29 czerwca 2016

Od Iadali

Bycie nową nigdy nie jest proste. Nowa w klasie, w szkole. Ale jakby tego było mało, nowa byłam w miescie... a nawet kraju. Nie mogłam sobie przypomnieć chwili, bym kiedykolwiek byłam równie samotna. Choć bardzo się starałam, nie zawsze rozumiałam, o czym rozmawiają ludzie wokół mnie, czasem, trochę za późno orientowałam się, że powinnam się roześmiać... Było wiele powodów, przez które ludzie nie chcieli mieć ze mną do czynienia.
No i była jeszcze ta ich gra. Hierarchia którą wymyślili sobie, by móc czuć się lepszymi i bez większego sprzeciwu móc znęcać sie nad słabszymi. Opuszczając dom miałam nadzieję, że z tym jednym aspektem życia w koʼncu skoʼnczę. że nikt nie będzie mi w koʼncu mówił z kim wolno, a z kim nie wolno mi rozmawiać. że wyrwę się w koʼncu z okowów brutalnego, społecznego łaʼncucha pokarmowego. Zjedz, albo zostaniesz zjedzony - poniżaj, albo sam zostaniesz poniżony.
Nie miałam zamiaru brać w tym udziału. Nie tutaj. Nie dlatego, że jakaś banda rozpieszczonych dzieciaków chce się poczóc ważna. Nie mają pojęcia, w jak okrutny sposób może ta "zabawa" obrócić sie przeciwko nim. Nie mają pojęcia, jak naprawdę wygląda życie, w którym o wszystkim decyduje ich nazwisko. Mają to szczeście, że nie zdają sobie sprawy z cierpienia i nędzy.
"A co ja mogę powiedzieć o nędzy?" odzywał się mój mózg. W gruncie rzeczy, byłam równie nieświadoma jak oni. Z tym wyjątkiem, że ja widziałam jak żyją ludzie o niższym statusie ode mnie. Oni... Dla nich to tylko gra.

Skoʼnczyło się na tym, że przemykałam korytarzami, nie rozmawiając z nikim, jeśli nie było to absolutnie konieczne. Brakowało mi rozmów i śmiechów, jednak wolałam nie narażać się na nieprzychylne spojrzenia, czy komentarze których w wiekszości i tak bym pewnie nie zrozumiała. Pokój w akademiku stał się moją oazą. W nim czułam się, jakbym w koʼncu, po całym dniu, mogła odetchnąć, nie krepować się czyjąś obecnością lub spojrzeniami. Mogłam nareszcie być sobą, odprężyć się, posłuchać muzyki, potaʼnczyć. Wystarczyło jedynie przetrwać tych kilka godzin które musiałam spędzać na szkolnych korytarzach i zajęciach.

Szłam korytarzem w stronę swojej szafki, chcąc jak najszybciej wziąć potrzebne ksiażki i udać się do sali. 
Od jak dawna już chodziłam do szkoły w tym dziwnym kraju? Dwa tygodnie? Trzy? Każdy dzieʼn zdawał się być wiecznością... lub snem. Prawdziwym koszmarem na jawie. Nieustannie otaczajacy mnie szmer rozmów, z których wyłapywałam jedynie pojdyʼncze słowa, karcące spojrzenia śledzace moje ruchy, jakbym zrobila coś złego. No i chłód. Ciągły i przejmujacy do kości.
Przed moją szafką stały dwie, dość głosno rozmawiajace ze soba dziewczyny. Zobaczyłam je już z daleka, bo ktoraś wciąż wybuchała śmiechem jeszcze głośniejszym niż ton ich rozmowy. Bardzo możliwe, że były z mojej klasy. Nie byłam pewna, bo wszystkie tutaj zdawały się mieć blond włosy (mniej lub bardziej rozjaśniane).
- Przepraszam - powiedziałam swoim zwyczajowym tonem - niezbyt głosnym, jednak nieustępliwym i pewnym siebie - gdy sie zbliżyłam.
Obie spojrzały na mnie w tym samym momencie i mogłabym przysiąc, że różniły się od siebie jedynie strojem.
- Prosze, prosze - powiedziała ta stojąca po mojej lewej. - A więc jednak umiesz mowić. 
Wyraz jej twarzy mówił więcej niż słowa. Czuła się ode mnie lepsza, bo gwarantowało jej to miejsce w ich głupiej piramidzie. Kimkolwiek by nie była, znajdowała się wyżej niż "ta nowa - niemowa". Mimo woli zaczęłam myśleć, jakie miejsce zajmowała by w mojej hierarchi. Gdyby urodziła się w jednej z niższych kast - co było bardzo prawdopodobne - zapewne jej rodzina właśnie szukałaby kogoś komu mogliby ją "sprzedać" jako żonę. I raczej nie byłaby zbyt wiele warta.
- Stoicie na mojej drodze - powiedziałam z lekkim wachaniem. "Coś na pewno pomyliłam."
- Chyba wolałam, jak siedziała cicho - odezwała sie ta druga, szukając czegoś w czarnej skurzanej torbie - dość popularnej tutaj, jak sie zorientowałam. W koʼncu jednak chyba straciła zainteresowanie jej zawartością, bo zwróciła na mnie spojrzenie szarych, małych oczu. - Może dla nas zatanczysz? Musisz być w tym dobra.
Nie mogłam mieć pewności, czy jest oto aluzja to mojego pochodzenia, ale momentalnie poczułam rumieniec wstępujacy na twarz. Z jakiegoś powodu nie chciałam, by ktokolwiek tutaj wiedział, że taʼnczę. Może podświadomie próbowałam uniknąć własnie twgo typu komentarzy. A może dlatego, że było to dla mnie coś bardzo osobistego i nie chciałam, by ktokolwiek z tej szkoły miał dostep do tej części mojego życia. 
Zadzwonił dzwonek ogłaszający rozpoczęcie kolejnej lekcji. Nie ruszyłam sie z miejsca, ale stojące przede mna dziewczyny skierowały się już w przeciwną stronę.
- Uratowana przez dzwonek - rzuciła jedna z nich przez ramię. - Może innym razem.
Stałam bez ruchu, dopóki korytarz zupełnie nie opustoszał. Czułam ciepło wlasnej twarzy i pieczenie w oczach, choć bardzo nie chciałam płakać. Nie tutaj, nawet, jeśli nikt tego nie zobaczy. 
Czułam sie tak bezsilna. Pozwoliłam, by tamte dziewczyny wierzyły, że w jakiś sposob maja nade mna przewagę. Nic nie mowiac ani nie robiąc utwierdziłam je w przekonaniu, że są bezkarne. Pozwoliłam im zrobić z siebie ofiarę.
Zacisnęłam dłonie w pięści tak mocno, aż poczułam paznokcie boleśnie wbijajace się w skórę. Liczna biżuteria zadzwoniła, gdy unosiłam rękę, z całej siły uderzając pięścią w swoją szafkę. Huk tylko trochę przytłumił ból i odrętwienie jakie poczułam w całej ręce. Oczy znow zapiekły i tym razem pozwoliłam sobie wmówić, że to przez bolące kłykcie. Oparłam czoło o chłodną, metalową szafkę i wydałam z siebie szloch, który odbił się echem po pustym korytarzu. Powoli osunęłam się na podłogę, płacząc jak nigdy wcześniej.
Płakalam z bólu. Z upokorzenia, ze strachu. Z samotności, bo nie miałam nikogo, komu mgłabym nawet wspomnieć, jak źle czuję się w tym nowym miejscu. Jak ciężkie jest zrozumienie innych. Jak obce wydaje się wszystko co robią, choć wcale nie różni się to tak bardzo od życia w Indiach. Płakałam, bo czułam sie tak obco i nawet rzeczy, które wcześniej sprawiały mi tak wielka przyjemność, nie przynosiły już ulgi. I w koʼncu płakałam, bo tak bardzo tęskniłam za domem i wszystkim, co się z nim wiązało.Za domem, którego już nie miałam i który, jak wierzyłam, nigdy już nie wróci.
- Wszystko w porządku? - czyiś głos przebił się przez moje łzy.

<ktoś?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz