Niedziele zwykle były spokojnymi dniami. Było tak
i teraz. Mimo dosyć wczesnej pory, w pół do jedenastej, chodniki były niemalże
puste. Ot okazjonalny uczeń lub ich grupka przechadzała się dla spaceru bądź z
zadaniem dotarcia w jakieś miejsce. Nie byłem sam tego spokojnego chłodnego
dnia. Kroczyłem ze swoim ”ochroniarzem” u swego boku. Jego obecność nie mogła
nikogo zadziwić, bowiem zwykliśmy przebywać w swoim otoczeniu. W szczególności
przebywaliśmy w danej chwili razem, ze względu na niedawno skonsumowane
śniadanie.
- Masz jakieś plany na dziś? – zapytałem
Mephistophelesa, chowając zmarznięte dłonie do kieszeni. Mimo, że temperatura
zapewne nie spadła poniżej zera, mnie i tak było zimno na tyle, aby trząść się
jak galareta. Brak kurtki jednak był złym pomysłem. A myślałem, że tak krótki
kawałek jakoś przeżyję.
- Moje plany...chciałbym cię gdzieś zabrać, na
przykład na spacer, co na to królu powiesz? – zapytał, spoglądając na
mnie kątek oka. – Dać ci swój płaszcz? Trzęsiesz się.
- Król na to, że jest za zimno by wychodzić
gdziekolwiek. Ale podziękuję za twoją ofertę. Za chwilę będziemy w ciepełku –
powiedziałem, jako że już widać było dormitoria. Jeszcze jakieś 100 kroków i będę
mógł się rozgrzać. – Coś długo już jestem tym królem. Podejrzewam, że wkrótce
zmieni się kasta.
Spoglądając w bok na siedzącą na ławce parkę,
nawet nie zwróciłem uwagi jak Meph zaciska szczękę i chwilowo zatraca się w
myślach. Spojrzałem na niego dopiero, kiedy minęło parę sekund ciszy, a ja jeszcze
nie uzyskałem od niego żadnej odpowiedzi.
- Liczę, że dalej będziesz pełnił tą funkcję,
madame – powiedział prosto.
- A to czemu? – zaśmiałem się. – Poza tym wszystko
zależy od szczęścia. Nie ja rozrzucam karty dookoła, to i nie wiem gdzie
znaleźć króla. Równie dobrze może mi się trafić joker.
- Nie pozwoliłbym cię nikomu tknąć palcem jako
jokera... – przyznał i pogłaskał mnie po głowie.
Westchnąłem ciężko, lecz nie przeszkadzał mi jego
dotyk. Dlatego też nie odsunąłem się od niego, ani nie ochrzaniłem go.
Uznawałem jego troskę za uroczą, choć czasami był zbyt… Fizyczny? Za dużo
kontaktu jak na kogoś takiego jak ja. Chociaż. Coraz bardziej… Nie! Nie
przyznam się do niczego choćby mieli mnie kroić żywcem!
- Wtedy byśmy pierwszy raz mieli dwóch jokerów –
powiedziałem z uniesionym kącikiem ust. – Trochę jak tanie romansidło.
- Nie mógłbym patrzeć na twoją krzywdę w imię ich
chwiejącego się systemu który może w każdej chwili upaść – jak zwykle
podał negatywne nastawienie do całej tej ”gry”.
- Mówiłem ci już, że nie jest to takie złe.
Możliwe, że ktoś od czasu do czasu ma cięższy czas, ale zauważ, że nie jest to
na stałe. W normalnych szkołach jeśli jesteś gnębiony, jesteś gnębiony do końca
szkoły. Tu musisz mieć na serio pecha, żeby ciągle trafiać na jokera. Jak
tamten emosiowaty pedałek z naszej klasy. Czasami się zastanawiam czy on w
ogóle szuka kart. Nigdy nie słyszałem, aby ktoś był celem dwa razy na trzy
rozgrywki – powiedziałem i stanąłem przed drzwiami, oczekując, że Meph je
otworzy. Miałem nadzieję, że nie będę musiał wyjmować dłoni na ten chłód.
- Emosiowaty pedałek? – usłyszałem za swoimi
plecami i spojrzałem przez ramię, aby zobaczyć kto to. Lepiej poznawałem ludzi
po twarzy niż po głosie.
Oczywiście musiał być to nie kto inny, a pan
ósemka, jak i stały towarzysz ów ”emowatego pedałka”. Wyglądało na to, że dziś
nie miałem szczęścia. Słyszałem, że ten jest przyjazny zaledwie przy swojej
dziewczynie, a jeśli się coś zrobi młodemu, to lepiej wzywać karetkę. Albo jak
zwykle ludzie wymyślają, aby było ciekawej w tej nudnej placówce.
- Eee... No wiesz... Jest zbyt nisko w kaście, by
używać jego imienia... – powiedziałem, choć zaledwie chowałem się za
kastą. Mike mógł nawet być i królem, a i tak bym zapewne się z niego nabijał.
Trudno było tego nie robić, kiedy miał on charakter jaki miał.
- Myślę, iż mimo to zasługuje na szacunek,
urażając go zachowujesz się jak nic nie warty rozpieszczony gówniarz... Gdyby
musiał tego słuchać, leżałbyś teraz na chodniku, bez znaczenia czy jesteś
królem tutaj czy księżniczką Wielkiej Brytanii – ostrzegł. Wyglądało na to, że
jednak każda historia ma w sobie choć nutkę prawdy.
- Nie powiedział niczego co mogłoby go zranić, po
za tym, nie ma go tu...acz po części rozumiem twoje zirytowanie faktem urażenia
twojego partnera, sam byłbym urażony. Nie znaczy to jednak że pozwoliłbym byś
go skrzywdził – odpowiedział przede mną Meph, z typową obojętną mina.
- Dobra chłopcy, spokój~ - powiedziałem
rozbawiony, nie mogąc pozbawić uśmiechu z twarzy. Już kiedyś oberwałem za brak
powagi w takich sytuacjach i zapewne jeszcze kiedyś za to oberwę. – Przepraszam
za to, że tak przezwałem twojego Michaela – lekko kiwnąłem głową w formie
delikatnego pokłonu. – A teraz mógłby któryś otworzyć proszę drzwi, zanim
odmrożę sobie coś?
Moje szczere przeprosiny otrzymały prostą
odpowiedź w formie śliny przed moimi butami. Spojrzałem wpierw na nią, a
następnie na odchodzącego ruska. Upewniłem się, że ten jest wystarczająco
daleko, aby nie dosłyszał moich słów. Dodatkowo używałem szeptu, kiedy wypowiedziałem
następujące zdanie.
- Co za burak. Widać od razu, że w wiosce się
rodził – mruknąłem pod nosem.
Mephistopheles natomiast otworzył w tym momencie
drzwi, a ja wszedłem do środka i odetchnąłem z ulgą czując miłe ciepło.
Kiwnąłem głową do siedzącego w swoim gabinecie opiekuna i szedłem dalej,
kierując się w stronę schodów.
- Na twoim miejscu, nie robiłbym sobie wrogów
wśród osób takich jak on. Na ogół jest delikatny więc lepiej by był
sprzymierzeńcem. Po za tym Charlie, to ty zachowałeś się jak urodzony w wiosce –
uświadomił mi Meph.
Zacząłem się zastanawiać nad tym czy ktoś wziął
mój żart na serio. Może i to brzmiało na nie miłe, ale przecież nie zamierzałem
nikogo urazić. Plus jak sami zauważyli, młodego nie było w naszym otoczeniu.
Czyżbym znów kogoś uraził? A po ostatniej akcji z tamtym chłopakiem obiecałem
sobie, że będę się kontrolował. Tak. To wymaga wykonanie jakiegoś dobrego
uczynku. I w tym pomógł mi widok chłopaka spoglądającego na karteczkę, a
następnie na pierwsze drzwi na pierwszym piętrze, aby upewnić się, że jest na
właściwym piętrze.
- Hej. Zgubiłeś się? – zapytałem chłopaka i
spojrzałem na jego torby. – O! Nowa osoba. Chyba jednak będziesz potrzebował
pomocy – powiedziałem z uśmiechem. Chyba będzie trzeba go wprowadzić do kasty.
Za niedługo powinien dostać kopertę z tymczasową kartą, ale czy będzie
wiedział, co ona oznacza?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz