W weekendy moja współlokatorka całe godziny spędzała na
zewnątrz biegając, ćwicząc, czy co tam robiła, kiedy nie było jej w pokoju.
Mimo jej nieobecności, nie byłam już w stanie w pełni się rozluźnić mając
świadomość, że w każdej chwili może wejść.
Starałam się więc zająć sobą w jak najcichszy i najmniej zwracający na siebie uwagę sposób - ucząc się. A miałam sporo do nadrobienia głównie przez to, że nie zawsze rozumiałam wszystko, co mówili nauczyciele. Krzątałam się po pokoju, wertując kolejne książki i nie mogłam pozbyć się myśli, że jeszcze niedawno byłam uważana za tą inteligentną. A teraz? Żeby zrozumieć jeden temat, potrzebowałam co najmniej trzech różnych źródeł.
"Dzięki tatusiu za szansę na nowe życie" myślałam przepełniona goryczą i smutkiem. Odebrał mi wszystko, ale ja musiałam być mu za to wdzięczna. Wdzięczna, że wysłał mnie na inny kontynent z minimalnym przygotowaniem zamiast od razu wydać za mąż. Cóż ze mnie za szczęściara.
Pukanie do drzwi oderwało mnie od książek. Spojrzałam na zegarek myśląc, że to wróciła moja współlokatorka. Ale czy pukałaby przed wejściem do własnego pokoju? Poza tym, było jeszcze za wcześnie na jej powrót.
Starałam się więc zająć sobą w jak najcichszy i najmniej zwracający na siebie uwagę sposób - ucząc się. A miałam sporo do nadrobienia głównie przez to, że nie zawsze rozumiałam wszystko, co mówili nauczyciele. Krzątałam się po pokoju, wertując kolejne książki i nie mogłam pozbyć się myśli, że jeszcze niedawno byłam uważana za tą inteligentną. A teraz? Żeby zrozumieć jeden temat, potrzebowałam co najmniej trzech różnych źródeł.
"Dzięki tatusiu za szansę na nowe życie" myślałam przepełniona goryczą i smutkiem. Odebrał mi wszystko, ale ja musiałam być mu za to wdzięczna. Wdzięczna, że wysłał mnie na inny kontynent z minimalnym przygotowaniem zamiast od razu wydać za mąż. Cóż ze mnie za szczęściara.
Pukanie do drzwi oderwało mnie od książek. Spojrzałam na zegarek myśląc, że to wróciła moja współlokatorka. Ale czy pukałaby przed wejściem do własnego pokoju? Poza tym, było jeszcze za wcześnie na jej powrót.
Niepewnie podeszłam do drzwi, a gdy je uchyliłam, spojrzałam prosto w klatkę
piersiową jakiegoś chłopaka. Nigdy wcześniej nie widziałam kogoś tak wysokiego.
Jasne, wszyscy w tej szkole byli ogromni, ale on musiał wybijać się ponad ich
wszystkich. Przy moich marnych 165 centymetrach musiałam mocno zadrzeć głowę,
by w ogóle spojrzeć mu w twarz.
Przyniósł mi książkę. Tę, której tak zawzięcie szukałam wśród latających kartek
pełnych notatek i którą najwyraźniej zgubiłam gdzieś w drodze powrotnej z
biblioteki.
- To jak, masz ochotę poszlajać się ze mną? - zakończył z uśmiechem swój
monolog, który jak dla mnie mówił trochę za szybko, przez co mogłam się tylko
domyślać ogólnego sensu. I jeśli dobrze zrozumiałam, chciał gdzieś iść. Ze mną.
Zmarszczyłam lekko brwi, przyglądając się jego twarzy. Próbując ją z czymś porównać,
jakoś skojarzyć.
- Czy my się znamy? - zapytałam w końcu bo nie mogłam zrozumieć, dlaczego był
tak swobodny i rozluźniony mówiąc to wszystko.
Chłopak na chwilę przestał się uśmiechać i spojrzał na mnie lekko zszokowany,
jakby sam nie wierzył, że o to pytam. Ja jednak byłam pewna, że nigdy wcześniej
go nie widziałam. Zapamiętałabym kogoś tak wysokiego, nawet gdyby tylko
przeszedł obok mnie na korytarzu. Prawda? Czy może stałam się już jedną z tych
dziewczyn, które przemykają się po korytarzach ze spuszczoną głową, mając
nadzieję że jeżeli ona nikogo nie widzi, również nikt nie widzi jej? Czy tym
się stałam, przez tę szkołę? Szarą myszką, której jedynym dowodem, że była na
lekcjach jest lista obecności?
- Jestem Diego - powiedział, jakby to miało coś dla mnie znaczyć. Jednak że ja
wciąż stałam z tą samą, zaskoczoną miną, ciągnął dalej - Jesteśmy w jednej
klasie. Siedzę za tobą na matmie.
- Diana - przedstawiłam się, choć wcale nie pytał o moje imię. W sumie brzmiało
to bardziej, jakbym przerwała mu w kolejnej dłuższej przemowie.
- Więc jak, idziesz ze mną? Naprawdę się nudzę.
Doskonale go rozumiałam. Odkąd zamieszkała ze mną druga dziewczyna, nie mogłam
sobie pozwolić na bycie sobą, a to oznaczało wyrzeczenie się jedynych rzeczy,
które utrzymywały mnie przy życiu. A bez nich, nie miałam prawie nic do roboty.
Mogłam jedynie siedzieć w pokoju i uczyć się całymi dniami a to nigdy nie była
moja mocna strona.
Skinęłam lekko głową na zgodę. Zostawiając otwarte na oścież drzwi, cofnęłam
się do pokoju zabierając kurtkę. Wiedziałam, że bluzka z długim rękawem i
sweter mi nie wystarczą, jeśli mam zamiar przez dłuższy czas chodzić po tym
deszczowym mieście. Nawet jeśli teraz nie padało, nie zamierzałam ryzykować. Na
plecy, zarzuciłam futerał z gitarą, z biurka zgarnęłam klucz do pokoju i
wyszłam, zakluczając za sobą drzwi.
Starałam się nie wyglądać na tak żałośnie zdenerwowaną i skrępowaną obecnością
Diego, jak faktycznie byłam. Uniosłam wysoko głowę, by zerknąć na chłopaka.
- To dokąd idziemy?
<Jakieś plany? Błagam, nie pozwól bym zmarzła...>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz