Wyciągnęłam rękę spod poduszki i sięgnęłam nią po
swój telefon, aby wyłączyć budzik. Spojrzałam zaspanym wzrokiem na godzinę
wyświetloną na ekranie i westchnęłam. Drobne urządzenie wróciło na stolik obok
łóżka, a ja wtuliłam twarz w poduszkę. Był weekend, godzina 8:00. Zaczęłam
zastanawiać się czy śniadanie jest aż tak ważne, aby w ogóle wychodzić z łóżka
o tej godzinie. Ostateczna decyzja? Nie jest to wystarczająco ważne. W końcu i
tak zamierzałam wyjść poza teren szkoły, a to się wiązało z możliwością
odwiedzenia jakieś kafejki, bądź nawet i zwykłego sklepu. Z tym planem łóżko
opuściłam dopiero o godzinie 9, a pokój o 10. Schowałam na korytarzu kucze do
torby i upewniłam się raz jeszcze, że mam wszystko, co potrzebuję. Ponownie
spojrzałam na mapę, która wskazała mi odpowiedni adres i w końcu opuściłam
teren szkoły.
Po drodze zjadłam śniadanie w formie zwykłej
kanapki i zgubiłam się parę razy. Nie znałam tej okolicy, a aplikacja z
nawigacją nie chciała zawsze współpracować. Jednakże w końcu się to udało.
Dotarłam pod adres, który to szukałam. Spojrzałam na dom. Był w miarę duży oraz
nowoczesny, lecz nie wyglądał na jakiś pałacyk. Z jakiegoś powodu to sprawiło,
że mi ulżyło. Wzięłam głębszy wdech i powoli podeszłam do frontowych drzwi. Tam
już uniosłam dłoń, aby zapukać, lecz powstrzymałam się na chwilę. Miliony myśli
na raz mówiły, że to zły pomysł i że powinnam odwrócić się i udać, że nigdy tu
nie dotarłam. Nie posłuchałam jednakże tych myśli i pewnie zapukałam w drzwi.
Zrobiłam krok w tył i czekałam, aż ktoś mi odtworzy.
W panującej ciszy słyszałam zaledwie własne bicie
serca. Nigdy nie pomyślałam, że coś mogłoby mnie aż tak stresować. Umysł
mimowolnie już podawał wszelakie scenariusze, różne wizje dotyczące wyglądu
osoby, która mi otworzy. Na wypadek raz jeszcze zapukałam, gdy czułam jakby
minęła wieczność i znów powróciłam do nadmiernego przemyślania sytuacji. To
jednakże nie przygotowało mnie na to, co się następnie wydarzyło. Nawet nie
brałam pod uwagę, że osobą, którą mógłby mi otworzyć będzie ten palant ze
szkoły. Spojrzałam raz jeszcze na kartkę, a potem na numerek obok drzwi.
- Chyba sobie jaja robicie… - mruknęłam pod nosem.
(Kupa, wiem…
Sorka)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz