzieję mam, że nie wyskoczył mi burak na twarzy.

(Nie przesadzaj... Było lepiej od tego ^.)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz