Chłopak ucieszył się na widok łakoci, przez co
ochoczo zabrał się za ich zjadanie. Powinienem chyba częściej dawać mu
słodycze, w sumie to nawet czemu nie? Może będę go nagradzać, za to, że daje
się opatrzyć, czy też za to, że jest dzielny?
- Jak mówiłem, nie jestem już celem - odpowiedział przełykając ciacho - znalazłem dziewiątkę. Tylko złośliwa musiała znajdować się wysoko, a przy moim wzroście potrzebne było krzesło i jakoś… Wysokości i moja niezdarność nie chodzą w parach - zaśmiał się. - A ty wziąłeś się za szukanie czy jak na razie tylko strzelanie ci w głowie?
Uśmiechnąłem się do niego z satysfakcją, no jak nie być z niego dumnym? W końcu Mike, może spokojnie przemierzać korytarze i to bez żadnego zmartwienia, że jakiś chłopak zaciągnie go łazienki, bądź zrobi zarówno dobrze co innego, lecz tak samo gorszego.
- Przyznam, że bardzo ciesze się z twojego szczęścia. Przynajmniej nie będziesz miał zwichnięć, ani ran czy też sińców... Chociaż będę za tym tęsknić, w końcu przywykłem do tego, żeby cię opatrywać..- stwierdziłem i zerknąłem na niego kątem oka. Ten w pośpiechu odwrócił wzrok, jakbym go co najmniej nim poparzył. - Karta... Hm, kurde zapomniałem o tym, ale to nic. Dzisiaj poszukam, w sumie zacznę nawet od stołówki... Eh, te kobiety nie umieją przyrządzać żeberek.. ~ - westchnąłem z lekka przybity możliwością kucharek, a na dodatek to miało być na obiad.
Według mnie człowiek wykonując jakaś
pracę powinien się do niej przyłożyć, aby wykazać to, że jest się godnym tego
stanowiska, nawet jeżeli osoba odpowiedzialna za stery jest chora, czy też
okropna. Trzeba umieć pokazać, że mimo wszystko da się na takim pracowniku
polegać. Podniosłem się do siadu i zacząłem rozpinać mundur, który potem
odrzuciłem na bok, a koszulę wręcz zdarłem. Nienawidziłem bycia mokrym, a w
szczególności, gdy koszula przylepiała się do mojej skóry. Zauważyłem wzrok
Mikiego, który chyba teraz zauważył mój tatuaż na karku, ale na chwilę udało mi
się wyłapać jego wzrok i spojrzeć prosto w oczy, gdy ten ponownie nim uciekał
na podłogę. Uśmiechnąłem się tylko rozbawiony i wstałem, kierując się do
łazienki. - Idę wziąć prysznic, jak się umyję to cię porywam na obiad.. -
dodałem znikając w łazience.- Jak mówiłem, nie jestem już celem - odpowiedział przełykając ciacho - znalazłem dziewiątkę. Tylko złośliwa musiała znajdować się wysoko, a przy moim wzroście potrzebne było krzesło i jakoś… Wysokości i moja niezdarność nie chodzą w parach - zaśmiał się. - A ty wziąłeś się za szukanie czy jak na razie tylko strzelanie ci w głowie?
Uśmiechnąłem się do niego z satysfakcją, no jak nie być z niego dumnym? W końcu Mike, może spokojnie przemierzać korytarze i to bez żadnego zmartwienia, że jakiś chłopak zaciągnie go łazienki, bądź zrobi zarówno dobrze co innego, lecz tak samo gorszego.
- Przyznam, że bardzo ciesze się z twojego szczęścia. Przynajmniej nie będziesz miał zwichnięć, ani ran czy też sińców... Chociaż będę za tym tęsknić, w końcu przywykłem do tego, żeby cię opatrywać..- stwierdziłem i zerknąłem na niego kątem oka. Ten w pośpiechu odwrócił wzrok, jakbym go co najmniej nim poparzył. - Karta... Hm, kurde zapomniałem o tym, ale to nic. Dzisiaj poszukam, w sumie zacznę nawet od stołówki... Eh, te kobiety nie umieją przyrządzać żeberek.. ~ - westchnąłem z lekka przybity możliwością kucharek, a na dodatek to miało być na obiad.
Wszedłem nagi do kabiny, aby wymyć pot ze swojej skóry, w przeciwieństwie do Michaela używałem tylko mydła, a do tego zwykły szampon do włosów... Moje ciało nie wymagało zaawansowanych męskich kosmetyków. Chciałem się wytrzeć, aby potem się ubrać, jednak przypomniało mi się, że nie wziąłem bokserek z szuflady. Eh, co za pechowy dzień. Zawiązałem ręcznik na biodrach i wyszedłem z łazienki. Woda, która spływała po moim ciele i skapywała przez włosy na tors, trochę mnie irytowała, dlatego zaczesałem je do tyłu. Wziąłem bieliznę z szufladki, oczywiście wiadomo, że pewny czarnowłosy patrzy się mniej więcej na mój brzuch. Oczywiście jak zwykle zbagatelizowałem to, nie przeszkadzało mi to nawet, w końcu to nie pierwszy raz, kiedy mój współlokator się na mnie lampił. Znowu zniknąłem w łazience na parę minut, aby skończyć się ubierać. Dwie minutki i byłem gotowy do wyjścia, nie suszyłem włosów, gdyż wolałem by same wyschły.
Gdy chłopak tylko ubrał buty, poszliśmy na stołówkę. Zamówiliśmy jedzenie, za które się oczywiście zapłaciło, a potem usiedliśmy przy jednym ze stolików na końcu sali. Rozglądałem się przy okazji za miejscem gdzie mogła być karta. Kurde, karty, najgorsze co może być to ich szukanie. Widelcem powoli nabijałem kawałeczek wołowiny. Huh, tylko gulasz u nich jest jadalny~ Może ich kuchnia się zmieni i trochę się przyłożą ? Ale to chyba moje marzenie chociaż... Może w kuchni znajdę kartę? Tylko jak się tam przedostać... Mają dopiero przerwę za dwie godziny...Eh, nie ma szans, siedzenie taki czas odpada. Musiałbym się w nocy włamać, jednak wolałem czym prędzej mieć to z głowy i nie bawić się takie pierdoły. Wziąłem do ust kawałek mięsa i wpatrywałem się w ścianę. Mój wzrok przeszedł na kratkę od wentylacji, zmrużyłem oczy podejrzliwe jakby chcąc coś dostrzec. Miałem wrażenie, że coś tam utknęło, tasiemka, która była umocowana do kraty ledwo unosiła się. Zapewne się zatkała, ale na pewno nie byle czym. Wziąłem nóż, który miał posłużyć mi za śrubokręt. Pokazałem Mikiemu znak milczenia, a mianowicie przyłożyłem palca wskazującego do ust i niezauważony przez nikogo podszedłem do wentylacji. Zasłaniało mnie drzewko w doniczce, więc szybko podsunąłem sobie krzesło i zacząłem odkręcać śrubki. Nie miałem problemu, w końcu byłem wysoki i spokojnie sięgałem do niej. Ostrożnie położyłem karty przy ścianie, a śruby krzyżaki wrzuciłem do kieszeni. Wyjąłem telefon i włączyłem latarkę, w końcu było wewnątrz niej ciemno, a coś ewidentnie blokowało wiatrak. Świeciłem chwile przyglądając się mechanizmowi, zauważyłem, że wewnątrz był kamień, który go blokował. Może miałem zwidy, że widziałem kartę? Nie, daje sobie dosłownie rękę uciąć ze tam jest. Unieruchomiłem skrzydła wiatraka na wszelki wypadek nożem i wsunąłem dalej rękę. Opuszkami palców wyczułem coś...płaskiego. Tylko cholera, nie mogłem sięgnąć, a już całe ramie prawie tam wsunąłem. Warknąłem pod nosem przekleństwo wkurzony tym, że gdy byłem blisko złapania jej, to ta uciekała mi z palców. Może po dwóch minutach udało mi się wyciągnąć uwaloną kartę, nie dało się wyczytać jaki był jej znaczek, ale da się to załatwić. Po coś w końcu służy szmatka i płyn do czyszczenia monitorów. Z uśmiechem satysfakcji schowałem ją do drugiej kieszeni i przykręciłem kratę z powrotem. Wróciłem do stolika i usiadłem z powrotem na swoim miejscu.
- Uwalona ale jest. - położyłem kartę na stole.
Wziąłem serwetkę i zacząłem nią czyścić wierzch karty. Ku mojemu zdziwieniu nie trzeba było żadnego specyfiku, aby bród zszedł. Odłożyłem brudną serwetkę na bok i przyglądałem się karcie, a jej znaczkiem była 10. - oo 10.... Teraz to tylko dostarczyć i mam już święty spokój... - odparłem zadowolony.
Skończyłem szybko jeść i odniosłem talerz wraz z tacą na swoje miejsce. Mike zdążył spokojnie pożywić się w stołówce, ta, przynajmniej nikt mu jedzenia na bluzę nie wywalił. Mogłem określić to za udany dzień..
Skierowałem się potem do pokoju, gdzie trzeba było oddać kartę. Zapukałem i wszedłem.
- Gdzie ty tą kartę trzymałeś? - spytał chłopak w masce wilka.
- W wentylacji siedziała, trochę kurzu się na niej osadziło, opary i te sprawy~ - westchnąłem. - No nic, odhaczyłem to już sobie idę.. - schowałem dłonie w kieszenie i skierowałem do wyjścia.
- Hej zaczekaj, powiedz mi, jak się czułeś jako król?
- Do dupy, nie lubię stać na dole ani na czele, ani nawet w środku hierarchii, wolę być gdzieś z boku i unikać tego... Jednak mam życiowego pecha, dosłownie: "z deszczu pod rynnę.." - skrzywiłem się i zamknąłem za sobą drzwi.
Wróciłem do pokoju gdzie ponownie położyłem się na łóżko. Po prostu, łóżko jako jedynie nie jest mi złem, bardziej przyjacielem..
< Miki? taa, łóżko zawsze najlepsze pod tym i tamtym zboczonym względem x3 >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz