Nie rozumiałem czemu Colin miał mi nie mówić, co
się stało. Meph się obawiał, że będę się martwił czy coś? Nie miało to wcale
sensu. Ale czy drugi kiedykolwiek robił bądź mówił coś z sensem? Był dla mnie
jedną wielką tajemnicą i co wydawało mi się, że go już w miarę poznałem, nagle
okazywało się, że jestem w totalnym błędzie i wszystko, co sobie ułożyłem na
jego temat, jest najzwyczajniej na świecie błędne. W tym też momencie zdałem
sobie sprawę, że pomimo tego, iż mieszkam z nim w jednym pokoju już trzy
miesiące, tak na prawdę to nawet nie próbowałem się dowiedzieć czegoś na jego
temat. A jednak mi na nim w jakiś sposób zależało i martwiłem się o jego stan.
- Bajkę? Z czym? – zapytałem, chcąc dowiedzieć
się, o co temu mogło chodzić.
- Będziesz musiał z nim o tym porozmawiać… -
odparł, nie dając nawet szans na dowiedzenie się tego.
Cóż. Porozmawiać. Aktualnie to mogłem sobie do
niego gadać, a i tak odpowiedzi nie dostanę. Ku szczęściu byłem osobą cierpliwą
i potrafiłem czekać na niemalże wszystko. Ale co jeśli Meph z tego jednak nie
wyjdzie? Wtedy też Colin będzie milczeć? Trudno było to stwierdzić, lecz
wolałem nie myśleć nad Sytuacją, w której Meph się nie obudzi.
- Wy i wasze tajemnice – westchnąłem ciężko i
usiadłem przy łóżku, spoglądając na mojego nieprzytomnego towarzysza.
- Jak tam chłopcy się miewa wasz kolega? –
zapytała pielęgniarka, która akurat weszła do sali.
- To chyba pani powinna wiedzieć, jak się on miewa
– odparłem sucho, poprawiając swoje okulary.
- Inteligentny jesteś chłopcze, to twój brat? –
zapytała rozbawiona.
- Jak powiem, że nie, zapewne mnie pani za chwilę
wyrzuci, mówiąc, że nie jest to pora na odwiedziny. Jestem za niego
odpowiedzialny, lecz nie jestem z rodziny. – Odparłem z nadzieją, że to
wystarczy, aby mnie nie wyrzuciła z sali. Jeszcze nie dowiedziałem się
wszystkiego, co chciałem.
- Więc jesteś jego chłopakiem, tak? – doszła do
złej konkluzji.
- N-nie – powiedziałem, lekko zająknąwszy się z
początku, nie rozumiejąc czemu ta mnie to narzuca. Niekoniecznie przeszkadzała
mi myśl bycia z Mephem, w sensie nie miałem nic do osób homoseksualnych… Dobra.
Sam już nie wiedziałem czemu tak zareagowałem.
- Myhym… W każdym razie jego ciało miewa się nawet
dobrze, na szczęście bez większych problemów udało się wyjąć kulę. Tylko się
leni. Lada chwila się obudzi – wytłumaczyła spokojnie.
Pokiwałem głową z lekkim, kiedy to sobie
uświadomiłem, że użyła słowa ”kulę”. Jak to kulę… Mepha postrzelono? Niby
zdarzały się i takie przypadki, bo to w końcu Londyn, ale… To wszystko coraz
bardziej traciło na sensie.
- A jego umysł? – zapytałem nagle, zastanawiając
się czy nie doszło do zbyt wielkiej utraty krwi, niedotlenienia czy czegokolwiek
innego.
- Wstrząs mózgu, na razie nie zaobserwowaliśmy
żadnych problemów – wytłumaczyła.
- Będzie wymagał leków bądź terapii czy innych? –
kontynuowałem przepytywanie pielęgniarki, chcąc wiedzieć wszystko na temat
stanu drugiego. Oby tylko nikt nie zrzucił winy na mnie za jego stan… Bywali i
tacy ludzie.
- Tego jeszcze nie wiemy. Tak naprawdę może
cierpieć na depresję pourazową… być agresywny, mieć problemy z mową. Tego nie
dowiemy się, dopóki się nie obudzi. Podejrzewamy też, ze może mieć problemy z
anemią, stracił dużo krwi – ponownie odpowiedziała na moje pytanie, tłumacząc
wszystko.
- Rozumiem, dziękuję – kiwnąłem głową, nie mając
już więcej pytań.
- Gdyby się budził lub coś was zaniepokoiło,
proszę kogoś powiadomić – odparła jeszcze nim wyszła z pokoju.
- Dziękujemy – uśmiechnąłem się jeszcze do niej i
spojrzałem na stojącego przy oknie Colina – ”nie mów mu o niczym”, taa? O
naboju pewno też masz nie mówić?
Drugi zaledwie westchnął, jakby te pytanie było
niezwykle trudne i nie mógł znaleźć odpowiedzi.
- Wolę żebyś teraz ty mi na serio powiedział co
się stało, niż żeby zmęczony Meph miał się tłumaczyć – zagroziłem mu.
- Nie mogę od tak powiedzieć wszystkiego jego
koledze z pokoju, bez choćby jego wiedzy – zaczął się tłumaczyć.
W tym momencie zdjąłem swoje okulary i lekko
zirytowany zacząłem masować swoją nasadę nosa, zastanawiając się w jaki sposób
mam namówić Colina do podania choćby jednej normalnej odpowiedzi.
- Sądzę, że ci wszystko wygada, kocha cię i sądzi,
że może ci zaufać. Pierwszy raz widzę w nim taki dziecinny brak rozwagi –
powiedział – wiedziałeś, że ma depresję?
Założyłem na nowo okulary i spojrzałem na niego.
Jego słowa mnie zdziwiły. Czyżbym jednak aż tak nie zwracał uwagi na swoje
otoczenie?
- Nie… - odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
- Sądzę, że mało o nim wiesz – podzielił się
swoimi odczuciami.
- Zgodzę się z tobą – nie mogłem w końcu nic
innego powiedzieć w tej sytuacji.
- W ogóle… Kim według siebie dla niego jesteś? – tym
razem to on zadał mi pytanie.
- Współlokatorem lub znajomym bądź przyjacielem –
powiedziałem niepewnie.
- Przyjacielem, który nic o nim nie wie? –
kontynuował swoją interrogację.
- Nie będę go przecież przepytywał z całego życia –
odpowiedziałem zgodnie ze swoimi uczuciami.
- Czyli do przyjaźni wystarczy znać imię i co
najwyżej nazwisko? – nie jestem pewien czy wydawało mi się, czy też jednak w
jego głosie znalazła się nutka pogardy.
- zapytałeś kim ja dla niego jestem, a nie vice
versa – odparłem.
- Okej, więc kim on jest dla ciebie? – zmienił pytanie.
- Jest moim współlokatorem i znajomym, którego
chcę poznać lepiej, ale nie chcę załatwić wszystkiego w jeden dzień. Dlatego
też postanowiłem go zaprosić do siebie, by trochę z nim pobyć w neutralnym
środowisku – odparłem bez chwili zastanowienia.
- Według mnie powinieneś go zostawić i o nic go
nie pytał – dał mi ”radę”.
- I serio myślisz, że mu to pomoże? Jak przestanę
z nim rozmawiać? Mam się wyprowadzić z naszego pokoju i zmienić klasę?
Powiedzieć mu ”no tak będzie lepiej”? No. To na pewno mu pomoże. Gratuluję
pomysłu! – powiedziałem, uznając to za debilne.
Widać było, że Colin już się szykuje do następnej
odpowiedzi bądź pytania, lecz w tym momencie Meph zaczął się szamotać na łóżku,
próbując pozbawić swoje gardło rurkę zapewniającą mu tlen. Moją pierwsza
reakcją było pociągnięcie za dzwonek przy łóżku, który miał za zadanie wezwać
pielęgniarkę. Colin zaś doskoczył do łóżka i jak czuły partner zaczął głaskać Mephistophelesa,
próbując go uspokoić.
Z jakiegoś powodu zazdrościłem Colinowi. Też
chciałem móc pomóc Mephiemu, ale jak zwykle mi to nie wyszło. Stałem zaledwie
pod ścianą z lekko opuszczoną głową, nie chcąc przeszkadzać lekarzom. Dopiero
teraz zrozumiałem w pełni, co starał się mi przekazać starszy.
W końcu w pokoju pozostałem na nowo sam z Mephem i
Colinem. Niepewnie podszedłem do łóżka i chwyciłem dłoń swojego współlokatora i
towarzysza, uśmiechając się delikatnie do niego. Meph jednakże przeniósł swój
wzrok na Colina i słabym głosem powiedział „miałeś go w to nie mieszać”. Ponownie
poczułem kłujący smutek, choć nie rozumiałem powodu…
- Niegrzecznie tak mówić o osobie, która stoi obok
ciebie – próbowałem zażartować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz