Chrystian burknął pod nosem coś. Pewnie coś o tym jaką Lau ma
niewyparzoną gębę i że czasami powinien ugryźć się w język. A pro po,
rzuciwszy mu to swoje oschło-zabójcze spojrzenie, nie zauważył że
Mikołaj owinął sobie węża wokół dłoni i odszedł do drzwi.
- Jestem nikim a to jest niczyj wąż. I właśnie sobie wychodzimy. - pożegnał się ukłonem i chwycił za klamkę.
Nieznacznie
spuścił głowę, jednak Chrystian wiedział, iż stara się ukryć rumieńce, i
być może, zaczerwienione oczy. Jednym susem znalazł się na korytarzu.
Laurence coś musiało tknąć, ponieważ poszedł za nim, z westchnieniem,
ale poszedł. Mikołaj wiedział, dlatego się zatrzymał. I może starał się
zrobić na nim nowe dobre wrażenie lekkim uśmieszkiem, chociaż nawet nie
wiedział jak idiotycznie to wyglądało z obitą mordką małego
szczeniaka...
- Ej no...nie chciałem być nie miły, poniosło mnie. Nie wiedziałem że Chrystian ma gości... tak to bym wrócił później czy coś...
Mikuś
odwraca się na pięcie. Oburącz trzyma pytona, jakby bał się, że ten
zechce mu wyskoczyć z rąk. Wciąż patrzy w dół, lecz na jego policzkach
widać zarys uśmiechu.
- Spoko. - uniósł jedną rękę do twarzy,
by wytrzeć policzki o rękaw, pociągając nosem przy tej czynności
- A ja
... A ja nie wiedziałem, że ty jesteś chłopakiem. Na serio. - jąkając,
podnosi z lekka wzrok i śmieje się, szczerze.
Widzi, że
Chrystian obserwuje ich z pokoju, zakrywając usta dłonią. Nawet jego
udało mu się doprowadzić do śmiechu. Jakkolwiek by próbował zatuszować
emocje, Mikołaj zawsze rozpozna kiedy i jakie uczucie nim panuje.
Lau Przewrócił oczami z lekka zirytowany, po czym schował ręce do kieszeni.
- No cóż, jakoś to przeboleje... jesteś bratem Chrystiana?
Mikołaj
jeszcze raz przetarł oczy o rękaw. Eh, jak to możliwe, żeby w pokoju
dwóch mężczyzn nie było ani jednego opakowania chusteczek?!
- Jeśli to strzał, to bardzo trafny. - odparł.
Chrystian
zaintrygowany stanął bliżej mniej więcej między nimi, opierając się o
ścianę. Był ciekawy dokąd potoczy się ta rozmowa.
- Jakoś tak
widać podobieństwo - Laurence wyjął z kieszeni chusteczki i podał mu, po
czym zerknął z lekka na Chrystiana i od razu odwrócił wzrok z lekkim
rumieńcem choć nie widać czy złości czy też zawstydzenia. - Jak chcecie
to mogę iść em...gdzieś i wrócę wieczorem -Wiadomo że już nie wróci
tylko czmychnie gdzieś do znajomego.
Spojrzenia Chrystiana i
Mikołaja spotkały się. Była w nich zgodność zdania. Przytaknęli. W końcu
miała być to braterska sobota, tylko oni dwaj.
- Zgoda i dzięki. - pomachał chusteczką.
Współlokator wzruszył ramionami i w ciszy odszedł.
-
Podobieństwo, phi! W czym ja, chodzący ideał, jestem podobny do plebsu?
- rzekł z narcyzowym tonem lalusia, wypinając pierś jak damulka.
-
Piękniś się znalazł. Tylko ciekawe nad kim zawsze matka płacze jak ten
wyląduje w szpitalu. - małpował jego ruchy beksy sprzed chwili,
oczywiście wszystko było w żartach, żaden nie miał na celu urazić
drugiego.
Wrócili do pokoju. Od zamknięcia drzwi pytona
wsadzono z powrotem do szafy. Mikołaj mając wolne ręce zaopatrzył w
broń, poduszkę. Zaszedł niczego spodziewającego się Chrystiana od tyłu
jak lwica polująca na bawoła. Upewnił się, że zamknął drzwi, po czym,
huh, jak na takiego gówniarza, walnął w cel z taką siłą, że ten odbił
się głową od drewnianej powierzchni przy dźwięku głuchego stuknięcia.
Przymrużając oko, odwrócił się chłopak, masując obolałe miejsce.
- Wąchaj moje śmierdzące skarpetki, kundlu. - Mikuś wystawił mu język.
- Po moim trupie. - mówił stanowczo czarnowłosy i złapał za drugą poduszkę.
Oj,
któż by się spodziewał takich słów z ust takiego aniołka, przecież to
takie nieśmiałe dziecko... A Ci którzy znają go bliżej wiedzą, że tylko
przy swoich najbliższych sercu czuje się sobą. Mógłby tak godzinami
siedzieć w towarzystwie Chrystiana i wyładowywać całą energię jaka się w
nim zebrała od ich ostatniego spotkania. A jednak ten czas tak szybko
leci. Godziny minęły jak minuty i nagle stała się 20 wieczorem. Mikołaj
musi wracać, uznał Chryst. Jeśli będą mieli szczęście, zdążą na
najbliższy autobus. Autem nie pojadą. Jest w garażu, w ich domu. Póki co
nie ma ochoty przekraczać jego progu. Tak po prostu, nie żeby coś go
trzymało. Musi się bardzo stęsknić. Teraz szkoła jest jego nowym domem.
Może nie takim, jakim sobie wymarzył, ale przynajmniej ma gdzie wracać
gdy coś przeskrobie. A łóżko tutaj jest całkiem znoś...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz