22 listopada 2016

Od Mike'a C.D: Sasza

Trzy miesiące związku, a ja jedynie uciekałem i marudziłem Saszy. Nie byłem w stanie wyjść z nim normalnie do miasta z powodu głupich obaw, które właściwie nie miały żadnych podstaw. Widziałem, że powoli go męczę. Na jego miejscu zapewne szybko bym dał sobie spokój. Dlatego też chciałem mu do wynagrodzić. Zapytałem wpierw Roberta czy mógłbym go poprosić o przysługę, a następnie spotkałem się z Saszą po lekcjach. Postanowiłem, że w końcu przejmę inicjatywę. Zebrałem pewność siebie i zaprosiłem go na obiad. Chciałem mu sam coś ugotować. A po tym jak z uśmiechem przyjął zaproszenie, nie było już odwrotu. Choćbym chciał, nie mógłbym zrezygnować z tego spotkania i nie zamierzałem. Obawa powodująca motylki w żołądku istniała, lecz ani razu nie próbowałem odwołać obiadu.
W zasadzie to byłem z siebie dumny. Kiedyś bym pewno w ostatniej chwili wyskoczył z wymówkami, przez które niby nie mógłbym się z kimś spotkać. Teraz, jednakże wycierałem włosy ręcznikiem, krocząc w stronę kuchenki. Tam już gotowała się krwisto czerwona zupa, a obok niej czekał garnek z czystą wodą. Wyłączyłem palnik pod zupą i spojrzałem niepewnie na leżące na desce zawiniątka ciasta z farszem z mięsa. Wydawało mi się, że nawet przypominało to, co widziałem na zdjęciu. Bardziej martwiłem się pod względem smaku. Cóż. Dowiem się dopiero jak je ugotuję, a to zamierzałem zrobić na świeżo, na chwilę przed tym jak przybędzie mój gość. Miałem tylko nadzieję, że nie wyjdzie okropnie. Westchnąłem ciężko i sięgnąłem po łyżkę, po czym skosztowałem zupy. Była nawet smaczna, choć trudno mi było stwierdzić, czy posiadała autentyczny smak. W razie czego to ona uratuje zaplanowaną całość.
Zerknąłem jeszcze na zegar. Była dopiero 15:02. Miałem niecałą godzinę na przygotowanie wszystkiego. Dlatego też w pierwszej kolejności postanowiłem zająć się swoim wyglądem. Uznałem, że talerzom nic się nie stanie jak chwilę poczekają, całe mieszkanie wysprzątałem jeszcze rano, a włosy po naturalnym wyschnięciu nie będą chciały się tak dobrze ułożyć, w porównaniu do momentu, póki jeszcze są mokre. Zacząłem wojować szczotką i suszarką, wykonując już wyrobione ruchy. Podejrzewałem, że mógłbym ułożyć swoje włosy nawet z zamkniętymi oczami. Było to zwykłą rutyną. Spojrzałem na swoje odbicie w lustrze, w trakcie korzystania z lakieru do włosów, i zastanawiałem się czy aby na pewno podjąłem dobry wybór pod względem ciuchów. Z pół godziny zastanawiałem się nad tym czy założyć coś bardziej formalnego czy też ubrać się na luźno. Padło na to drugie. Uznałem, że biała koszula byłaby przesadą. Dlatego też odziałem prostą koszulkę i oczywiście zakryłem to ciemno-szarym swetrem o przydługich rękawach. Czarne dżinsy i czarne skarpetki. Wydawało mi się to w miarę rozsądne. Kiwnąłem głową po chwili i wyruszyłem do kuchni, gdzie też zająłem się układaniem stołu.
Miałem nadzieję, że Sasza jeśli postanowi przybyć wcześniej, to nie będzie zbyt wcześnie. Wciąż nie wiedziałem jakie napoje podać do obiadu. Mój… chłopak, jednakże trzymał się ustalonej godziny. Do drzwi zapukał równo o godzinie 16. Zestresowany zatrzymałem się na chwilę przed nimi, wziąłem głębszy wdech i w końcu je otworzyłem, witając go z typowym dla mnie uśmiechem i prostym ”hej”, po usłyszeniu ”hej Mikey”. Przyjąłem od niego bukiet kwiatów i pozwoliłem mu się pocałować, po czym odsunąłem się, aby mógł przejść. Przyzwyczaiłam się już do otrzymywania bukietu od niego, lecz za każdym razem sprawiały mi tą samą przyjemność. Nikt nigdy wcześniej mi ich nie wręczał. Może poza pielęgniarce, kiedy leżałem w szpitalu.
Kiedy ten zdjął buty, zaprowadziłem go do jadalni. Połączona była z kuchnią, więc na spokojnie mogłem go posadzić przy stole i nie martwić się o to, że nie będziemy mogli rozmawiać. W trakcie nalewania wody do sporej szklanki, bowiem wazonu znaleźć nie mogłem, zapytałem mojego gościa czego chciałby się napić. Usłyszawszy, że starczy zwykła woda, kiwnąłem głową. Zacząłem się zastanawiać nad odpowiedzią na pytanie Saszy, dotyczące mieszkania. Nim jednakże dałem odpowiedz, postawiłem na stole kwiaty i z delikatnym uśmiechem musnąłem dłonią głowę jednego z nich.
- Należy ono do Roberta. Zajął się mną, kiedy nie miałem zbytnio gdzie się podziać. Ma dziś nocny dyżur, a za dnia i tak go pewno nie będzie, gdyż woli spędzać cały czas w pracy – odparłem.
- Kim jest ten cały Robert? – zapytał, marszcząc przy tym brwi.
- Jest przyjacielem. Chirurgiem, który… - musnąłem dłonią materiał na nadgarstku. – Po prostu się mną zaopiekował – uśmiechnąłem się delikatnie.
- Obcy facet ”po prostu” się tobą zaopiekował? – zadał kolejne pytanie z lekką ironią w głosie.
- Nie był taki obcy, kiedy mi zaoferował pomoc. Spędziłem parę miesięcy w szpitalu. Ponadto sam nie wiem czemu to zrobił. Ale nie jestem pierwszą osobą, której pomógł w ten sposób – czułem się nieco jak podczas przesłuchania – ej, chyba nie jesteś zazdrosny? – zaśmiałem się cicho.
- Tylko trochę, Mikey – uśmiechnął się.
- Nie masz o co – pocałowałem go – tym bardziej, że wciąż jest w żałobie po zmarłej żonie. - Sasza odwzajemnił mój pocałunek, lecz skrzywił się słysząc drugą część mojej wypowiedzi.
- To ile on ma lat? – zapytał.
- Dwadzieścia…dziewięć? Coś takiego… - odparłem i wróciłem do kuchni, żeby nalać Saszy wodę. Po chwili wręczyłem mu szklankę. Ten w odpowiedzi zaledwie pogłaskał mnie po głowie. – Dziękuję, że się zgodziłeś – powiedziałem z uśmiechem.
Wróciłem do kuchni uznając, że małe zawiniątka z farszem się już ugotowały. Sprawdziłem jednego z nich i uznałem, że są wystarczająco miękkie, a mięso wewnątrz na pewno jest ugotowane. Nałożyłem po kilka do misek, po czym zalałem gorącą zupą. Zaniosłem obie miski i postawiłem je na przygotowanych wcześniej talerzach.
- Nigdy wcześniej nie robiłem tego dania, ale mam nadzieję, że będzie ci smakować… - powiedziałem cicho i również usiadłem przy stole.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz