24 stycznia 2016

Od Nicodem'a C.D: Mike

Nie byłem zadowolony ze stanu Mikiego, leżałem przez dłuższy czas na łóżku wpatrując się w sufit. Moje myśli powędrowały ku wiadomo czyjej osobie, owszem podobał mi się, a mimo to nie chciałem na niego naciskać. Nawet obawiałem się, że mnie nie zaakceptuje. Westchnąłem cicho i odgoniłem dalsze, dobijające myśli. Starałem się zasnąć, jednak nie mogłem. Przeleżałem praktycznie całą noc z zamkniętymi oczami, a nad ranem przeglądałem swój zeszyt z jednego przedmiotu, aby mieć pewność, że wszystko już umiem na pamięć. Zerkałem od czasu do czasu na Michael'a, stwierdziłem, że pójdę mu po śniadanie, w końcu trzeba go było pilnować by coś zjadł o odpowiedniej porze. Na stołówce nie było tłoczno, wziąłem na wynos naleśniki z nutellą, a po paru minutach z powrotem byłem w pokoju. Położyłem siatkę z ciepłym pudełkiem do żywności, na biurku Mikiego.
- Ej, Nico... Nie pójdę dziś na lekcje. Okey? - wymamrotał spod kołdry.
Zerknąłem na niego.

- Oke..., tylko zjedz śniadanie, masz je na biurku... A i nie musisz mi teraz za to oddawać, oddasz kiedyś tam... - uśmiechnąłem się lekko rozbawiony, delikatnie poczochrałem jego włosy i wziąłem torbę z książkami.
Ruszyłem jak zwykle na zajęcia, które niemiłosiernie się ciągnęły. O dziwo było spokojnie, jak na tę klasę..
Notowaliśmy dość dużo w zeszytach, czułem jak moją ręka trochę zaczyna się przesilać, a mimo to nie było tego po mnie widać. Naile jak zwykle wysyłał mi na lekcji sms'y, trochę mu się nudziło, w końcu leżał chory w łóżku. Ciekaw byłem co z resztą mojej drużyny... Parę godzin później była przerwa obiadowa, przypomniałem sobie o wypracowaniu, które miałem na pendrive. Ruszyłem do pokoju spokojnym krokiem, kiedy wszedłem i zauważyłem współlokatora we krwi, od razu wziąłem apteczkę.
- Mike... - westchnąłem zmartwiony.
Wszędzie waliły się drobne kawałki szkła, w jego dłoni również one były. Siedział przed lustrem z suszarką na kolanach, podszedłem do niego i odłożyłem ją na stolik, a jego wziąłem na ręce i posadziłem na łóżku.
Otworzyłem apteczkę i wyciągnąłem pęsetę, bandaż, gazik i wodę utlenioną. Chłopak chciał zaprotestować, jednak jak zwykle nie pozwoliłem mu. Ostrożnie wyjąłem z jego dłoni drobinki szkła, robiłem to tak by go to nie bolało zbytnio. Po paru minutach szkło w krwi było już na stoliku nocnym. Wziąłem jeden z gazików i nasączyłem go wodą utlenioną, delikatnie przemywałem rany Michael'a, byłem zadowolony, że szkło nie uszkodziło żyły czy też ścięgna.. Potem czyste gaziki z maścią założyłem na jego rany, a następnie owinąłem bandażem. Fachowy opatrunek gotowy, spojrzałem niepewnie w oczy Mikiego i uśmiechnąłem się lekko do niego. Wolno wstałem (kucał przed nim), zebrałem szkło i schowałem je do worka, aby później zabrać się za sklejanie lustra. - Co się tu właściwie stało? - spytałem siadając obok niego. Zauważyłem, że miał dużo blizn na swoim ciele. - Um... Skąd masz blizny? Znaczy, jeżeli ciężko ci o tym mówić to nie mów, masz prawo do tego... - odparłem lekko zakłopotany, nie wiedziałem czy powinienem naruszyć ten temat.

( Mike? tylko mi nie przewijaj D: )

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz