Można by pomyśleć, że gdy Viridius zaproponował wyjście do lasu, powinnam być zaniepokojona. Obcy chłopak chcący oddalić się w miejsce którego nie znam, w dodatku tak oddalone od wzroku innych ludzi? Jednak patrząc na jego bladą, zamyśloną twarz w jakiś sposób wiedziałam, że nie mam się czego bać. W gruncie rzeczy był pierwszą osobą, która była dla mnie faktycznie miła.
Z drugiej strony, gdy tylko zaproponował ucieczkę ze szkoły, odezwało się we mnie to prawie zapomniane już uczucie. Ekscytacja połączona z lekkim lękiem. Co, jeśli nas złapią? Czy mój ojciec się dowie? Chciałabym, by wiedział, że nie zamierzam przez całe życie wykonywać tylko jego poleceń. Że nie zamierzam się mu podporządkowywać, że nie zawszę będę “grzeczną dziewczynką” za jaką mnie uważa.
Że ta “pomyłka” nie była jednorazowym wyskokiem.
Że nie zamierzam mu wybaczyć.
Nim jednak zdążyłam odpowiedzieć Viridiusowi, na korytarzu rozległ się dźwięk czyichś kroków. Przez całe godziny spędzane na lekcjach wsłuchiwałam się tylko w chód nauczycieli. Pewny siebie, czasem chaotyczny i podenerwowany, czasem głośniejszy niż wszystko inne wokół. I choć było to dziwne hobby, teraz pozwoliło mi prawie od razu rozpoznać zbliżającego się w naszą stronę nauczyciela. Mojego wychowawcę.
- To profesor Wronski - szepnęłam bardziej do siebie niż swojego towarzysza.
Bez myślenia złapałam jedną ręką swoją torbę a drugą ramię chłopaka, ciągnąc go za sobą w dół schodów. Artur Wronski był tym typem nauczyciela, którego naprawdę nie chciałam zawieść, wolałabym więc żeby nie zobaczył mnie opuszczającej lekcje. Wepchnęłam Viridiusa w pierwszy ciemniejszy kąt jaki dostrzegłam i zaraz wepchnęłam się tuż za nim mając jedynie nadzieję, że nauczyciel nie dosłyszał grzechoczącej na moich rękach i szyi biżuterii.
Ze wstrzymanym oddechem i uśmiech podekscytowania na twarzy nasłuchiwałam dalszych kroków które nie nadeszły. Wychyliłam się zza szafek sprawdzając, czy korytarz na pewno jest pusty. Odetchnęłam z ulgą gry okazało się że wychowawca skręcił w inną stronę. Zwróciłam się znów do chłopaka, wciąż nie mogąc przestać się uśmiechać.
- To chyba znaczy, że się już mnie nie pozbędziesz - powiedziałam. - Potrzebna mi jest tylko jeszcze jedna rzecz. Muszę po nią wrócić do pokoju.
Mina chłopaka wciąż była nieprzejrzysta, jakby ani na chwilę nie przestawał analizować wszystkiego wkoło. Ciężko było wyczytać z jego miny co właściwie myśli, czy jego propozycja była tylko słowami rzuconymi na wiatr? Wypowiedział je z taką powagą, jednak przy wszystkim co robił i mówił był niezmiernie poważny skąd więc mogłabym mieć pewność że nie próbował po prostu być miły? Ryzykować ucieczkę z lekcji dla ledwo poznanej osoby?
“A ryzykować życie dla kogoś kto nigdy nie miał nawet szansy na życie z tobą? Czy to nie jest szaleństwo?”
Viridius jednak skinął głową.
- Jeśli to poprawi twoje samopoczucie, chodźmy.
Przez chwilę zastanawiałam się jak dziwnie musimy wyglądać przekradając się pustymi korytarzami. Jego nienaganny strój, blada cera i jasne włosy w porównaniu z moim mundurkiem w którym nie mogłam wyglądać dobrze, rzucającą się w oczy i rozbrzmiewającą echem kolorową biżuterią, ciemną karnacją i czarnym długim warkoczem odbijającym się od moich pleców w rytm kroków. Z jakiegoś powodu ten dziwny, zdystansowany chłopak sprawiał, że czułam się o wiele lepiej. Bardziej sobą.
Już bez żadnych niespodzianek w postaci przechadzających się po szkole nauczycieli wydostaliśmy się ze szkoły. W chłodnym jak zawsze powietrzu czuć było cudowny zapach deszczu, a wszystko wokół wciąż jeszcze było mokre. Poczułam ucisk w sercu na myśl o dawnych chwilach, deszczowych dniach w Indiach. Tam wszystko wyglądało zupełnie inaczej. Idąc mokrym trawnikiem zastanawiałam się jak by teraz wyglądało moje życie gdybym nie została tu zesłana. Czy również, uciekając przed wzrokiem innych, przekradałabym się z jednego budynku do drugiego z dopiero co poznanym chłopakiem? Nie raczej nie. I choć narzekałam na szkołę w innym kraju i ludzi tutaj, mimo tęsknoty za domem cieszyłam się, że nie jestem już w Indiach.
Obejrzałam się na Viridiusa, który wciąż szedł obok mnie z grobową miną, gdy jednak wyczuł moje spojrzenie, również zwrócił w moją stronę swoje jasne oczy. Pierwsza miła dla mnie osoba. Pierwsza od bardzo dawna. W tej jednej chwili poczułam, że nie chcę stracić jego sympatii. Nawet jeśli chciał być dla mnie po prostu miły, nie chciałam, by następnego dnia na korytarzu udał, że mnie nie zna.
- Umiesz grać na gitarze? - spytałam otwierając drzwi do swojego pokoju.
[Viri? Dlaczego masz tak trudne imię ;-; ]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz