Zacisnąłem lekko lewą pieść, tak by ten nie
zauważył, i chwilę zastanawiałem się nad tym, co zamierzałem zrobić. W końcu
nie pasowało to do mnie. Ale co miałoby mi się stać? Nie zarazi mnie jakąś
nieznaną chorobą, nie zgwałci, nie wybuchnie i poleje mnie masą krwi, więc
czemu kontakt fizyczny był dla mnie tak trudny? Już nawet nie pamiętam, kiedy
to się zaczęło. Nie pamiętałem czy kiedykolwiek przytuliłem kogoś szczerze.
Choć teraz miało się to zmienić. Wyprostowałem prawe ramię i objąłem nim Mepha,
wtulając go w swój bok, choć patrzyłem na dywan. Obawiałem się, że gdybym
spojrzał na niego, to wszystko by szlag strzelił. Ten jednakże westchnął
zaledwie, a gdybym na niego miał spojrzeć, to zauważyłbym zamknięte oczy. Nie
zrobiłem tego jednak, tylko uśmiechnąłem się lekko pod nosem.
- A myślałem, że to kobiety są trudne do
rozgryzienia – powiedziałem żartobliwie.
- Słucham? – spytał, a ja mogłem poczuć jego wzrok
na sobie.
- Jesteś jak taka zagadka wielowarstwowa. Co
odkryjesz rozwiązanie na pierwszy poziom, okazuje się, że jest następny – w końcu
zmusiłem się do spojrzenia na niego.
- Podobno lubisz skomplikowane gry – nareszcie się
uśmiechnął. Wyglądał uroczo kiedy to robił.
- A to skąd się dowiedziałeś? – spytałem, myśląc,
że może z Mattem rozmawiał – choć jest to prawda.
- Łatwo cię przejrzeć – stwierdził.
- Hmm, doprawdy?
- Tak...aczkolwiek bywasz i nieprzewidywalny.
Wątpiłem, że kiedykolwiek dam się wkręcić w coś takiego jak twoja zabawa
uczuciami...hm...mogę zapalić przy oknie? – zapytał nieprzejęty.
Ja jednakże słysząc jego wcześniejsze zdanie, totalnie
zapomniałem o pytaniu.
- Zabawa uczuciami? – uniosłem brew.
- Owszem, a czymże innym był brak odtrącania
jawnych uczuć?
- Och – było jedynym, na co było mnie w tej chwili
stać. Nawet nie wiedziałem, że darzy mnie uczuciami od dłuższego czasu.
- W zasadzie... to nie istotne...mogę zapalić?
– spróbował po raz drugi. Ja zaś machnąłem w odpowiedzi dłonią, wskazując na
okno.
- Myślałem, że to twoje normalne zachowanie wobec
innych. Wybacz.
Mój wzrok podążył za Mephistophelesem, który
podszedł do okna i otworzył je, aby następnie zapalić. Niewiele to pomogło w
maskowaniu zapachu i pozbawienia pokoju toksyn, ale nie było to w danej chwili
na mojej głowie.
- Cóż. Jeżeli myślisz, że każdego całuje, to
jestem zawiedziony twym zdaniem o mnie.
- Dopiero przy pocałunku załapałem – przyznałem cicho.
- Nieważne już, Charlie – powiedział, zapewne chcąc
kończyć temat. A ja nie mając pomysłu na kontynuację, zamilkłem.
Nie minęło długo, nim usłyszeć się dało ciche,
aczkolwiek stanowcze pukanie do pokoju. Nie zdążyłem odpowiedzieć, a drzwi się
uchyliły, aby ukazać wesołego Matta. Westchnąłem ciężko widząc jego twarz. Nie
minęło więcej niż pół sekundy, gdy za niego wyszedł Colin. Po drodze klepnął on
mojego brata w tylną cześć jego ciała, a ja się cicho załamałem. Zrobiłem to
poprzez ponownie westchnięcie i chęć pomasowania nasady u nosa. Powstrzymałem
się przed tym jednak.
W całym tym chaosie nie zauważyłem nawet, kiedy to
stałem oparty o ścianę kuchni, a Meph z Colinem zbierali się do wyjścia.
Właściwie to Meph już prawie był za drzwiami frontowymi, kiedy to Matt jeszcze
zagadał Colina. A dokładnie dał mu swój numer i powiedział, że będzie czekał na
jego wiadomość.
- Będziesz z obojgiem na raz? – zapytałem, gdy
Meph ze swoim towarzyszem opuścili już dom.
- Co ty, głupi jesteś? Zwiększa to ryzyko. Jak już
wejdzie na następny poziom, to wtedy wybiorę lepszego – powiedział z tym swoim
głupim uśmiechem.
- Normalnie ”mastermind” z ciebie~
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz