23 czerwca 2016

Od Mephistopheles'a C.D Charliego

      -Colin, przyjedź trochę wcześniej – Powiedziałem z papierosem w wargach, opierając się o ścianę domu.  Zostać odtrąconym, dziwne iż Charlie tak długo bawił się ze mną w podchody. Cóż, może to lubi? A gdy sytuacja staje się już nieco mniej komfortowa po prostu stwierdza że nigdy tego nie chciał…
      -Co jest Faustyń? Nigdy nie śpieszy ci się do pracy. Po za tym chciałeś bym przyjechał wieczorem…- Mężczyzna wydawał się zmartwiony, i przez nutki sarkazmu przebijała się widoczna chęć pokazania opiekuńczości, jakim dupkiem nie byłby na co dzień jeżeli wiedział że coś jest nie tak potrafił pokazać swoją lepszą stronę. Ja jednakże nigdy nie dawałem mu się wykazać, nie przepadałem za zwierzaniem się, w zasadzie, nie było choćby z czego.
     -Nic nie jest Colinie –Stwierdziłem obojętnie, strzepując popiół z papierosa. –Moje plany się zmieniły
     -Okej kochasiu ~ jak chcesz, tylko żeby później pretensji nie było że to wujaszek Colinek pogania do pracy…no… w takim razie postaram się przyjechać za jakieś pół godzinki, ale jak się spóźnię to znaczy że tiróweczka stała z niezłą dupką. Mimo wszystko pamiętaj że się dla ciebie staram i jak już wezmę ją na szybko  - Mówił to rozmarzonym tonem, przyzwyczajony już do tych gadek mruknąłem tylko ,,mhm’’ i wypaliwszy do końca, wróciłem do Charliego.
      -Za pół godziny wychodzę –Oznajmiłem mu gdy na mnie spojrzał i nawet nie obdarzając wzrokiem począłem grzebać w torbie, kucając przed nią.
     -A dokąd się wybierasz? –Zapytał zdziwiony, westchnąłem zastanawiając się co odpowiedzieć, by zapobiec dalszym pytaniom.
    - Do Colina, potem do pracy, plany się zmieniły i zaczniemy dużo wcześniej. – Powiedziałem po chwili sądząc iż to wystarczy, Charlie nigdy nie był dociekliwy, a to tylko działało jak na razie na moją korzyść.
    -Serio powinieneś postarać się o wolne –Mruknął kręcąc głową, na co tylko odparłem bez emocji
    -Nigdy nie potrzebowałem wolnego…
    -I dlatego teraz wyglądasz na wykończonego. Jeszcze parę lat i ci się zmarszczki zrobią –Stwierdził wesoło, na co mój umysł rzucił ,,O ile będę żył za kilka lat’’ w zasadzie, było mi to obojętne, tak jak Colinowi. Dlatego też pracowaliśmy gdzie pracowaliśmy, dlatego też Eleonora werbowała tych którzy nie mieli nic do stracenia. Utalentowanych wyrzutków… i nikt nie narzekał, młodzi mieli pieniądze, ona ludzi, w zasadzie pomagała im, dawała wsparcie i cóż. Zabawa w Boga okazywała się lepszym rozwiązaniem niżeli narkotyki. Niestety niejednokrotnie fundowała równie krótkie życie.
    -Jest mi to obojętne, Charlie – Oznajmiłem, tym razem po dłuższej chwili ciszy z mojej strony, nie odpowiadając już mu jednak na następne zdanie, nawet nie słuchałem co do mnie mówił.
     -Coś cię trapi?- Zapytał zmartwionym głosem, wyłączając grę. W tym momencie mogłem po prostu najzwyczajniej w świecie powiedzieć mu wszystko, zrzucając z siebie wszelaki ciężar. Rozbić skorupę którą stworzyłem wokół siebie, zignorować fakt iż uważam to za bezsensowne. Opowiedzieć o tym czym się zajmuje i o tym że chyba niszczeje przez wieloletnie osamotnienie na które dla bezpieczeństwa sam siebie skazałem, możliwe że nawet o sprawach błahych…Tak… z pewnością mogłem, zawsze mogłem przy kimś to zrobić. Ależ o ile łatwiej było dalej udawać…o ile bezpieczniej było nie ufać.
    - Cóż miałoby mnie trapić ? Przecież nic się nie dzieje… po prostu jestem zajęty, możesz wrócić do gry – Powiedziałem jakby nigdy nic , jednakże nie umiejąc wymusić uśmiechu, dlatego też moje mina pozostała pozbawiona emocji
    - Kłamanie nie jest twoim atutem –Zaśmiał się lekko, zawsze był taki pogodny… -Więc? Choćbyś miał stwierdzić, że jadasz kociaki żywcem to cię wysłucham –Pokręciłem tylko głową licząc że skończy. Charlie westchnął.
    -Nie będę się narzucał. Ale jak zmienisz zdanie to mów –Uśmiechnął się do mnie ciepło, dziwne…jak Charlie potrafił na mnie działać…
    -To jest jedna z tych rzeczy, której nie mówi się nawet samemu sobie – Stwierdziłem, rzucając mu lekki cień uśmiechu, niezwykle zmęczony. Gdy poklepał miejsce obok siebie, usiadłem bez słowa, jedynie wzdychając.

    
  ***
        Zapukał do drzwi, właściwie zapominając że miał zadzwonić i uprzedzić Faustynia, a może ten jego chłopaczek miał jakąś ładną siostrzyczkę~ ? W każdym razie siostrzyczka mu nie otworzyła, otworzył brat Charliego. Ale Colin nie narzekał, młody mężczyzna zaciekawił go.
       -Czy mogę w czymś pomóc ? –Rzucił Colinowi szarmancki uśmiech i w ten sposób zaprosił go do flirtu.
      - Mógłbyś mi pomóc w naprawdę wielu rzeczach… -Uśmiechnął  się z lekka - Gdybym wiedział że ten dzieciak ma takiego braciszka już wczoraj bym cię odwiedził – Westchnął z bólem – Szkoda iż dziś przyjechałem po Mephista~
     - Cóż, gdybym wiedział, że wilczek ma takiego towarzysza, to bym Charowi kazał was zaprosić już jakiś czas temu –Odsunął się od drzwi by wpuścić mężczyznę, ten wszedł po czym obrócił się lekko w jego stronę.
    - Zawsze jednak możemy spotkać się gdy tylko znajdę chwilkę…na przykład jutro, co ty na to? Akurat będę miał wolne… Pokazałbyś mi miasto…i możliwe że nie tylko –Puścił mu oczko

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz