Bycie nową
nigdy nie jest proste. Nowa w klasie, w szkole. Ale jakby tego było mało, nowa
byłam w miescie... a nawet kraju. Nie mogłam sobie przypomnieć chwili, bym
kiedykolwiek byłam równie samotna. Choć bardzo się starałam, nie zawsze rozumiałam,
o czym rozmawiają ludzie wokół mnie, czasem, trochę za późno orientowałam się,
że powinnam się roześmiać... Było wiele powodów, przez które ludzie nie chcieli
mieć ze mną do czynienia.
No i była
jeszcze ta ich gra. Hierarchia którą wymyślili sobie, by móc czuć się lepszymi
i bez większego sprzeciwu móc znęcać sie nad słabszymi. Opuszczając dom miałam
nadzieję, że z tym jednym aspektem życia w koʼncu skoʼnczę. że nikt nie będzie mi
w koʼncu mówił z kim wolno, a z kim nie wolno mi rozmawiać. że wyrwę się w koʼncu
z okowów brutalnego, społecznego łaʼncucha pokarmowego. Zjedz, albo zostaniesz
zjedzony - poniżaj, albo sam zostaniesz poniżony.
Nie miałam
zamiaru brać w tym udziału. Nie tutaj. Nie dlatego, że jakaś banda
rozpieszczonych dzieciaków chce się poczóc ważna. Nie mają pojęcia, w jak
okrutny sposób może ta "zabawa" obrócić sie przeciwko nim. Nie mają
pojęcia, jak naprawdę wygląda życie, w którym o wszystkim decyduje ich
nazwisko. Mają to szczeście, że nie zdają sobie sprawy z cierpienia i nędzy.
"A co ja
mogę powiedzieć o nędzy?" odzywał się mój mózg. W gruncie rzeczy, byłam
równie nieświadoma jak oni. Z tym wyjątkiem, że ja widziałam jak żyją ludzie o
niższym statusie ode mnie. Oni... Dla nich to tylko gra.
Skoʼnczyło się
na tym, że przemykałam korytarzami, nie rozmawiając z nikim, jeśli nie było to
absolutnie konieczne. Brakowało mi rozmów i śmiechów, jednak wolałam nie
narażać się na nieprzychylne spojrzenia, czy komentarze których w wiekszości i
tak bym pewnie nie zrozumiała. Pokój w akademiku stał się moją oazą. W nim
czułam się, jakbym w koʼncu, po całym dniu, mogła odetchnąć, nie krepować się
czyjąś obecnością lub spojrzeniami. Mogłam nareszcie być sobą, odprężyć się,
posłuchać muzyki, potaʼnczyć. Wystarczyło jedynie przetrwać tych kilka godzin które
musiałam spędzać na szkolnych korytarzach i zajęciach.
Szłam
korytarzem w stronę swojej szafki, chcąc jak najszybciej wziąć potrzebne
ksiażki i udać się do sali.
Od jak dawna
już chodziłam do szkoły w tym dziwnym kraju? Dwa tygodnie? Trzy? Każdy dzieʼn
zdawał się być wiecznością... lub snem. Prawdziwym koszmarem na jawie.
Nieustannie otaczajacy mnie szmer rozmów, z których wyłapywałam jedynie
pojdyʼncze słowa, karcące spojrzenia śledzace moje ruchy, jakbym zrobila coś
złego. No i chłód. Ciągły i przejmujacy do kości.
Przed moją
szafką stały dwie, dość głosno rozmawiajace ze soba dziewczyny. Zobaczyłam je
już z daleka, bo ktoraś wciąż wybuchała śmiechem jeszcze głośniejszym niż ton
ich rozmowy. Bardzo możliwe, że były z mojej klasy. Nie byłam pewna, bo wszystkie
tutaj zdawały się mieć blond włosy (mniej lub bardziej rozjaśniane).
- Przepraszam
- powiedziałam swoim zwyczajowym tonem - niezbyt głosnym, jednak nieustępliwym
i pewnym siebie - gdy sie zbliżyłam.
Obie spojrzały
na mnie w tym samym momencie i mogłabym przysiąc, że różniły się od siebie
jedynie strojem.
- Prosze,
prosze - powiedziała ta stojąca po mojej lewej. - A więc jednak umiesz
mowić.
Wyraz jej
twarzy mówił więcej niż słowa. Czuła się ode mnie lepsza, bo gwarantowało jej
to miejsce w ich głupiej piramidzie. Kimkolwiek by nie była, znajdowała się
wyżej niż "ta nowa - niemowa". Mimo woli zaczęłam myśleć, jakie
miejsce zajmowała by w mojej hierarchi. Gdyby urodziła się w jednej z niższych
kast - co było bardzo prawdopodobne - zapewne jej rodzina właśnie szukałaby
kogoś komu mogliby ją "sprzedać" jako żonę. I raczej nie byłaby zbyt
wiele warta.
- Stoicie na
mojej drodze - powiedziałam z lekkim wachaniem. "Coś na pewno
pomyliłam."
- Chyba
wolałam, jak siedziała cicho - odezwała sie ta druga, szukając czegoś w czarnej
skurzanej torbie - dość popularnej tutaj, jak sie zorientowałam. W koʼncu jednak
chyba straciła zainteresowanie jej zawartością, bo zwróciła na mnie spojrzenie
szarych, małych oczu. - Może dla nas zatanczysz? Musisz być w tym dobra.
Nie mogłam
mieć pewności, czy jest oto aluzja to mojego pochodzenia, ale momentalnie
poczułam rumieniec wstępujacy na twarz. Z jakiegoś powodu nie chciałam, by
ktokolwiek tutaj wiedział, że taʼnczę. Może podświadomie próbowałam uniknąć
własnie twgo typu komentarzy. A może dlatego, że było to dla mnie coś bardzo
osobistego i nie chciałam, by ktokolwiek z tej szkoły miał dostep do tej części
mojego życia.
Zadzwonił
dzwonek ogłaszający rozpoczęcie kolejnej lekcji. Nie ruszyłam sie z miejsca,
ale stojące przede mna dziewczyny skierowały się już w przeciwną stronę.
- Uratowana
przez dzwonek - rzuciła jedna z nich przez ramię. - Może innym razem.
Stałam bez
ruchu, dopóki korytarz zupełnie nie opustoszał. Czułam ciepło wlasnej twarzy i
pieczenie w oczach, choć bardzo nie chciałam płakać. Nie tutaj, nawet, jeśli
nikt tego nie zobaczy.
Czułam sie tak
bezsilna. Pozwoliłam, by tamte dziewczyny wierzyły, że w jakiś sposob maja nade
mna przewagę. Nic nie mowiac ani nie robiąc utwierdziłam je w przekonaniu, że
są bezkarne. Pozwoliłam im zrobić z siebie ofiarę.
Zacisnęłam
dłonie w pięści tak mocno, aż poczułam paznokcie boleśnie wbijajace się w
skórę. Liczna biżuteria zadzwoniła, gdy unosiłam rękę, z całej siły uderzając
pięścią w swoją szafkę. Huk tylko trochę przytłumił ból i odrętwienie jakie
poczułam w całej ręce. Oczy znow zapiekły i tym razem pozwoliłam sobie wmówić,
że to przez bolące kłykcie. Oparłam czoło o chłodną, metalową szafkę i wydałam
z siebie szloch, który odbił się echem po pustym korytarzu. Powoli osunęłam się
na podłogę, płacząc jak nigdy wcześniej.
Płakalam z
bólu. Z upokorzenia, ze strachu. Z samotności, bo nie miałam nikogo, komu
mgłabym nawet wspomnieć, jak źle czuję się w tym nowym miejscu. Jak ciężkie
jest zrozumienie innych. Jak obce wydaje się wszystko co robią, choć wcale nie
różni się to tak bardzo od życia w Indiach. Płakałam, bo czułam sie tak obco i
nawet rzeczy, które wcześniej sprawiały mi tak wielka przyjemność, nie
przynosiły już ulgi. I w koʼncu płakałam, bo tak bardzo tęskniłam za domem i wszystkim,
co się z nim wiązało.Za domem, którego już nie miałam i który, jak wierzyłam,
nigdy już nie wróci.
- Wszystko w
porządku? - czyiś głos przebił się przez moje łzy.
<ktoś?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz