-Jeżeli chcesz, mogę w coś z tobą pograć –Powiedziałem po krótkiej chwili ciszy –A wieczorem zadzwonię do Colina, im szybciej załatwię sprawę tym szybciej będę wolny. – Przed wyjazdem, miałem cichą nadzieję że chociaż na święta będę miał spokój, ale przecież wiedziałem od zawsze, iż od tego zawodu nie ma ucieczki. Myślałem że przez lata się przyzwyczaję, ale jednak, nie potrafiłem…
-A umiesz, czy mam tłumaczyć, co i jak? –Zapytał Charlie, grzebiąc butem w ziemi, uśmiechnąłem się na widok jego zamyślenia.
-Przekonamy się… -Mruknąłem tylko, gasząc papierosa i podnosząc się z miejsca, zerknąłem jeszcze na Charliego, był dla mnie tak przyjemną odskocznią. Zawsze pozytywny, jakby nic innego nie miało znaczenia i nie dopuszczał do siebie żadnych złych myśli, możliwe że to właśnie za to go pokochałem. Colin także był niezwykle pozytywny, ale jednak w Charliem było coś pełnego uroku, co przyciągało ludzi, Colin zaś… był tylko zwykłym zboczeńcem.
-Trzeba będzie cię czymś spryskać, bo pachniesz jak popielniczka –Stwierdził chłopak, rzucając mi uroczy uśmiech niewiniątka, w odpowiedzi odwzajemniłem uśmiech, podchodząc znacznie bliżej.
-Czyżby mojej przesłodkiej madame to przeszkadzało? –Widząc jak teatralnie zatyka nos, złapałem go za podbródek i pocałowałem leciutko, może z lekka namiętnie… – No dobrze, więc się spryskam…- Char zajrzał mi przez ramię i pokazał środkowego palca bratu ja zaś tylko westchnąłem, mając ochotę zapalić kolejnego papierosa, nie patrzyłem nawet na chłopaka który z załamaniem przecierał twarz.
-Chyba zapale jeszcze jednego… -Oblizałem wargi niezadowolony już sięgając następną fajkę.
-Chyba nie – W odpowiedzi mruknął Charlie, wpychając mnie do domu, przewróciłem oczami i schowałem papierosy z powrotem do kieszeni. Chłopak zaś mruczał coś złowrogo w odpowiedzi, widząc wyszczerz swojego brata i łapiąc po drodze butelkę wody, od razu ruszył do pokoju.
-Wybierz jakąś ciekawą grę a ja w tym czasie na szybko porozmawiam z Colinem –Powiedziałem do niego przed drzwiami i gdy tylko wszedł do pokoju wykręciłem numer.
-Mój Faustyś dzwoni, no popatrz! A ja już się stęskniłem, ale wiesz…jestem wyrozumiały w końcu jesteś zajęty tym swoim i takie tam… -Niemalże wymruczał na dzień dobry, udając smutny ton głosu, potarłem tylko zniesmaczony skroń, chwilę nic nie mówiąc.
-Przyjedź dziś wieczorem, chcę wszystko ustalić i najpóźniej jutro z samego rana zająć się zleceniem – Oznajmiłem oschle, zdanie brzmiało jak rozkaz, Colin spoważniał zdziwiony.
-Hę? A tobie co się tak śpieszy… ale cię ta dupa zmienia… no no… to ja o po 19 będę najpóźniej, bądź już gotowy Faustyś, załatwimy wszystko i nim się obejrzysz wrócisz do kochas…-Nie czekając aż dokończy, rozłączyłem się i wszedłem do pokoju za Charliem
- No i jak, wybrałeś grę?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz