Doszło do mnie, że Jen nie wytrzyma długo w tajemnicy.
- W drodze. - odparłem - Coś ty taka niecierpliwa?
Przez moment przeszła mi przez głowę myśl, że
niebezpiecznym posunięciem było jednak powiedzenie Rosie prawdy. Ta żądza
odpowiedzi niepokoi mnie bardzo... Dziewczyna niby nie ma kogoś komu by się
wygadała, ale mimo to... A co jeśli nie ma nikogo właśnie dlatego, że nikt jej
nie ufa? Zaczynam myśleć jak typowa durna nastolatka po przeczytaniu jeszcze
durniejszego artykułu w magazynie dla nastolatek.
- Ciekawość mnie zjada. - usłyszałem w odpowiedzi.
- Dobrze, że nie pasożyt. - powiedziałem, nawiązując do
pewnej creepypasty, którą ostatnio truł mi brat głowę przez maila.
- Ponoć mamy na sobie
sporo pasożytów, których nie zauważamy. Ale kto wie.
Właśnie zdałem sobie sprawę, że jestem dla niej za
głupi... To już któryś raz, kiedy rzuciła jakąś ciekawostką, a ja nawet nie
wiem jak odpowiedzieć... Zapadła niezręczna cisza. Żadne z nas nijak raczej nie
wiedziało jak temu zaradzić słowami. Także gdy zaproponowała papierosa,
zgodziłem się bez pytań. Zaskoczyła mnie tym nie za bardzo, bo nie spodziewałem
się tego po niej, ale nie ona jedna należy do tych cichych wód z drugim
obliczem.
Wyszliśmy z kafejki. Mam nadzieję, że nie zajmie nam nikt
miejsca.
Na otwartym powietrzu cisza była już do zniesienia.
Pociągnąłem macha. Nie posmakowało, ale jak częstują to trzeba brać i ładnie
podziękować, bo szlugi w tych czasach niektórych kosztują fortunę.
Niedopałek przygniotłem podeszwą. Zazgrzytało aż miło w
uchu.
W oddali zobaczyłem idącą środkiem pustej ulicy
różowowłosą gówniarę. Miała tyle co mój brat, a wyglądała jak rówieśniczka
Rosie... Eh, szkoda gadać. Właśnie przez takie oszustwa wielu spoko kolesi
odsiaduje teraz wyrok za "pedofilię"... Nieważne, zbliżała się.
- Przyszła. - powiedziałem do Jen - Zachowuj się tak jak
zawsze. Robisz to rewelacyjnie. - odwzajemniła się uśmiechem.
Jeśli ja jestem za głupi dla niej, to tym prędzej pozbędę
się "Rosiczki" kiedy ta tylko odezwie się do Jen.
Jeszcze nie podeszła a słyszę ją aż za dobrze... Darła
ryja, oczywiście po polsku, i machała do mnie. Ciekawe co Jen pomyślała...
- Tu jesteś, kurwa, a ja cię po wszystkich spelunach
szukam!
Standardowo miała na sobie prześwitującą koszulkę i
szorty zakrywające pępek, ale dupy już nie. Gdzie tu logika?! Szanuję jej
ojca, a mojego wujka. Jesteśmy najlepszymi kuzynami z jej bratem. To równi
goście. Jej mama też spoko babka. Nie wiem jak do tego doszło, że
wychowali taką patologię...
Zdjęła z ramienia czarną torbę od laptopa i uniosła
ją tuż przed moją twarzą. Jak widać, dyskrecji też jej nikt nie nauczył...
- Brat mówił,
że masz tam co chcesz. Torba do zwrotu. - powiedziała
incognito, mamlając gumę, że ledwo ją rozumiałem.
- O, dzięki. Przynajmniej na coś się przydałaś.
Już miałem wziąć od niej torbę, już ją miałem w rękach...
- Czuję szlugi. - odsunęła się specjalnie - Poczęstuj.
Przysięgam, w tym momencie miałem ochotę publicznie
wepchnąć ją do studzienki kanalizacyjnej.
- Won mi z twarzy smarku, albo powiem komu trzeba coś o
tobie! - i wyrwałem jej tą torbę - Niech jutro on przyjdzie po torbę, bo nie
ręczę za siebie.
Fuknęła na mnie. Mamrocząc coś do siebie i poszła tam
skąd przyszła. Niedługo już nie widziałem tej różowej czupryny (którą z resztą
chętnie bym podpalił).
Nie musiałem sprawdzać zawartości torby. Ufam kuzynowi,
nigdy się na nim nie zawiodłem. Jest dla mnie drugim bratem. Nie to co ta
czarna owca... Przepraszam, w jej przypadku różowa.
- Chcesz wrócić zamówić coś jeszcze czy już idziemy? -
spojrzałem na Jen.
Z tego wszystkiego nie wiem czy odezwałem się do niej po
polsku czy angielsku... Ze stresu mieszają mi się języki. I ciekawe jakie
pytania mi zada do końca tego cholernego dnia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz