Ten chłopak
był naprawdę dziwny. Tak po prostu, jakby od niechcenia mówił o swoich
obrażeniach. Do tego ten tekst, że nie wie co mu się stało... Obudził
się z tym? Dobre sobie. Rany nie powstają sobie od tak same, gdy my smacznie
śpimy. Przecież to niedorzeczne. Ja rozumiem, że można nie zauważyć kiedy o coś
uderzymy a potem mamy siniaka nie wiadomo skąd, ale ranę czy tam rany od
nadgarstka po łokieć? Bez przesady proszę, to jest niemożliwe. Musiało
strasznie boleć.
Chciałbym mu jakoś pomóc, ale nie wiem jak... Ja go nawet nie znam, ale ta cała sytuacja za bardzo przypomina mi tą z przeszłości. Nie chcę być tak samo bezsilny jak wtedy. Tym razem wyrzuty sumienia zaprowadziłyby mnie na krawędź, a może nawet poza nią.
-Alexander Midnight- przedstawiłem się z uśmiechem. - Ty to Andreas Smith, mam rację?
-Ta - przytaknął.
-Lekcjami ie musisz się przejmować. Jedno spóźnienie czy nawet dzień nieobecności nie zrobią mi różnicy... - spojrzałem na zegarek w telefonie. - A poza tym zajęcia już się zaczęły, więc nie ma sensu na nie iść. I nie musisz się o nic obwiniać, bo to nie twoja wina. Sam chciałem ci pomóc, przecież nie zmusiłeś mnie do tego. - Poczułem wibracje w kieszeni spodni. - Przepraszam na chwilę - powiedziałem i odebrałem nawet nie sprawdzając kto dzwoni, a szkoda... - Tak?
-Hej, kochanie - usłyszałem przesłodzony dziewczęcy głosik. Brr, zaraz dostanę cukrzycy. Gdybym wiedział, że to ona, to nawet bym nie odebrał, mógłbym udawać, że jestem na zajęciach.
-Cześć Caroline - odpowiedziałem z niechęcią i bez entuzjazmu. - Ile razy mam ci mówić, żebyś nie mówiła do mnie kochanie? Nie jesteśmy razem.
-Ale twój ojciec mówił... - zaczęła, ale jej przerwałem.
-Mój ojciec to nie ja - warknąłem. - Dzwonisz w jakimś konkretnym celu?
-Jesteś może dzisiaj zajęty? - zapytała z jakąś głupią i naiwną wiarą w tym wnerwiającym głosiku.
-Tak, mam zajęcia. Na razie - rzuciłem i rozłączyłem się. - Przepraszam za to - zwróciłem aię do czarnowłosego i wiele łagodniejszym głosem. Tylko ta dziewczyna potrafiła mnie doprowadzić do bólu głowy. Dobrze, że nie denerwuję się zbyt łatwo, bo ta pusta lala już by nie żyła. - Idziesz na dzisiejsze zajęcia? - spytałem jeszcze.
Chciałbym mu jakoś pomóc, ale nie wiem jak... Ja go nawet nie znam, ale ta cała sytuacja za bardzo przypomina mi tą z przeszłości. Nie chcę być tak samo bezsilny jak wtedy. Tym razem wyrzuty sumienia zaprowadziłyby mnie na krawędź, a może nawet poza nią.
-Alexander Midnight- przedstawiłem się z uśmiechem. - Ty to Andreas Smith, mam rację?
-Ta - przytaknął.
-Lekcjami ie musisz się przejmować. Jedno spóźnienie czy nawet dzień nieobecności nie zrobią mi różnicy... - spojrzałem na zegarek w telefonie. - A poza tym zajęcia już się zaczęły, więc nie ma sensu na nie iść. I nie musisz się o nic obwiniać, bo to nie twoja wina. Sam chciałem ci pomóc, przecież nie zmusiłeś mnie do tego. - Poczułem wibracje w kieszeni spodni. - Przepraszam na chwilę - powiedziałem i odebrałem nawet nie sprawdzając kto dzwoni, a szkoda... - Tak?
-Hej, kochanie - usłyszałem przesłodzony dziewczęcy głosik. Brr, zaraz dostanę cukrzycy. Gdybym wiedział, że to ona, to nawet bym nie odebrał, mógłbym udawać, że jestem na zajęciach.
-Cześć Caroline - odpowiedziałem z niechęcią i bez entuzjazmu. - Ile razy mam ci mówić, żebyś nie mówiła do mnie kochanie? Nie jesteśmy razem.
-Ale twój ojciec mówił... - zaczęła, ale jej przerwałem.
-Mój ojciec to nie ja - warknąłem. - Dzwonisz w jakimś konkretnym celu?
-Jesteś może dzisiaj zajęty? - zapytała z jakąś głupią i naiwną wiarą w tym wnerwiającym głosiku.
-Tak, mam zajęcia. Na razie - rzuciłem i rozłączyłem się. - Przepraszam za to - zwróciłem aię do czarnowłosego i wiele łagodniejszym głosem. Tylko ta dziewczyna potrafiła mnie doprowadzić do bólu głowy. Dobrze, że nie denerwuję się zbyt łatwo, bo ta pusta lala już by nie żyła. - Idziesz na dzisiejsze zajęcia? - spytałem jeszcze.
<Endi? Wiem, że słabe,
ale muszę się uczyć i piszę na szybko... Szkoła to zło...>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz