Chyba najwyższa pora rozejrzeć się po tym
niezwykle pięknym miejscu. Szare ściany, szare podłogi, szarzy ludzie, ja
pierdole. Mam na myśli tą poukładaną profesjonalność. Taki prosty, nudny
człowiek jak ja nigdy nie będzie dobrze czuł się w prestiżowej szkole. Prawie
jak w gabinecie mojego ojca. Kichnęłam sobie, po czym wytarłam nos wymiętoloną,
wypraną z trzy razy chusteczką z kieszeni. Potem wyrzuciłam ją na podłogę i od
razu poczułam się lepiej. Miejmy nadzieję, że moja druga współlokatorka nie
pojawi się zbyt szybko... Wyglądnęłam przez okno, wychylając się trochę za dużo
niż powinnam. Z pokoju rozciągał się ładny widok, jakieś drzewka, trochę
chodnika, ławeczki, trawka, kupa śniegu.
Zarzuciłam na plecy płaszcz i wyszłam z
pokoju, nie zawracając sobie zbytnio głowy zamykaniem drzwi. Kto by się tym
przejmował zważywszy na mój dobytek - dwie torby wypełnione szmacianymi
ubraniami i jakieś nic nie warte duperele. Leniwym krokiem podążyłam przed
siebie.
Wkładając ręce do kieszeni uprzytomniłam
sobie, iż w jednej z nich leży świeżutka, nierozpakowana paczuszka z nikotynową
zawartością, a w drugiej całe pudełko zapałek. W końcu szlachta pali drewnem. W
jednej chwili zapragnęłam się dotlenić. Wychodząc, potknęłam się i zaryłam
kolanami w kostkę brukową.
- Ja pierdole! - mruknęłam zbierając się ze
śniegu. Rozglądnęłam się dookoła, szukając wzrokiem jakiejś ludzkiej istoty
mogącej zaobserwować moje poczynania, jednak nikogo nie zauważyłam. Niezrażona
niczym udałam się w kierunku ośnieżonego parku. Nie byłabym sobą gdybym zamiast
iść chodnikiem nie przedzierała się przez trawnik. Siadając na najbliższej
ławce, usiadłam i z lubością popatrzyłam na opakowanie wyjęte z kieszeni.
- Tu nie wolno palić - padły słowa z ust kogoś
stojącego za mną. Słowa, których tak bardzo nienawidziłam. Bo gdzie, właściwie
do cholery można palić?!
Ktoś chroniący zieleń? Żartuję, ktokolwiek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz