7 listopada 2016

Od Fabiena C.D Dean'a

   Zlustrowałem stojącego przede mną chłopaka wzrokiem, od góry do dołu. Jego słowa zabrzmiały jak kolejna anegdota do tego, jak bardzo wyglądam na ciotę i z początku miałem ochotę po prostu go spławić ale po dłuższej chwili postanowiłem dać mu szanse. Wszak w jego słowach nie wyczułem pogardy… No i z drugiej strony od godziny już błądziłem, nie mówiąc już o tym, że przez wielkość kampusu ledwo trafiłem tutaj.
      - Wiedziałbyś może, gdzie znajdę pokój o numerze 82 ?  Nikt nie był chętny, by podzielić się ze mną tą informacją – Powiedziałem otwarcie jak na mnie, swoim typowym bezbarwnym tonem. Pocierając nerwowo potylice
       - Oh, 82? Tak, jasne.  Właściwie to jest mój pokój…A raczej teraz już nasz… - Wydawał się zaskoczony i zmieszany faktem iż będziemy współlokatorami. Zastanawiałem się, czy chodziło tu o moją osobę, czy po prostu liczył że w pokoju trochę dłużej zabawi sam. Nie mniej, moje rozmyślania, przerwały jego kolejne słowa, które rzucił po dłuższej chwili. – Może… może pomóc ci z bagażem…czy coś?
       - Jeżeli nie stanowiłoby to dla ciebie problemu, skorzystałbym – Uniosłem kącik ust, co u mnie było rzadkością, właściwie…starałem się uśmiechnąć, ale nijak mi to wyszło, więc pozostał sam niewielki gest. Rozbawił mnie tym, jaki był zakłopotany i w zasadzie, wydawał się ciepły. Rzadko kiedy spotykałem podobne osoby, albo i sam ich unikałem zrządzeniem losu.
        - Mhm – Mruknął tamten, po czym kiwnął głową i bez zbędnych pytań zabrał ode mnie torbę, by przewiesić ją sobie przez ramię i ruszyć, jak mogłem się domyślać, w stronę pokoju. Szliśmy w ciszy i zastanawiałem się czy powinienem ją zaburzać, czy go to nie zirytuje? Starałem się dokładnie go przeanalizować i domyślić jego reakcji, pomimo że znałem go dopiero od kilku minut. W końcu jednak poddałem się i zaryzykowałem, postanawiając się przedstawić.
       - Tak w ogóle… -Umilkłem na chwilę, zdobywając w sobie odwagę na dalsze słowa, choć przyszło mi to z trudem – Tak w ogóle to jestem Fabien… Fabien Gieorgij Vidivicenkov –Ostatnie powiedziałem ciszej, jakbym chciał by chłopak, idąc niecały metr ode mnie ich nie dosłyszał…niedosłyszał…zignorował…cokolwiek.
     -Emm…Słucham? –Rzucił najwidoczniej wyrwany z zamyślenia by zaraz się zreflektować – Znaczy, Holder. Mów mi Holder Nie jesteś stąd co nie? Wnioskuje po nazwisku Vidi... Vidiko…noo…Vidi coś tam dalej – Podrapał się po głowie, najwidoczniej nie uczył się nigdy rosyjskiego, dlatego też postanowiłem przyjść mu z pomocą.
      - Vidivicenkov, mój ojciec jest Rosjaninem – Wytłumaczyłem rzeczowo, z lekka mu się przyglądając
     - No cóż, ja pochodzę z typowej Amerykańskiej rodziny. Ale od osiemnastych urodzin nie utrzymuje kontaktu z rodzicami– Zarumieniłem się, gdy dostrzegł iż mu się przyglądał, czułem się z tym dziwnie i niekomfortowo, jakbym zrobił coś złego. Z tego też tytułu, na jego słowa rzuciłem tylko ,,rozumiem’’ nie chcąc także póki co, drażnić go, zapewne niewygodnymi dla niego tematami.  W pewnym momencie Holder się zatrzymał i już miałem go zapytać dlaczego stoimy, gdy zobaczyłem drzwi naszego pokoju. Nawet go o nic nie pytając, po prostu sięgnąłem po klucze i przekręciłem zamek, dając mu jednakże przejść pierwszemu. W zasadzie, w głębi serca miałem nadzieję że będzie nam się mieszkało razem…dobrze, a przynajmniej że nie zacznie być nastawiony wrogo.

      (nie pytaj się co to za syf, sama nie wiemxDDD)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz