"Przeleciał
Jen" pytającym spojrzeniem. I chyba tylko w takim tego słowa znaczeniu
może ją sobie poużywać.
- Gdzie chcesz
mnie zmusić bym szedł? Mi się tu podoba i tu zostanę. - uparł się jak dziecko.
- Ja muszę iść
do nauczycielki, a ty tu nie zostajesz - powiedziała stanowczo.
- Poczekam tu
sobie na ciebie. - skrzyżował ręce.
Jak żadne z
nich nie użyje mózgu to to może się ciągnąć w nieskończoność... Albo póki jedno
nie użyje sił.
- Nie, nie
zostajesz w moim pokoju. Wypad, albo powiem opiekunce, że mnie napastujesz.
Uniósł
zadziornie brew. Więc tak się bawisz, pomyślał. Jestem mistrzem tego typu
zabaw.
- A co powiesz
jak się spyta jak wszedłem do twojego pokoju?
- Powiem, że
za mną musiałeś podążać. - odgarnęła natrętne pasmo włosów, które wpadało jej
na twarz.
- Musiałem. A
przez kogo? Przez ciebie, bo sama mnie zaprosiłaś do środka.
- Powiedziałam
żebyś robił, co chcesz. A nie, że masz za mną iść.
Zapadła cisza.
Już myślał że wygrał dyskusję. Myślałby kto.
- A zresztą.
Zamknij się i chodź już. - zadudniło to w jego uszach jak narzekania matki;
nudne, monotonne i nic niezmieniające.
- Pierw
zapraszasz mnie do pokoju, teraz każesz ze sobą iść... Powiedz po prostu, że
chcesz zaprosić mnie na randkę. - uważaj śmieszku, przeceniasz się.
- A jak cię na
nią zaproszę to dasz mi później spokój?
Tylko skinął
głową i znów się zaśmiał z lekkim uśmieszkiem. Nie wziął tego do siebie na
serio, tak jak koło uszu latają mu groźby ze strony nauczycieli i rodziców.
Wskazał drzwi, mówiąc: "Panie przodem" i puszczając ją przodem, odprowadził
ją wzrokiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz