Chrystian
uśmiechnął się pod nosem. Nie myślał, że pójdzie tak łatwo. Przepuścił
dziewczynę przez drzwi i ruszyli przed siebie. Tak w sumie to mają jeszcze
sporo czasu przed "randką". (Och, Chrystian nie cierpi tego słowa. U
niego zwykle związki zaczynały się bez randkowania.) Mógłby dać jej 5 minut na
ogarnięcie się, ale to zbyt duże ryzyko. Tym razem mogłaby go nauczycielka
przyłapać pod jej drzwiami czekającego, albo co gorsza Jen zrobiłaby go w konia
i jakoś uciekła.
Mijali się
wciąż z innymi uczniami, którzy spóźnieni wychodzili z klas. W tym mniejszość
po prostu gadała ze sobą i szła tempem ślimaków na betonie. Do tej drugiej
grupy zaliczali się znajomi Chrystiana z innej klasy; marokański chińczyk o
wadze co najmniej równej King Kong'owi (Li), czarnoskóry dredziarz (Joes) oraz
pedziowaty Francuz imieniem Sebastien. Szli znad przeciwka. Z początku
zachowywali się normalnie. Potem zauważyli Chrystiana. Bez wymiany zdań
zrozumieli co się święci, tak jak to bywa u dobrych przyjaciół. Obczaili krótko
Jen, a gdy się mijali, zaczęło się... Odstawili typowe jak na nich cyrki. Tyle
tylko powiem, że pokazywali Chrystianowi co mógłby z Jen zrobić i jakie przy
tym wydawałaby odgłosy... Trzoda nad trzodami. Chryst nie jest co prawda lepiej
od nich wychowany, ale nie zrobiłby im czegoś takiego jeśli chcieliby wywrzeć
dobre pierwsze wrażenie na lasce. Gestem kazał im się raz a dobrze puknąć w
głowę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz