Trzy miesiące związku, a ja jedynie uciekałem i
marudziłem Saszy. Nie byłem w stanie wyjść z nim normalnie do miasta z powodu
głupich obaw, które właściwie nie miały żadnych podstaw. Widziałem, że powoli
go męczę. Na jego miejscu zapewne szybko bym dał sobie spokój. Dlatego też
chciałem mu do wynagrodzić. Zapytałem wpierw Roberta czy mógłbym go poprosić o
przysługę, a następnie spotkałem się z Saszą po lekcjach. Postanowiłem, że w
końcu przejmę inicjatywę. Zebrałem pewność siebie i zaprosiłem go na obiad.
Chciałem mu sam coś ugotować. A po tym jak z uśmiechem przyjął zaproszenie, nie
było już odwrotu. Choćbym chciał, nie mógłbym zrezygnować z tego spotkania i
nie zamierzałem. Obawa powodująca motylki w żołądku istniała, lecz ani razu nie
próbowałem odwołać obiadu.
W zasadzie to byłem z siebie dumny. Kiedyś bym
pewno w ostatniej chwili wyskoczył z wymówkami, przez które niby nie mógłbym
się z kimś spotkać. Teraz, jednakże wycierałem włosy ręcznikiem, krocząc w
stronę kuchenki. Tam już gotowała się krwisto czerwona zupa, a obok niej czekał
garnek z czystą wodą. Wyłączyłem palnik pod zupą i spojrzałem niepewnie na
leżące na desce zawiniątka ciasta z farszem z mięsa. Wydawało mi się, że nawet
przypominało to, co widziałem na zdjęciu. Bardziej martwiłem się pod względem
smaku. Cóż. Dowiem się dopiero jak je ugotuję, a to zamierzałem zrobić na
świeżo, na chwilę przed tym jak przybędzie mój gość. Miałem tylko nadzieję, że
nie wyjdzie okropnie. Westchnąłem ciężko i sięgnąłem po łyżkę, po czym
skosztowałem zupy. Była nawet smaczna, choć trudno mi było stwierdzić, czy
posiadała autentyczny smak. W razie czego to ona uratuje zaplanowaną całość.
Zerknąłem jeszcze na zegar. Była dopiero 15:02.
Miałem niecałą godzinę na przygotowanie wszystkiego. Dlatego też w pierwszej
kolejności postanowiłem zająć się swoim wyglądem. Uznałem, że talerzom nic się
nie stanie jak chwilę poczekają, całe mieszkanie wysprzątałem jeszcze rano, a
włosy po naturalnym wyschnięciu nie będą chciały się tak dobrze ułożyć, w
porównaniu do momentu, póki jeszcze są mokre. Zacząłem wojować szczotką i
suszarką, wykonując już wyrobione ruchy. Podejrzewałem, że mógłbym ułożyć swoje
włosy nawet z zamkniętymi oczami. Było to zwykłą rutyną. Spojrzałem na swoje
odbicie w lustrze, w trakcie korzystania z lakieru do włosów, i zastanawiałem
się czy aby na pewno podjąłem dobry wybór pod względem ciuchów. Z pół godziny
zastanawiałem się nad tym czy założyć coś bardziej formalnego czy też ubrać się
na luźno. Padło na to drugie. Uznałem, że biała koszula byłaby przesadą. Dlatego
też odziałem prostą koszulkę i oczywiście zakryłem to ciemno-szarym swetrem o
przydługich rękawach. Czarne dżinsy i czarne skarpetki. Wydawało mi się to w
miarę rozsądne. Kiwnąłem głową po chwili i wyruszyłem do kuchni, gdzie też
zająłem się układaniem stołu.
Miałem nadzieję, że Sasza jeśli postanowi przybyć
wcześniej, to nie będzie zbyt wcześnie. Wciąż nie wiedziałem jakie napoje podać
do obiadu. Mój… chłopak, jednakże trzymał się ustalonej godziny. Do drzwi
zapukał równo o godzinie 16. Zestresowany zatrzymałem się na chwilę przed nimi,
wziąłem głębszy wdech i w końcu je otworzyłem, witając go z typowym dla mnie
uśmiechem i prostym ”hej”, po usłyszeniu ”hej Mikey”. Przyjąłem od niego bukiet
kwiatów i pozwoliłem mu się pocałować, po czym odsunąłem się, aby mógł przejść.
Przyzwyczaiłam się już do otrzymywania bukietu od niego, lecz za każdym razem sprawiały
mi tą samą przyjemność. Nikt nigdy wcześniej mi ich nie wręczał. Może poza
pielęgniarce, kiedy leżałem w szpitalu.
Kiedy ten zdjął buty, zaprowadziłem go do jadalni.
Połączona była z kuchnią, więc na spokojnie mogłem go posadzić przy stole i nie
martwić się o to, że nie będziemy mogli rozmawiać. W trakcie nalewania wody do
sporej szklanki, bowiem wazonu znaleźć nie mogłem, zapytałem mojego gościa
czego chciałby się napić. Usłyszawszy, że starczy zwykła woda, kiwnąłem głową. Zacząłem
się zastanawiać nad odpowiedzią na pytanie Saszy, dotyczące mieszkania. Nim
jednakże dałem odpowiedz, postawiłem na stole kwiaty i z delikatnym uśmiechem
musnąłem dłonią głowę jednego z nich.
- Należy ono do Roberta. Zajął się mną, kiedy nie
miałem zbytnio gdzie się podziać. Ma dziś nocny dyżur, a za dnia i tak go pewno
nie będzie, gdyż woli spędzać cały czas w pracy – odparłem.
- Kim jest ten cały Robert? – zapytał, marszcząc
przy tym brwi.
- Jest przyjacielem. Chirurgiem, który… - musnąłem
dłonią materiał na nadgarstku. – Po prostu się mną zaopiekował – uśmiechnąłem się
delikatnie.
- Obcy facet ”po prostu” się tobą zaopiekował? –
zadał kolejne pytanie z lekką ironią w głosie.
- Nie był taki obcy, kiedy mi zaoferował pomoc.
Spędziłem parę miesięcy w szpitalu. Ponadto sam nie wiem czemu to zrobił. Ale
nie jestem pierwszą osobą, której pomógł w ten sposób – czułem się nieco jak
podczas przesłuchania – ej, chyba nie jesteś zazdrosny? – zaśmiałem się cicho.
- Tylko trochę, Mikey – uśmiechnął się.
- Nie masz o co – pocałowałem go – tym bardziej,
że wciąż jest w żałobie po zmarłej żonie. - Sasza odwzajemnił mój pocałunek, lecz
skrzywił się słysząc drugą część mojej wypowiedzi.
- To ile on ma lat? – zapytał.
- Dwadzieścia…dziewięć? Coś takiego… - odparłem i
wróciłem do kuchni, żeby nalać Saszy wodę. Po chwili wręczyłem mu szklankę. Ten
w odpowiedzi zaledwie pogłaskał mnie po głowie. – Dziękuję, że się zgodziłeś –
powiedziałem z uśmiechem.
Wróciłem do kuchni uznając, że małe zawiniątka z
farszem się już ugotowały. Sprawdziłem jednego z nich i uznałem, że są
wystarczająco miękkie, a mięso wewnątrz na pewno jest ugotowane. Nałożyłem po
kilka do misek, po czym zalałem gorącą zupą. Zaniosłem obie miski i postawiłem
je na przygotowanych wcześniej talerzach.
- Nigdy wcześniej nie robiłem tego dania, ale mam
nadzieję, że będzie ci smakować… - powiedziałem cicho i również usiadłem przy
stole.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz