Udało się nam wydostać z dormitoriów bez
nieprzyjemnego spotkania z opiekunką. Kobieta czasami się zachowywała jakby
spóźniał jej się okres no, ale trudno. Nie znam jej zbyt długo to i może się
jej charakter zmieni. W końcu każdemu zdarza się zły dzień. A jeśli okaże się,
że jest taka zawsze, to cóż. Będę musiała najzwyczajniej na świecie to
zaakceptować. W każdym razie teraz miałam gorsze problemy na głowie. A raczej
za plecami. Palnęłam z głupoty to na temat randki. Ale chłopak zdawał się
niezwykle roztargniony. Może zapomni o moich słowach, albo nie weźmie ich na
poważnie? Mogłam chyba mieć zaledwie taką nadzieję.
- Słyszałam, że macie tu grę polegającą na
zdobywanie kart – zagadałam, nie chcąc kroczyć tak w ciszy, z cieniem na swoich
plecach – udało mi się znaleźć 8, więc chyba nie jest tak źle. A ty, jaką masz
kartę, kochasiu?
Była to forma deski ratunku. Jeśli się okaże, że
jego karta jest niższa od mojej, będę mogła z łatwością się go pozbyć. No
chyba, że on ma to wszystko gdzieś i nie przejmie się możliwością otrzymaniu
karty celu. Jak dla mnie ta cała gra była głupotą i dziecinadą. Ale jak ma mnie
to uratować? To czemu nie skorzystać z okazji? To tak jak zostawić na chodniku
pięć dolarów. Może mało, ale zawsze jest czymś.
Chłopak jednakże zaledwie uniósł lekko brew i
spojrzał na mnie jakby znudzonym wzrokiem. – Niestety znalazłem… Tylko nie
pamiętam, co to. Gdzieś ją zostawiłem. Coś wyższego od lizodupy, to na sto
procent.
No super, wygląda na to, że dzieli ze mną
zainteresowanie tą grą. Ale jak to mówią, jak nie ma tematu to mówisz o
pogodzie.
- Królem nie jesteś, czyli zostaje ci Jopek – oraz
prysła moja szansa na pozbycie się go.
Na więcej zdań nie było czasu. W końcu dostałam
się do następnej klasy, którą już bardziej kojarzyłam. Przez całą lekcję
studiowałam mapkę szkoły, a pod koniec dnia byłam w stanie przemieszczać się po
budynku o własnych siłach. A dokładniej, nauczyłam się systemu jaki tu używali
i nawet jeśli nie wiedziałam gdzie jest dana klasa, byłam w stanie ją odnaleźć
podążając za cyferkami na drzwiach.
Znudzonych czy zmęczonych uczniów zbawił dzwonek.
Zaczęli pośpiesznie pakować swoje przedmioty, szykując się na obiad czy
odpoczynek. Jedni wyszli kierując się w stronę dormitoriów, inni ruszyli w
stronę miasta. Ja wolałam dołączyć do pierwszej części, lecz nie widać było w
moich ruchach takiego pośpiechu. Zwykle klasę opuszczałam, jako ostatnia,
czasami zagadując jeszcze nauczyciela. A to pytanie, to jakaś prośba. Tym razem
tak nie było. Już zamierzałam wyjść, gdy zauważyłam, że w drzwiach stoi mój
prześladowca.
- Jestem pewna, że w twoim umyśle sądzisz, że
jesteś mega chudy, ale rusz dupę, grubasie – powiedziałam, patrząc na niego
zmęczonym wzorkiem.
- Z takimi poglądami nie dziwię się, dlaczego
wciąż nie masz chłopaka – odparł.
- A nie pomyślałeś nad tym, że mogę go nie szukać?
- Bzdura. Nawet na tym zadupiu znalazłby się ślepy
i głuchy któremu byś się spodobała. I vice versa.
- Czego chcesz? – westchnęłam ciężko, twierdząc,
ze dyskusja z nim nie ma sensu.
- Obiecałaś mi coś – powiedział z głupim
uśmiechem.
Wiedziałam, że będę żałować tej obietnicy. Ale
cóż. Było już za późno na odwrót. Pozostawało mi to załatwić i mieć z głowy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz