- Kurwa - wymsknęło mi się. Uśmiechnęłam się krzywo. - Buty śliskie i w ogóle... - Nie przeklinaj - zganił mnie po czym wyjął zapalniczkę. Rzuciłam filtr w śnieg i nachyliłam się z papierosem w ustach, aby mi też odpalił. - Dzięki. I sorki - powiedziałam z lubością się zaciągając. Spojrzałam na bluzę leżącą na moich kolanach, potem na papierosa spoczywającego w moich palcach. - Potrzymasz? - podałam chłopakowi cygara. Wziął go bez słowa, a ja zdjęłam płaszcz i szybko naciagnęłam bluzę. - Dzięki. - Nadziękujesz mi się dzisiaj - pokręcił głową z uśmiechem. Wzięłam śnieg i potarłam nim kolana. Nie wiem, co to miało dać, ale ból ulżył. Zastąpiło go za to ostre pieczenie dłoni spowodowane lodowatym zimnem. Wcisnęłam pięść do kieszeni. - Zimno - stwierdziłam odkrywczo. - Wiesz, dałbym ci jeszcze podkoszulek, ale te tam - brodą wskazał na oddalająją się grupkę nastolatek - zachichotałyby się na śmierć - w odpowiedzi na jego słowa, jedna z dziewczyn odwróciła się i ze śmiechem pogoniła resztę koleżanek. - Nie trzeba, serio - zachichotałam sztucznie naśladując laski. - Ohohoho Mariolka a co to, jakaś para siedzi hihihihi ej pewnie się całują hehehehe o kuźfa ale akcja hahah no nieźle - zakończyłam pokaz wywracając oczami. Pasha zaśmiał się krótko, wyrzucając kolejnego papierosa. Cholernie szybko palił. - Ja już będę się zbierał, koleżanko - wstał i otrzepał spodnie. Chciałam zdjąć bluzę, ale zaoponował. - Oddasz w szkole. I zrób coś z kolanami po powrocie - dodał na pożegnanie. - Nie ma sprawy - wyszczerzyłam zęby zdmuchując kosmyk włosów z twarzy. - Do zobaczenia - stwierdził i odwrócił się. Kończąc fajkę patrzyłam jak chłopak oddala się szybkim krokiem. Patrząc na jego nagie ręce automatycznie się zatrzęsłam. Temperatura na bank była ujemna. Nie ogarniam. Zeskoczyłam z ławki wywając papierosa. Za dużo palę. Za często palę. To źle, że palę. Chuj z tym. Ruszyłam do budynku, myśląc o chłopaku. Rzadko kiedy można spotkać się ze spontaniczną życzliwością. To było całkiem miłe z jego strony. Tym razem postarałam się wejść normalnie, bez fajerwerków. Gdy tylko weszłam do pokoju, zdjęłam bluzę nie chcąc jej zapocić na śmierć. Przyjemnie pachniała, nikotyną i męskimi perfumami? Dezodorantem? Ładnie. Złożyłam ją w elegancką kosteczkę i odłożyłam na parapet, licząc że nie zgubi się w burdelu, jaki tu zapanuje w chwili gdy rozpakuję walizkę. * Z błogiego stanu snu wyrwało mnie dudnienie Arctic Monkey wydobywające się z mojego telefonu. - Piepszony budzik - jęknęłam wystawiając rękę spod cieplutkiej pościeli w celu wyłączenia piosenki. Tak bardzo nie chciało mi się wstawać, że to aż niewiarygodne. Nie znalazłam wczoraj piżamy i zasnęłam w tych samych ciuchach. - Sky, jesteś wieśniakiem - mruknęłam idąc do łazienki. Po szybkim prysznicu i narzuceniu na siebie jak najmniej wymiętych ciuchów zgarnęłam skórzany plecak i heja. Nie omieszkałam spakować bluzy chłopaka, która o dziwo była w tym samym miejscu, w którym ją zostawiłam. Jakimś cudem trafiłam do stołówki. Tyle kłębiących się ludzi, jezu. Stałam chwilę z boku przyglądając się temu chaosowi. Można dostać oczopląsu... Już chciałam ruszyć w kierunku jedzenia, gdy zobaczyłam niedaleko mojego dobroczyńcę. Z chwilą wahania zmierzyłam w jego kierunku. - Cześć - uśmiechnęłam się lekko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz