6 listopada 2016

Od Charles'a A C.D: Dean

Niedziele zwykle były spokojnymi dniami. Było tak i teraz. Mimo dosyć wczesnej pory, w pół do jedenastej, chodniki były niemalże puste. Ot okazjonalny uczeń lub ich grupka przechadzała się dla spaceru bądź z zadaniem dotarcia w jakieś miejsce. Nie byłem sam tego spokojnego chłodnego dnia. Kroczyłem ze swoim ”ochroniarzem” u swego boku. Jego obecność nie mogła nikogo zadziwić, bowiem zwykliśmy przebywać w swoim otoczeniu. W szczególności przebywaliśmy w danej chwili razem, ze względu na niedawno skonsumowane śniadanie.
- Masz jakieś plany na dziś? – zapytałem Mephistophelesa, chowając zmarznięte dłonie do kieszeni. Mimo, że temperatura zapewne nie spadła poniżej zera, mnie i tak było zimno na tyle, aby trząść się jak galareta. Brak kurtki jednak był złym pomysłem. A myślałem, że tak krótki kawałek jakoś przeżyję.
- Moje plany...chciałbym cię gdzieś zabrać, na przykład na spacer, co na to królu powiesz? – zapytał, spoglądając na mnie kątek oka. – Dać ci swój płaszcz? Trzęsiesz się.
- Król na to, że jest za zimno by wychodzić gdziekolwiek. Ale podziękuję za twoją ofertę. Za chwilę będziemy w ciepełku – powiedziałem, jako że już widać było dormitoria. Jeszcze jakieś 100 kroków i będę mógł się rozgrzać. – Coś długo już jestem tym królem. Podejrzewam, że wkrótce zmieni się kasta.
Spoglądając w bok na siedzącą na ławce parkę, nawet nie zwróciłem uwagi jak Meph zaciska szczękę i chwilowo zatraca się w myślach. Spojrzałem na niego dopiero, kiedy minęło parę sekund ciszy, a ja jeszcze nie uzyskałem od niego żadnej odpowiedzi.
- Liczę, że dalej będziesz pełnił tą funkcję, madame – powiedział prosto.
- A to czemu? – zaśmiałem się. – Poza tym wszystko zależy od szczęścia. Nie ja rozrzucam karty dookoła, to i nie wiem gdzie znaleźć króla. Równie dobrze może mi się trafić joker.
- Nie pozwoliłbym cię nikomu tknąć palcem jako jokera... – przyznał i pogłaskał mnie po głowie.
Westchnąłem ciężko, lecz nie przeszkadzał mi jego dotyk. Dlatego też nie odsunąłem się od niego, ani nie ochrzaniłem go. Uznawałem jego troskę za uroczą, choć czasami był zbyt… Fizyczny? Za dużo kontaktu jak na kogoś takiego jak ja. Chociaż. Coraz bardziej… Nie! Nie przyznam się do niczego choćby mieli mnie kroić żywcem!
- Wtedy byśmy pierwszy raz mieli dwóch jokerów – powiedziałem z uniesionym kącikiem ust. – Trochę jak tanie romansidło.
- Nie mógłbym patrzeć na twoją krzywdę w imię ich chwiejącego się systemu który może w każdej chwili upaść – jak zwykle podał negatywne nastawienie do całej tej ”gry”.
- Mówiłem ci już, że nie jest to takie złe. Możliwe, że ktoś od czasu do czasu ma cięższy czas, ale zauważ, że nie jest to na stałe. W normalnych szkołach jeśli jesteś gnębiony, jesteś gnębiony do końca szkoły. Tu musisz mieć na serio pecha, żeby ciągle trafiać na jokera. Jak tamten emosiowaty pedałek z naszej klasy. Czasami się zastanawiam czy on w ogóle szuka kart. Nigdy nie słyszałem, aby ktoś był celem dwa razy na trzy rozgrywki – powiedziałem i stanąłem przed drzwiami, oczekując, że Meph je otworzy. Miałem nadzieję, że nie będę musiał wyjmować dłoni na ten chłód.
- Emosiowaty pedałek? – usłyszałem za swoimi plecami i spojrzałem przez ramię, aby zobaczyć kto to. Lepiej poznawałem ludzi po twarzy niż po głosie.
Oczywiście musiał być to nie kto inny, a pan ósemka, jak i stały towarzysz ów ”emowatego pedałka”. Wyglądało na to, że dziś nie miałem szczęścia. Słyszałem, że ten jest przyjazny zaledwie przy swojej dziewczynie, a jeśli się coś zrobi młodemu, to lepiej wzywać karetkę. Albo jak zwykle ludzie wymyślają, aby było ciekawej w tej nudnej placówce.
- Eee... No wiesz... Jest zbyt nisko w kaście, by używać jego imienia... – powiedziałem, choć zaledwie chowałem się za kastą. Mike mógł nawet być i królem, a i tak bym zapewne się z niego nabijał. Trudno było tego nie robić, kiedy miał on charakter jaki miał.
- Myślę, iż mimo to zasługuje na szacunek, urażając go zachowujesz się jak nic nie warty rozpieszczony gówniarz... Gdyby musiał tego słuchać, leżałbyś teraz na chodniku, bez znaczenia czy jesteś królem tutaj czy księżniczką Wielkiej Brytanii – ostrzegł. Wyglądało na to, że jednak każda historia ma w sobie choć nutkę prawdy.
- Nie powiedział niczego co mogłoby go zranić, po za tym, nie ma go tu...acz po części rozumiem twoje zirytowanie faktem urażenia twojego partnera, sam byłbym urażony. Nie znaczy to jednak że pozwoliłbym byś go skrzywdził – odpowiedział przede mną Meph, z typową obojętną mina.
- Dobra chłopcy, spokój~ - powiedziałem rozbawiony, nie mogąc pozbawić uśmiechu z twarzy. Już kiedyś oberwałem za brak powagi w takich sytuacjach i zapewne jeszcze kiedyś za to oberwę. – Przepraszam za to, że tak przezwałem twojego Michaela – lekko kiwnąłem głową w formie delikatnego pokłonu. – A teraz mógłby któryś otworzyć proszę drzwi, zanim odmrożę sobie coś?
Moje szczere przeprosiny otrzymały prostą odpowiedź w formie śliny przed moimi butami. Spojrzałem wpierw na nią, a następnie na odchodzącego ruska. Upewniłem się, że ten jest wystarczająco daleko, aby nie dosłyszał moich słów. Dodatkowo używałem szeptu, kiedy wypowiedziałem następujące zdanie.
- Co za burak. Widać od razu, że w wiosce się rodził – mruknąłem pod nosem.
Mephistopheles natomiast otworzył w tym momencie drzwi, a ja wszedłem do środka i odetchnąłem z ulgą czując miłe ciepło. Kiwnąłem głową do siedzącego w swoim gabinecie opiekuna i szedłem dalej, kierując się w stronę schodów.
- Na twoim miejscu, nie robiłbym sobie wrogów wśród osób takich jak on. Na ogół jest delikatny więc lepiej by był sprzymierzeńcem. Po za tym Charlie, to ty zachowałeś się jak urodzony w wiosce – uświadomił mi Meph.
Zacząłem się zastanawiać nad tym czy ktoś wziął mój żart na serio. Może i to brzmiało na nie miłe, ale przecież nie zamierzałem nikogo urazić. Plus jak sami zauważyli, młodego nie było w naszym otoczeniu. Czyżbym znów kogoś uraził? A po ostatniej akcji z tamtym chłopakiem obiecałem sobie, że będę się kontrolował. Tak. To wymaga wykonanie jakiegoś dobrego uczynku. I w tym pomógł mi widok chłopaka spoglądającego na karteczkę, a następnie na pierwsze drzwi na pierwszym piętrze, aby upewnić się, że jest na właściwym piętrze.
- Hej. Zgubiłeś się? – zapytałem chłopaka i spojrzałem na jego torby. – O! Nowa osoba. Chyba jednak będziesz potrzebował pomocy – powiedziałem z uśmiechem. Chyba będzie trzeba go wprowadzić do kasty. Za niedługo powinien dostać kopertę z tymczasową kartą, ale czy będzie wiedział, co ona oznacza?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz