W pierwszej chwili,
pomyślałem że do pokoju wszedł Mike, więc nawet nie obróciłem się, czekając aż
chłopak coś powie, dalej szperając w szufladzie w poszukiwaniu śrubokrętów. Gdy
jednak usłyszałem jak coś ciężkiego ląduje na łóżku a przybysz dalej się nie
odzywa, z lekkością obróciłem się na pięcie by ujrzeć tego samego chłopaka na
którego na kilka sekund zwróciłem uwagę w sekretariacie.
Wtedy nie widziałem w
nim nic znajomego, zwykły, nowy uczeń… ale teraz gdy się przedstawił, stojąc
niemal na wprost mnie z wyciągniętą dłonią, dojrzałem w jego oczach to całe
oschłe cierpienie. Które bez słowa, gnieździło się w nim od lat.
Niemal od razu
rozpoznałem to spojrzenie, bez prośby o pomoc, gotowe znieść wszystko, zawsze
czujne i przygotowane na to co może nagle czekać go z strony drugiej
osoby.
Oczy niezwykle zimne i
pozbawione wyrazu, lecz mimo to, przedstawiały one w moim umyśle obraz tego
chłopca, którym był, jeszcze te kilka lat temu. Ile ich minęło? Trzy…może
cztery… ale teraz, zdawało mi się to całą wiecznością, znów poczułem się tu
obcy.
A tęsknota za krajem
odżyła pozostawiając mnie z nieprzyjemnym uczuciem.
-…W ogóle mnie nie
pamiętasz, Jurji? Aż tak się zmieniłem ?- Rzuciłem mu lekki, może wyczekujący
uśmiech, jednak ręki nie uścisnąłem.
-A ty toooo? –
Zapytał, unosząc jedną brew i z lekka mrużąc oczy. Opuścił rękę, a w pokoju
przez chwilę zrobiło się nieprzyjemnie cicho.
-Sasza, może… po
prostu się pomyliłem –Westchnąłem, imię było to samo…ale może po prostu je
usłyszałem w recepcji. Wymyśliłem to całe podobieństwo w tęsknocie za starym
przyjacielem, nie chciałem nawet myśleć o takiej możliwości, jednakże istniała
- Nie ważne...pewnie zasłyszałem w sekretariacie.
- Znam wiele osób o
tym imieniu… - Powiedział oschle, siadając na łóżku i już na mnie nie patrzył.
Mimo czucia się w tej chwili jak naiwne, natarczywe dziecko, coś kazało mi
jeszcze raz spróbować przywrócić jego pamięć.
-Z pewnością, może
jednak…kojarzysz kogoś o nazwisku Porfirewicz?- Twarz chłopaka zupełnie się
zmieniła, jakby w tej jednej chwili go olśniło
- Sasz?! Już nie
wyglądasz jakby cię używali do czyszczenia lufy w czarnym orle! – Tylko
skinąłem głową w odpowiedzi z lekkim uśmiechem a Jurji wstał i poklepał mnie po
ramieniu z dumą –Do wojska byś się nadał!
-No…możliwe że teraz
tak, wtedy byłem dzieciakiem od bawienia się nożem, w sumie…ty też, zmieniłeś
się. Ledwo cię poznałem, przez chwilę nawet myślałem że zrobiłem z siebie
debila przed zupełnie obcą osobą… - Zastanowiłem się nad czymś po czym
podniosłem z miejsca –Może…uczcilibyśmy tak spotkanie przy kilku głębszych w
barze? Tu nie ma z kim wychodzić na miasto. Powspominamy, opowiem ci jak to
było…
-Po co iść do baru,
gdzie jest pełno nie wiadomo jakich typków, których aż szkoda lać po pysku?
Możemy napić się tutaj, jeżeli o samo picie ci chodzi - Zastanawiając się nad
czymś zmrużył oczy, marszcząc przy tym brwi po czym podszedł do plecaka
kontynuując -Nie znasz może takiej jednej...? Wygląda jak księżniczka i tak się
zachowuje. Przyjebała się i mnie wkurwia tym – Mówiąc to sięgnął butelkę wódki
i postawił ją na biurku
-Nie chcę cię martwić
przyjacielu, ale to prywatna szkoła, co druga dziewczyna tutaj to pusta lalka z
wodogłowiem od nadmiaru pieniędzy…Palą, ćpają… ogólnie bad girls a jak
przychodzi co do czego to szlochają ci w ramię…- Wzruszyłem ramionami i
sięgnąłem z szafki dwa kieliszki by przystawić sobie krzesło do jego biurka i
usiąść wygodnie –Ale mniejsza o nie, opowiadaj co mnie ominęło…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz