Hmmm… Chłopak wyglądał tak inaczej bez okularów, pewnie
to kwestia przyzwyczajenia. Schyliłam się po piłkę w tej chwili leżącą na
ziemi. Podrzuciłam ją sobie parę razy w górze.Uśmiechnęłam się pod nosem na
słowa Charlesa.
-Chyba jeszcze śnisz- rzuciłam w niego dość mocno
piłką.
-Taka prawda- złapał piłkę lekko się krzywiąc
-To teraz ustalmy jak długo będziemy grać
-30-60 minut?
-60 minut, no chyba, że tchórzysz- ułożyłam ręce na
biodrach
-Tsa, chciałabyś
-No to zagrajmy- chłopak zaczął kozłować sprawdzając
sprawność swojego nadgarstka. Ja nie miałam z tym problemu, ponieważ nie dawno
ćwiczyłam, czego nie mogę powiedzieć o moim przeciwniku. Coś czuje, że pójdzie
łatwiutko. Nie rozumie tych ludzi, którzy tak unikają aktywności fizycznej, a później
narzekają na brak zdrowia.
Charlie zaczął, ja, że jestem trochę jakby to powiedzieć
, niemotna w ataku nie odebrałam mu piłki, tak szybko jakbym tego
chciała. Podbiegając do kosza rzucił ją, a ja podskoczyłam próbując zatrzymać
piłkę. Dotknęłam ją opuszkami palców przez co zmieniła choć trochę tor lotu, i
nie wpadła do kosza. Udało mi się odebrać piłkę, teraz moja kolej. Moja
zwinność okazała się dużym plusem i zdobyłam potrzebne punkty. Jednak nie
pozostał mi dłużny...
***
Kolejne punkty leciały i nie było temu końca.
Najbardziej denerwował mnie fakt, że nie mogłam chociaż o te 4 lub 5 punktów
przebić szale zwycięstwa na moją stronę. Zawsze wynik musiał być drażniąco
wyrównany. Kiedy ja rzuciłam do kosza, po chwili zrobił to samo Charles
wyrównując wynik i na odwrót.
Na telefonie był ustawiony dzwonek, który miał zadzwonić
w chwili, gdy minie 60 minut. Cisza. Czyli jest jeszcze szansa. Wprawdzie
zmęczenie dało już się we znaki, ale nie tylko mi oczywiście. Charles był tak
samo wykończony jak ja, a nawet o wiele bardziej. Trzeba to wykorzystać , póki
jest to możliwe. Zdecydowane, szybkie ruchy powinny załatwić sprawę raz, dwa.
Chłopak próbował mnie blokować, jednak nie jest tak wyćwiczony jak ja,
uśmiechnęłam się do siebie "Już po tobie"
Jakie było moje rozczarowanie gdy jak się okazało nie
poszło wszystko pomyślnie jakbym chciała. Gdy już miałam rzucić do kosza, aby
wbić punkt, który dał by mi przewagę, jak na złość zadzwonił dzwonek, który
oczywiście sygnalizował koniec pojedynku.
-Cholera- wyszłam z boiska i położyłam się na trawie,
zasłaniając ręką słońce-Remis. Tyle zachodu by skończyć z remisem.- Najlepsze,
że teraz nie wiadomo kogo czeka kara. Z pozycji leżącej próbowałam dosięgnąć
wody, która była po mojej lewej stronie. Podirytowana faktem, że jest za daleko
podciągnęłam się do pozycji siedzącej, chwytając plecak.
<Charlie?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz