6 maja 2016

Od Chrystiana C.D: Jen

Chrystian uśmiechnął się pod nosem. Nie myślał, że pójdzie tak łatwo. Przepuścił dziewczynę przez drzwi i ruszyli przed siebie. Tak w sumie to mają jeszcze sporo czasu przed "randką". (Och, Chrystian nie cierpi tego słowa. U niego zwykle związki zaczynały się bez randkowania.) Mógłby dać jej 5 minut na ogarnięcie się, ale to zbyt duże ryzyko. Tym razem mogłaby go nauczycielka przyłapać pod jej drzwiami czekającego, albo co gorsza Jen zrobiłaby go w konia i jakoś uciekła.
Mijali się wciąż z innymi uczniami, którzy spóźnieni wychodzili z klas. W tym mniejszość po prostu gadała ze sobą i szła tempem ślimaków na betonie. Do tej drugiej grupy zaliczali się znajomi Chrystiana z innej klasy; marokański chińczyk o wadze co najmniej równej King Kong'owi (Li), czarnoskóry dredziarz (Joes) oraz pedziowaty Francuz imieniem Sebastien. Szli znad przeciwka. Z początku zachowywali się normalnie. Potem zauważyli Chrystiana. Bez wymiany zdań zrozumieli co się święci, tak jak to bywa u dobrych przyjaciół. Obczaili krótko Jen, a gdy się mijali, zaczęło się... Odstawili typowe jak na nich cyrki. Tyle tylko powiem, że pokazywali Chrystianowi co mógłby z Jen zrobić i jakie przy tym wydawałaby odgłosy... Trzoda nad trzodami. Chryst nie jest co prawda lepiej od nich wychowany, ale nie zrobiłby im czegoś takiego jeśli chcieliby wywrzeć dobre pierwsze wrażenie na lasce. Gestem kazał im się raz a dobrze puknąć w głowę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz