5 czerwca 2016

Od Charliego C.D: Naomi

Dźwięki jakby nagle wyostrzał, co było przeciwieństwem wzroku. Z drugiej stronem powodem mógł być brak okularów. A nie. Zwykle aż tak źle nie było. Myślę, że mniej więcej bym widział przynajmniej drzwi i do pewnego stopnia poznał przechodzącą przez nią postać. Ból jakby powoli zanikał, nie rozumiałem zmartwienia Naomi. Trochę oberwałem. To wszystko. Odkryłem wstawanie za zły pomysł. Momentalnie zakręciło mi się w głowie przywracając mdłości. Nie widziałem twarzy innych ludzi, ledwie trzymałem się na nogach. Nikt nas nie zatrzymał, więc źle nie było. Bezwładnie wiszące ramię pulsowało bólem przy każdym ruchu, a ja chciałem tylko gdzieś się położyć.
W taksówce nie było tak źle. Siedziałem, nie ruszałem się. Patrzyłem na swoje kolana. Trzymałem swoje ramię. Trafiliśmy do szpitala, ruszyliśmy w stronę pogotowia. Tam kazali nam czekać. Nie długo. Już po chwili weszła pielęgniarka. Sprawdziła, popytała i wysłała mnie na skan ramienia. Naomi w tym czasie została odesłana do poczekalni. Zapewne zadali jej parę pytań, choć nie mogłem wiedzieć jakich oraz jak na nie odpowiedziała. Wiedziałem za to, że po silnych lekach przeciwbólowych czułem się znacznie lepiej. Zapytany o to, co się stało, powiedziałem zaledwie, że spadłem ze schodów. Nie chciało mi się zeznawać niczego. Poza tym po części obawiałem się, że mogło to tylko pogorszyć moją sytuację. Oni mogli dostać dyscyplinarkę lub wyrzuciliby ich ze szkoły. A ja potem musiałbym uważać na mieście gdzie chodzę. Nie zamierzałem ciągle spoglądać przez ramię bądź ponawiać wizytę w szpitalu.
Po około dwóch godzinach, może trzech, położono mnie we własnym pokoju. Ze względu na moją pełnoletność nie musieli martwić się rodzicami. Lecz i tak padło te jakże typowe pytanie czy chcę, aby kogoś wezwali. Pokręciłem zaledwie głową i poprosiłem o Naomi, o ile jeszcze była w poczekalni. Okazało się, że była. Już po chwili przekroczyła próg mojego pokoiku. Musiałem okropnie wyglądać. Z drugiej strony miałem ciemne sińce pod oczami, napuchnięty nos, ramię w gipsie, podłączoną kroplówka i oczywiście ta jakże niezwykle przepiękna koszula szpitalna. Normalnie jakby ktoś potrzebował dostępu do mojego tyłu. Ale co tam.
- Boli cię jeszcze? – spytała zmartwiona, lecz ja zaledwie pokręciłem głową.
- Nah. Mam takie fajne coś – wskazałem na kroplówkę – wybieram sobie, kiedy chcę coś na ból i puf! Prosto do krwiobiegu.
- Nawet w takiej sytuacji humor cię nie opuszcza – stwierdziła.
- Możliwe, że to wina leków.
- Długo będziesz w szpitalu? – spytała, siadając obok łóżka w fotelu.
- Do jutra rana zapewne – odpowiedziałem – chcą zobaczyć czy neurologicznie wszystko jest okey. I pewno wypuszcza mnie z jakimiś przeciw bólowymi czy coś. W każdym razie… Dzięki za opiekę.
Chwilę jeszcze porozmawialiśmy i pozwoliłem Naomi iść do domu. Zastanawiałem się jeszcze chwilę nad tym czy poinformować Mepha o tym, że trafiłem do szpitala. W końcu stwierdziłem, że nie ma sensu. Skoro poszedł do Colina to pewno znów zniknie do późna. Po części mnie to wkurzało. Po chuj niby tam chodził? A zresztą. Nie czas na zachowywanie się jak jakaś paranoiczna żona. Zwyczajnie wziąłem konsolę i… Odkryłem, że ze złamanym ramieniem, nawet podczas zażywania leków przeciwbólowych, nie byłem w stanie korzystać z drugiego ramienia. Została mi nudna telewizja. Czyli przełączanie kanałów przez jakąś godzinę, nudny film i sen.
Z rana czekała mnie kolejna seria badań. Lekarze ustalili, że nie muszę pozostać w szpitalu i odesłali mnie do szkoły. W obawie, że mogłoby mi się coś stać po drodze, odebrał mnie szkolny pielęgniarz, odprowadził do pokoju, zostawił przypisane mi leki na stole i powiedział, że przyjdzie jeszcze raz pod wieczór. Oczywiście dodał jeszcze typowe, że jeśli się gorzej poczuję to mam do niego przyjść i tak dalej. Ja zaś położyłem się w swoim łóżku i nie zdążyłem zbytnio dokończyć sms’a do Naomi, którego treść brzmiała ”dzięki za wczoraj, odesłali mnie już do akademika”, kiedy to do pokoju wszedł Meph, a przynajmniej taką miałem nadzieję, oraz jakiś towarzysz. Jeśli to Meph, to pewno z Colinem. Bleh. Przymknąłem oczy, gdy chłodna dłoń pogłaskała mój policzek i usłyszałem proste ”co ci się stało”?
- Wszedłem w ścianę – odpowiedziałem żartobliwie.
- Powiedz kto cię pobił, Charlie – powiedział i delikatnie mnie przytulił. Kurde tak to jest jak starasz się oszukać inteligentną osobę…
- Ech, czy to ważne?
- Bardzo Charlie, bardzo, w przeciwnym razie będę musiał dowiedzieć się w inny sposób…
Kurde, czasami był gorszy od mojej matki.
- Oj daj spokój~ Po co zawracać se głowę?
- Wtedy była z tobą ta dziewczyna...Naomi...prawda?
- Mhm.
-Rozumiem...a jak się czujesz?'
W końcu! Chyba dał sobie wreszcie spokój.
- Dostałem jakieś silne przeciw bólowe, musze pamiętać by brać je w odstępie, muszę znaleźć zapasowe okulary... Jest fantastycznie! Nie muszę iść w poniedziałek na lekcje.
- Porozmawiam z Naomi.
Okey, jednak jak ojciec… Hmm… Niezłe kombo. Dwóch rodziców w jednej osobie.
- W sumie to jest tragedia – nagle zdałem sobie sprawę.
- Hmm? – zapytał, wciąż mnie głaszcząc.
- Nie mogę grać jedną ręką.
- Odpoczywaj – powiedział z delikatnym uśmiechem i wstał, już szykując się do odejścia od łóżka.
- Meph…
- Tak, Charlie?
- Mógłbyś mi pomóc? – zapytałem.
- W czym, madame?
- Trochę wkurwiające jest, że wyglądasz jak obraz Picassa, poddałbyś mi prosze okulary? Mam je w szufladzie biurka.
Ten kiwnął głową i wykonał moją prośbę. Rozłożyłem okulary i jedną dłonią założyłem je na nos. W końcu coś widzę! Ugh… Może lepiej było jak nie widziałem, a przynajmniej do tego doszedłem, gdy wyostrzyła mi się sylwetka Colina. Chwilę później również mogłem spojrzeć na Naomi. Od razu powitałem ją uśmiechem. Mephi z kolei nie przywitał ją tak ciepło.
- Wynoś się stąd, o ile nie chcesz mieć problemów. Nachodzenie kogoś w skrzydle męskim podlega sporej karze, nie sądzisz?
- Meph – mruknąłem.
Ten zaledwie spojrzał na mnie, po czym znów na Naomi.
- Wypadki chodzą po ludziach, nie uważasz k-r-ó-l-o-w-o? To bardzo smutne... – powiedział beznamiętnym głosem.
- Meph! – powtórzyłem choć tym razem bardziej stanowczo.
- Skarbie, przecież słyszę – powiedział, a Colin zmrużył oczy spoglądając na Mepha. Powoli zaczynała mi się nie podobać ta sytuacja.
- No chyba nie – mruknąłem, lecz ten nie odpowiedział.
Ja zaś spojrzałem na Naomi przepraszającym wzrokiem. W końcu to nie była jej wina, a i starała się mi pomóc.
- Sory… - powiedziałem cicho – czuję się już lepiej, więc ten… Nie musisz się już martwić.
Nie chciałem jej wyganiać, a za razem nie uważałem to za dobry pomysł żeby została. Nie kiedy Meph był w takim nastroju. Czyli spotkać się z nią mogłem dopiero tydzień później, na lekcjach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz