15 sierpnia 2016

Od Iadali C.D: Viridius

Podniosłam się szybko z ziemi, wierzchem dłoni wycierając pozostałości łez z policzków.
Nie spodziewałam się, że ktokolwiek mnie taką zobaczy. Wszyscy powinni być już w salach, wynudzając się na lekcjach i rysując na marginesach książek. Na korytarzu powinnam być sama, żałośnie płacząc przy szafkach, ukryta przed czyimkolwiek wzrokiem.
a jednak ktoś tu był. Ktoś mnie zobaczył i teraz musiałam zebrać wszystkie swoje siły i spróbować znów być tą dziewczyną, którą wszyscy oczekiwali że będę. Bezproblemową, cichą.
Odwróciłam się w stronę chłopaka, który mnie zaczepił, nie podnosząc wzroku. Przecież chociażby zerknięcie na niego byłoby "niewłaściwe", "niedopuszczalne", wręcz "hańbiące".
Wzrok wbijałam w materiał spódniczki, zdecydowanie zbyt krótkiej jak na mój gust. Bez większego zastanowienia, spróbowałam choć trochę wydłużyć ją rękami, choć i tak zasłaniała zdecydowanie za mało. "Co by zrobił ojciec, gdyby zobaczył mnie w takim stroju?" zastanawiałam się każdego ranka patrząc w lustro.
- Nic mi nie jest. Dziękuję - wymamrotałam, wciąż nie podnosząc wzroku. Tak naprawdę nawet nie chciałam spojrzeć na tego chłopaka. A raczej nie chciałam widzieć, jak on patrzy na mnie. Na samą myśl, zaczynały piec mnie poliki.
Marzyłam, by już sobie poszedł i zostawił mnie samą. W końcu, co go obchodziła jakaś obca dziewczyna? Ofiara losu, łkająca na środku korytarza. Nie mógł mieć nawet pewności, czy nie jestem Celem w tej głupiej szkolnej grze. Na własne życzenie wpakowałby się w kłopoty samą chęcią pomocy. Co było tutaj chyba najgorsze, bo pomoc nigdy nie powinna być zabraniana czy nawet karana. "Kto wymyślał te reguły?"
- Na pewno? Ludzie zazwyczaj nie płaczą, gdy nic im nie jest
"Dlaczego cie to obchodzi?" zastanawiałam się, lekko zniecierpliwiona.
Wzięłam głęboki wdech, odganiając od siebie resztki smutku i łez. W końcu uniosłam wzrok, spoglądając na chłopaka. Mimo wszystkiego co się wydarzyło i co czułam, musiałam pamiętać kim jestem. Nie wypadało mi płakać. nie wypadało mi okazywać smutku. W miejscu publicznym, w ogóle nie powinnam mieć uczuć. Nawet jeżeli tutaj, dla nikogo nie miało to znaczenia, byłam córką Rajaram. Nazwisko zobowiązywało.
Możliwie najbardziej obojętnym wzrokiem zlustrowałam stojącego przede mną chłopaka. Niewiele wyższy ode mnie, w szarym mundurku, w którym większość osób wyglądała nijako, on prezentował się elegancko i swobodnie zarazem. Jakby to była jego druga skóra. Nienaturalnie białe włosy aż wołały o uwagę, jednak to oczy przeszywające wzrokiem, przykuwały spojrzenie.
- Teraz nie płaczę - stwierdziłam nieco zbyt wyzywającym tonem, jakby od niechcenia poprawiając ciężki, kolorowy naszyjnik. - To chyba oznacza, że wszystko w porządku.
Nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź, czy reakcję, odwróciłam się, by podnieść z podłogi swoja torbę. Nie spodziewałam się, by po takiej odpowiedzi, ktokolwiek chciał się jeszcze raz upewnić, czy dobrze się czuję. Mogłam więc zająć się sobą, choć nie do końca wiedziałam, co to właściwie oznacza. Nie chciałam przychodzić spóźniona na lekcję, nie wiedziałam jednak, gdzie mogłabym przeczekać do następnego dzwonka, nie narażając się na spotkanie z którymś z nauczycieli. Ostatnie czego chciałam to wykład na temat mojego pobytu w tej szkole, z którego i tak nie zrozumiałabym połowy.
Z zamyślenia wyrwał mnie nagły ból w ręce, gdy niechcący potarłam jej wierzchem o materiał marynarki. Syknęłam zaskoczona, dopiero po chwili przypominając sobie, dlaczego moje kłykcie są w takim stanie.
Nie był to pierwszy raz, kiedy moje dłonie wyglądały, jakby należały do kogoś innego. Wtedy też okazałam się słaba i bezradna i to bolało jeszcze bardziej. Rzeczywistość dopadła mnie w najmniej oczekiwanym momencie, a ja nie potrafiłam się z nią pogodzić i do niej dostosować.
A teraz znów popełniałam ten sam błąd. Znów okazywałam się słaba. Nawet jeszcze słabsza niż kiedykolwiek wcześniej, a wspomnienia znów zaczęły niechciane pałętać się po moim umyśle, robiąc w nim jeszcze większy zamęt. Rzeczy których wolałabym nie pamiętać przeplatały się z tymi, których nie chciałam zapomnieć sprawiając, że we własnym ciele czułam się bardziej zagubiona niż w obcym kraju, na zupełnie innym kontynencie.
- Potrzebujesz pomocy?
Szare oczy wpatrywały się w moją trzęsącą się dłoń, a ja nawet nie wiedziałam, że chłopak przez cały ten czas był w pobliżu. Że nie odszedł, kiedy dałam mu taką możliwość.
Byłam zapłakana i roztrzęsiona. Niechciane obrazy wciąż przewijały się w mojej głowie. Rozchwiana emocjonalnie faktycznie potrzebowałam czyjejś pomocy by móc się pozbierać. By pozostać silną chociaż do końca dnia.

<Viridius? Wiem. Jestem tak... rozchwiana emocjonalnie>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz