Świadom, że w tym lokalu szybciej podejść do lady,
niż czekać na kogoś z zamówieniem, poszedłem tam i złożyłem umówione wcześniej
z Naomi zamówienie. Uznałem, że skoro zgodziliśmy się na tą samą, starczy nam
jedna. W końcu cena była podobna, a i jedzenia tyle samo. Nawet jak nie damy
rady zjeść całej (a wątpiłem by tak było) pozostawała możliwość poproszenia o
schowanie pizzy do pudełka i zabranie jej ze sobą. Byłaby kolacja dla Mepha
bądź śniadanie na rano dla mnie czy dziewczyny. Wszystko zależało od tego, kto
jako pierwszy o nią poprosi.
Wróciłem do stołu z dwoma szklanymi butelkami coli
w jednej dłoni i talerzem z pizzą w drugiej. Na szczęście nie byłem niezdarny,
a i kiedyś trochę dorabiałem w wakacje jako kelner. Byłem przyzwyczajony do
tego typu przenoszenia przedmiotów jak właśnie talerze z jedzeniem. Wszystko
postawiłem na stole i uśmiechnąłem się do mojej towarzyszki, życząc jej
smacznego. Sam chwyciłem za kawałek, który zacząłem konsumować. Chyba wolałem
ten lokal, od naszej szkolnej stołówki. Tym bardziej, że poza szkołą posiadałem
większy wybór wobec jedzenia. Choćby azjatyckie knajpki. W naszej stołówce
nigdy bym nie znalazł sushi. Choć ceny dań były niższe w szkole, jak to
przypada na tego typu placówki.
Spokojnie rozmawiałem ze swoją towarzyszką, gdy do
restauracji weszła parka chłopaków, przed którymi ”uratowałem” Naomi. Nie
pamiętałem już ich jednakże. Spojrzałem na nich zaledwie, po czym bez obaw
wróciłem do rozmowy z Azjatką, do póki ta nie spytała czy aby nie poznaję
chłopaków.
- A powinienem? – spytałem w pierwszej chwili,
wciąż patrząc na jej twarz, po czym się uśmiechnąłem lekko – chwila, to nie są ci
z wcześniej?
- Hai. Przyszli nasi drodzy "koledzy" i
widać, że nie są w najlepszym humorze – powiedziała po tym jak na jej
twarz wpłynął uśmiech.
- Cóż, głupi będą, jeśli rozpoczną bójkę w miejscu
publicznym tego rodzaju.
- Wiesz nie wiadomo, co im do główki strzeli.
Przyznałem jej rację, lecz tamci chyba jednak
mieli trochę mózgu. W tym momencie przeprosiłem ją na chwilę. Natura wzywała, a
ja nie zamierzałem czekać do momentu, w którym byśmy wrócili do szkoły. Stanąłem
naprzeciwko pisuaru, jako że potrzeba była drobna, i rozpiąłem rozporek. Już
chwilę po tym podszedłem do umywalki i zacząłem myć dłonie. Dokładnie, jak
lekarz przed operacją. Między palcami, dłonie, nadgarstki. Nie wierzę, że tego
nie zrobiłem przed jedzeniem, ale cóż. Zasługuję na medal. I w tym momencie
otworzyły się drzwi od łazienki. Akurat spłukiwałem pianę z dłoni, gdy w odbiciu
lustrzanym zauważyłem dwóch typków z wcześniej. Już w tym momencie wiedziałem,
że fajnie nie będzie.
Możliwe, że z jednym bym sobie jeszcze poradził.
Przeciwko dwóm nie byłem w stanie sobie poradzić. I sobie nie poradziłem. Pod
koniec siedziałem z krwią kapiąca po moich ustach i brodzie. Ciekła ona z nosa,
choć czułem również szczypanie w dolnej wardze. Rozcięta. Po przesunięciu językiem
po zębach, odkryłem, że te na szczęście były na swoich miejscach. Bolał mnie
brzuch i klatka piersiowa. Miałem zamknięte oczy. Nie chciałem widzieć czerwonej
cieczy. Na szczęście złamany nos nie wyczuwał aktualnie zapachów. Nie mdliło
mnie od niego. Złapałem się za lewe ramię, upewniając się, że kość jest na
miejscu i nie jest złamana. Nie była, lecz nie znaczyło to, że nie bolała. Heh,
przynajmniej nie zdjęli ze mnie odzieży. Wolałbym już być połamany niż zgwałcony.
Słyszałem jak zamykają się za nimi drzwi. Przegrali niedawno mecz. Teraz już nie
będą tak bardzo sfrustrowani. Kurde, ja to mam szczęście.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz